Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zientarski nie miał pozwolenia na jazdę ferrari

ak 26-03-2008, ostatnia aktualizacja 26-03-2008 19:13

Czerwone ferrari, które 27 lutego uderzyło w filar na Puławskiej, należało do byłego wiceszefa Orlenu Pawła Szymańskiego. Maciej Zientarski miał jedynie je sfotografować; na testy samochodu pojechał bez zgody właściciela.

Właściciel feralnego ferrari, były prezes PKN Orlen, jest znajomym Macieja Zientarskiego. Łączy ich zamiłowanie do sportowych samochodów. Czerwone ferrari modena zostało kupione dwa dni przed wypadkiem- podaje "Dziennik". Właściciel auta tłumaczył prokuraturze, że nie miał gdzie przechowywać nowego baytku, więc zostawił auto na posesji Zientarskiego. Pozwolił dziennikarzowi zrobić zdjęcia maszyny, o jeździe nie było wówczas mowy.

- Rozważaliśmy moje wejście do firmy Maćka, która zajmuje się motoryzacyjnymi eventami dla biznesmenów. Auto mogłoby być moim wkładem albo Maciek by je spłacił. Szczegóły nie były jeszcze doprecyzowane- mówi "Dziennikowi" Paweł Szymański.

Mija miesiąc od tragedii pod wiaduktem

Była środa 27 lutego godzina 21.40, kiedy rozpędzone czerwone ferrari modena, jadące ul. Puławską w kierunku Piaseczna, uderzyło w betonowy filar wiaduktu na wysokości ulicy Rzymowskiego. Siła uderzenia była tak duża, że samochód rozpadł się na dwie części. Chwilę potem ferrari stanęło w płomieniach, które były widoczne z odległości kilkuset metrów.

Auto prowadził popularny dziennikarz motoryzacyjny Maciej Zientarski, który w stanie krytycznym trafił do szpitala Dzieciątka Jezus przy ul. Lindleya w Warszawie. Przeżył, bo siła uderzenia wyrzuciła go z płonącego ferrari.

Jego kolega, dziennikarz „SuperExpressu” Jarosław Zabiega, spłonął. Strażnicy miejscy, którzy jako pierwsi przyjechali na miejsce zdarzenia, znaleźli jego spalone ciało obok wraku samochodu.

Lekarze ze Szpitala Dzieciątka Jezus, w którym przebywa Zientarski mówią, że miał wielkie szczęście, że przeżył wypadek, w którym samochód rozpadł się w drobny mak. Dziennikarz przechodzi kolejne operacje, ale ciągle pozostaje w śpiączce.

W środę Zientarski miał zostać przeniesiony z oddziału intensywnej terapii na oddział chirurgii. Lekarze twierdzą, że nie wymaga już tak intensywnej opieki medycznej.

"Dziennik"

Najczęściej czytane