Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

To lekarstwo na korupcję

01-04-2008, ostatnia aktualizacja 02-04-2008 22:53

Sędzia asystent z Warszawy tworzy wspólnie z Grzegorzem Gilewskim (głównym) i Maciejem Wierzbowskim jedyną w Polsce trójkę zawodowych arbitrów - z Rafałem Rostkowskim rozmawia Maciej Białek.

autor: Marian Zubrzycki
źródło: Fotorzepa

Czy w czasach, gdy co chwila słyszymy o zatrzymaniu kolejnych sędziów, wprowadzenie zawodowstwa wśród arbitrów może powstrzymać korupcję?

Rafał Rostkowski: Uważam, że w 80 proc. wyeliminuje to zjawisko. Oczywiście ludzie mają różne kręgosłupy moralne, słabsi pękną i się skuszą. Inni jednak nie zaryzykują. Do tej pory najwyższa ujawniona łapówka wynosiła podobno 43 tys. zł za mecz. Dobrze wynagradzanemu zawodowemu sędziemu nie opłaci się brać tych pieniędzy. Pamiętajmy jednak, że zawodowe sędziowanie to również wiele innych korzyści. Przede wszystkim poprawienie poziomu. Obecnie arbiter traktuje sędziowanie jako hobby albo dodatkowe źródło utrzymania. Etatową pracę wykonuje gdzie indziej, więc na mecz jedzie zmęczony. Zamiast prowadzić zimą sparingi z udziałem czołowych drużyn, biega po lesie i uczy się teorii. To za mało, w ten sposób nie podniesie swojego poziomu. I dlatego zaczynamy każdy sezon ligowy nieprzygotowani. Potem mnożą się pomyłki na boisku. Sędziowie muszą w siebie inwestować, ale powinni dostać coś w zamian.

Dlaczego nie dostają? Brak pieniędzy?

Taki powód podaje zarządzająca rozgrywkami Ekstraklasa SA. Od trzech lat obiecuje wprowadzenie zawodowego sędziowania, ale gdy przychodzi do konkretów, zasłania się brakiem pieniędzy. To jakiś absurd. Skoro kluby stać na płacenie takich łapówek sędziom, to dlaczego nie stać ich na utrzymanie arbitrów zawodowych? Polskie kluby mają pieniądze, czasami nawet za dużo. Nie wiedzą, co z nimi robić. To oznacza, że budżet Ekstraklasy jest źle zagospodarowany.

W tej chwili zawodowy sędzia główny, na razie jeden, otrzymuje 12 tys. zł brutto. Asystenci po 8 tys. Pieniądze wypłaca PZPN?

Tak. Za tę sumę opłacamy sobie nie tylko dojazd, wyżywienie, hotele, sprzęt czy biuro rozrachunkowe (musieli założyć firmy – przyp. red.), ale także m.in. trenera lekkoatletycznego. Jesteśmy zawodowcami, więc musimy w siebie inwestować. Na każdy mecz wożę trzy pary butów i sześć koszulek w kilku kolorach, bo Ekstraklasa nie wie wcześniej, w jakich trykotach zagrają piłkarze. Gdy odliczymy wszystkie niezbędne koszty, zostaje mi 3 – 5 tys. zł na miesiąc.

Czyli jednak jest pokusa. Wynika z tego, że stawki dla sędziów zawodowych powinny być wyższe.

Nie wypada mi tego mówić. Wielu ludzi zarabia w Polsce mniej niż te 3 – 4 tys. zł. Uważam jednak, że to rzeczywiście niewielkie stawki. W końcu jesteśmy osobami publicznymi. Dlaczego się zgodziliśmy? Ponieważ chcemy być poważnie traktowani przez FIFA. Jej władze zapowiedziały, że największe turnieje, np. mistrzostwa świata, będą prowadzić tylko zawodowi sędziowie.

Jakimi warunkami jest obwarowany wasz kontrakt? Np. w przypadku korupcji?

Jeśli któryś z zawodowych sędziów zostanie skazany prawomocnym wyrokiem, musi wpłacić do kasy PZPN 100 tys. zł. Na razie podpisaliśmy pięciomiesięczne umowy na okres próbny, do końca maja. Jeśli eksperyment zostanie uznany za udany, umowy będą przedłużone. Inna sprawa, że nie za bardzo wiem, co tu sprawdzać? Równie dobrze moglibyśmy sprawdzać kulistość naszej planety. Jeśli chcemy ulepszać ekstraklasę, to wprowadzenie zawodowego sędziowania jest niezbędne. Zresztą czy ktoś słyszał, żeby amatorzy byli kiedyś lepsi od zawodowców?

Tak. Hokeiści radzieccy w czasach zimnej wojny...

Ale każdy wiedział, że to wcale nie byli amatorzy. Zatrudniano ich na fikcyjnych etatach. W tej chwili główny sędzia bez zawodowego kontraktu dostaje w Polsce za mecz 2,4 tys. zł brutto, asystenci połowę tej kwoty. Muszą opłacić mnóstwo spraw, o których wspominałem w swoim przypadku. Zostaje naprawdę niewiele. Jeśli ktoś chce zaoszczędzić, jada w tanich barach przydrożnych. To się potem odbija na jego formie i jest tylko jednym z wielu dowodów na różnicę między profesjonalnym i amatorskim podejściem do pracy.

Czy pana, międzynarodowego sędziego, zdziwiła skala korupcji w polskim futbolu?

Generalnie każdy w naszej piłce wiedział, że dzieje się coś złego. W środowisku krążyły różne informacje, ale przyznam, że skala tego zjawiska powala...

Zdaje pan sobie sprawę, że teraz od was, zawodowych sędziów, będzie zależało moralne oczyszczenie środowiska. Bo jeśli wam nie ufać, to komu?

To prawda, ale jedna zawodowa trójka nie zbawi całego środowiska. Zawodowych trójek sędziowskich musi być co najmniej kilka, kilkanaście. Młody arbiter będzie o siebie dbał, uodporni się na pokusy, jeśli dostanie zawodowy kontrakt. W przeciwnym razie, przy zachowaniu obecnego systemu, za pięć, dziesięć lat znowu usłyszymy o kolejnych zatrzymaniach.

Czy od czasu, gdy został pan sędzią zawodowym, miał pan propozycje korupcyjne?

Nie, ani jednej. Wcześniej takie historie się zdarzały, ale ponad siedem, osiem lat temu i naprawdę rzadko. Może dlatego, że wywodzę się ze środowiska dziennikarskiego i obawiano się do mnie podchodzić.

Skomentuj ten artykuł

Życie Warszawy

Najczęściej czytane