Zagrała w filmie, a teraz się sypie
Praska kamienica, która stała się w latach 80. planem filmowego serialu „Dom”, rozpada się. Odpadają gzymsy, przez dach leje się woda. Na remont nie ma pieniędzy.
Runął cały gzyms. Na szczęście w nocy, kiedy nikt nie przechodził ulicą. A mogło dojść do tragedii – mówi Małgorzata Ruszkowska, jedna z mieszkanek kamienicy przy ul. Kowelskiej. – To efekt dziur w nieremontowanym od lat dachu. Lała się woda, strop nie wytrzymał. Ciekawe, co spadnie w następnej kolejności. Ja już boję się chodzić tą stroną ulicy – dodaje.
Mieszkańcy skarżą się, że to ruchliwe miejsce, a obiekt nie został zabezpieczony.
– Sprzątnięto jedynie gruz z chodnika – mówią rozżaleni.
Wicedyrektor pólnocnopraskiego Zakładu Gospodarki Nieruchomościami Cezary Szajewski protestuje.
– Budynek jest zabezpieczony, nic złego nie powinno się stać. Ale na remont pieniędzy nie mamy – tłumaczy.
Czteropiętrowa kamienica Marii Kossakowskiej przy ul. Kowelskiej 6 stanęła na początku XX w. Jest w rejestrze zabytków, podobnie jak wiele innych obiektów na tzw. Nowej Pradze. Znajduje się na turystycznej mapie stolicy. W pobliżu dawnego bazaru Pachulskiego i pałacyku Konopackiego.
Ale zasłynęła najbardziej nie ze względu na swoją wartość historyczną czy architektoniczną. Jest znana, jak przypominają sami mieszkańcy, z kariery filmowej. To tutaj kręcono drugą część kultowego serialu „Dom", który opowiadał o życiu rodziny Talarów z kamienicy przy ul. Złotej. To ją właśnie udawał budynek i jego okolica przy Kowelskiej 6. Do dziś z tego okresu pozostały na fasadzie styropianowe dekoracje, które miały go upodobnić do kamienicy z Pańskiej 25, gdzie kręcono film wcześniej.
Ale kariera filmowa na nic się budynkowi nie przydała.
– Zapomnieli o nim jak o innych nie tylko w tej okolicy, ale i na całej Pradze – mówi lokatorka. – Nie ma tu ciepłej wody ani centralnego ogrzewania. I nie dość, że ludzie żyją w opłakanych warunkach, to jeszcze sypią się tynki, odpadają całe bloki cegieł.
Wiceburmistrz Pragi-Północ Jarosław Sarna rozkłada ręce i przyznaje: – Tak naprawdę na palcach rąk można policzyć budynki, które nie wymagają u nas jakiegoś remontu. Może jakbyśmy mieli ok. 500 mln zł, to doprowadzilibyśmy stare kamienice do porządku – mówi wiceburmistrz. I przyznaje, że roczne budżety ZGN wystarczają tylko na bieżące remonty. Często takie, których gołym okiem nie widać. – Zaczęliśmy, już kilka lat temu, od zabezpieczeń balkonów, które groziły odpadnięciem, sukcesywnie staramy się remontować dachy. Musimy też wymieniać instalacje, np. kanalizacyjne, bo mają kilkadziesiąt lat. Elewacje muszą poczekać na lepsze czasy – mówi wiceburmistrz Sarna.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.