Śmierć wojennych fotoreporterów
Ich misją było pokazywanie konfliktów z bliska i poruszanie sumień. Zginęli na posterunku z aparatem w ręku „Jestem w Misracie, w Libii. Ciężki ostrzał ze strony sił Kaddafiego. Żadnego śladu NATO" – napisał brytyjski fotoreporter Tim Hetherington w swojej ostatniej wiadomości na Twitterze.
Kilkanaście godzin później pocisk wystrzelony z ręcznej wyrzutni trafił w mur, pod którym skrył się z grupką dziennikarzy. Hetherington i amerykański fotoreporter Chris Hondros zginęli od ran. Dwóch innych dziennikarzy zostało rannych.
27-letniego brytyjskiego fotoreportera Guya Martina odłamek trafił w brzuch. Zabici dziennikarze należeli do czołówki korespondentów wojennych. Relacjonowali wojny w różnych zakątkach świata. 40-letni Hetherington zyskał sławę jako fotoreporter, ale coraz częściej zamieniał aparat na kamerę. W latach 2007 i 2008 spędził wiele tygodni na jednym z najbardziej niebezpiecznych amerykańskich posterunków w Afganistanie. Nakręcił tam dokumentalny film „Wojna Restrepo".
Wstrząsający obraz został obsypany nagrodami. – Tim zawsze chciał pogłębić temat, pokazać go z innej strony niż wszyscy. Był wybitnym profesjonalistą, ale przede wszystkim był człowiekiem. Dlatego tak dobrze potrafił wczuć się w ludzkie emocje i je wydobyć. Zjednywał też sobie ludzi, bo był po prostu fajnym kompanem – mówi Josh Lustig z brytyjskiej agencji Panos Pictures, dla której od kilkunastu lat pracował Hetherington. Podobnie wspominają go inni.
– Pracowałem z wieloma reporterami wojennymi, ale Tim był wyjątkowy. Jego zdjęcia pomogły nam nieraz poruszyć serca światowej opinii publicznej – opowiada Peter Bouckaert, szef oddziału Human Rights Watch w Genewie. 41-letni Amerykanin Chris Hondros też pojechał do oblężonej przez wojska Kaddafiego Misraty, by pokazać cierpienie cywilów. – Chris kochał życie. Chyba dlatego tak go bolała krzywda niewinnych ludzi dotkniętych przez konflikt. I z tej perspektywy starał się pokazywać wojny – mówi Todd Bennett, przyjaciel zabitego dziennikarza. Hondros fotografował konflikty m.in. w Nigerii, Gruzji, Afganistanie, Kosowie i Angoli. W Iraku był kilkanaście razy. Jego zdjęcia pojawiały się na pierwszych stronach „Economista", „Newsweeka", „New York Timesa" i „Washington Post".
Był laureatem nagrody World Press Photo i złotego medalu Roberta Capy. Został nominowany do Pulitzera. – Kiedy nie był na wojnie, to całymi dniami siedział w ciemni. Ale gdy z niej wyszedł, to żył pełnią życia. Uwielbiał muzykę klasyczną, jak szalony grał w szachy – wspomina Bennett. Śmierć reporterów wstrząsnęła środowiskiem dziennikarzy. – Każdy z nas ma wytyczone granice, których stara się nie przekraczać. Ale im więcej razy się jeździ na wojnę, tym bardziej te granice się przesuwają. Niektórzy się w końcu znajdują na pierwszej linii frontu i nie potrafią bez tego żyć – mówi Kuba Kamiński, fotoreporter „Rzeczpospolitej".
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.