Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Metro w łanach żyta, zawiadomić Moskwę!

Konrad Majszyk 21-10-2008, ostatnia aktualizacja 22-10-2008 11:23

– Metro miało być dla stolicy marchewką, na osłodę stanu wojennego. Budowa pierwszej linii to była partyzantka – opowiada były dyrektor Metra Warszawskiego Bohdan Zuń w rozmowie z Konradem Majszykiem.

autor: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa
autor: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa

Zobacz, jak wyglądać będą stacje drugiej linii

Wirtualna przejażdżka drugą linią metra

Za trzy dni otwarcie trzech ostatnich stacji. Chciałby Pan przecinać wstęgę?

Dyr. Bohdan Zuń: Nie, do tego się nie palę. Przez długie lata kierowałem tą inwestycją. Na tle panującego wcześniej i dziś bałaganu metro działa wyjątkowo przyzwoicie. Jest czyste, schludne i bezpieczne. I czuję, że to także moja zasługa.

Zaczął Pan kierować budową metra w 1982 roku, a został odwołany w 2002 roku. Od stanu wojennego do IV RP?

Zostałem zmuszony do odejścia z Metra w wieku emerytalnym. Miałem wtedy prawie 70 lat, więc nie mogę mieć o nic pretensji. Po latach okazało się, że o moim usunięciu zdecydowały jedne z najważniejszych dziś osób w państwie: prezydent RP, prezes NBP i prezes TVP (Lech Kaczyński, Sławomir Skrzypek i Andrzej Urbański ; wówczas w zarządzie miasta – red.). Kto by pomyślał!

Odwołał więc Pana nie byle kto. Satysfakcja?

Raczej słaba.

Dlaczego do rozpoczęcia budowy metra doszło w stanie wojennym?

Władze poszukiwały wówczas tzw. marchewki, dla uspokojenia nastrojów. Budowa metra miała być dobrze widziana, to taka ludzka twarz władzy po ogłoszeniu stanu wojennego.

Czy to z tego powodu Czesi i Węgrzy dostali metro wcześniej?

W pewnym sensie tak. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że po metro rozpoczynano po jakiejś „awanturze”. W Budapeszcie ruszyła po wypadkach w 1956 roku, a w Pradze po interwencji w 1968 roku.

Jak wyglądała budowa metra w Warszawie w latach 80.?

Warunki były straszne. To była partyzantka. Dla tej inwestycji centralnej były zagwarantowane pieniądze, to fakt, ale nie było materiałów, nie było sprzętu. Istniały uchwały rządowe nakazujące dostawy, ale z ich wyegzekwowaniem mieliśmy ogromne problemy.

A wykonawcy?

Dzisiaj są przetargi. Wykonawcy starają się jeden przez drugiego: który zrobi to lepiej, taniej, itd. Wtedy było inaczej: państwowe przedsiębiorstwa... wybierały inwestorów. Wykonawcy porównywali, który inwestor będzie dla nich korzystniejszy. To taki przetarg, tylko w przeciwną stronę.

Jak przebiegała bratnia współpraca z ZSRR?

Jeździliśmy na szkolenia do Metra Leningradzkiego. Z ZSRR dostaliśmy sporo projektów, ale nie wszystko wykorzystywaliśmy. Nie chodziło o to, żeby ślepo naśladować. Stamtąd ściągnęliśmy też sporo maszyn, np. tarcze do drążenia. Ale to nie było za frajer. O nie, musieliśmy za to wszystko zapłacić.

Jakieś akcenty humorystyczne?

W połowie lat 80. przyjechali do nas konsultanci z ZSRR. Owocem tej wizyty okazał się wysłany do Moskwy memoriał z informacją, że Polacy budują metro w życie. Tak, tak, na Ursynowie rosło wtedy żyto. Na szczęście, było już za późno, żeby tę budowę zatrzymać.

Jerzy Twardo związany z metrem od lat 50. powiedział nam, że wtedy podchodził do iwestycji z dystansem.

Inż. Twardo miał uraz po wstrzymaniu budowy w latach 50. Ale był niezniszczalny, metro sporo mu zawdzięcza. Mnie wtedy niczego nie wstrzymali, więc miałem sporo zapału.

Skąd kadra do budowy?

Mieliśmy umowę z Politechniką Warszawską na zatrudnienia absolwentów. Przez sześć lat otwieraliśmy też i finansowaliśmy klasy w technikach: kolejowym przy Szczęśliwickiej, a także przy Konopczyńskeigo, Włościańskiej, Puławskiej i al. Stanów Zjednoczonych.

Czyli metro tworzyli młodzi ludzie?

W ubiegłym tygodniu spotkałem się z ówczesnymi budowniczymi metra. Spojrzeliśmy się po sobie – toż to już grupa staruszków! A zaczynaliśmy jako bardzo młody zespół. Ta budowa trwała 25 lat. Człowiek się starzeje, na miłość Boską.

Czy coś dałoby się zrobić lepiej?

Robotę wykonaliśmy dobrze. Oczywiście, budowaliśmy za wolno. Ale w latach 90. na metro nie było pieniędzy. Za moich czasów ani razu nie zdarzyło się jednak, że metro nie wykorzystało przyznanych w budżecie pieniędzy. A później tak się zdarzało, to przykre.

Dlaczego stacja Ratusz powstała z dala od pl. Bankowego?

To było nęcące, żeby zbudować stację Ratusz bez zamykania pl. Bankowego. Wtedy zaczęliśmy budować mniejsze stacje kompaktowe, więc nie udałoby się zrobić jednego wejścia przy Senatorskiej, drugiego przy al. Solidarności. I wreszcie: nie był też zwolennikiem stacji Muranów, która byłaby najmniej wykorzystywana z całej linii. Przesunięcie Ratusza na północ, bliżej Dw. Gdańskiego, miało zrekompensować brak Muranowa.

Zrezygnowaliście nie tylko z Muranowa, ale też z Placu Konstytucji.

Z badań wynikało, że Muranów byłby najmniej obciążoną stacją. Placu Konstytucji było mi znacznie bardziej szkoda. Tutaj linia pierwsza miała się spotkać z trzecią. Zrezygnowaliśmy z niej, bo nie było zgody na jednoczesne zamknięcie al. Niepodległości i Marszałkowskiej.

Czy w latach 70. wiedział Pan, że metro gierkowskie to pic na wodę?

To nie był pic na wodę. Gdyby nie to metro gierkowskie, to byśmy nie rozpoczęli budowy w latach 80. Za Gierka przygotowano założenia techniczno-ekononomiczne. W oparciu o to wiedzieliśmy, gdzie ma być, ile ma kosztować.

Warszawa jest trudna geologicznie?

Im głębiej , tym gorzej. To m.in. dlatego tzw. metro głębokie w latach 50. zostało zawieszone, za drogo kosztowało. Dlatego w latach 80. pilnowaliśmy się, żeby nie schodzić za głęboko.

Czy druga linia w końcu powstanie?

Mam nadzieję. Ale to nie jest ta sama linia, dla której współtworzyłem założenie projektowe. Tamta linia łączyła wielkie zakłady pracy: od Kasprzaka na Woli do FSO na Tarchominie. Dzisiaj została skrócona. W efekcie Tarchomin, osiedle większe od Ursynowa, nie ma ani metra, ani tramwaju.

Czy druga linia powstanie do 2020 roku?

Nie wiem. Nie siedzę już w tym.

Dodaj swoją opinię...

Życie Warszawy

Najczęściej czytane