Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Podolski – polski kat Polski

Maciej Białek 08-06-2008, ostatnia aktualizacja 09-06-2008 14:15

Urodzony w Gliwicach Łukasz Podolski zawsze podkreśla, że choć gra dla Niemiec, serce ma polskie. Wczoraj nie miał jednak dla biało-czerwonych litości. To po jego dwóch bramkach przegraliśmy 0:2.

autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa
Mecz Polska - Niemcy
autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa
Mecz Polska - Niemcy
autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa

Miało być pięknie jak nigdy, a skończyło się jak zawsze. Nasi piłkarze po raz 16. grali z Niemcami, których jeszcze nigdy nie pokonali. Wczoraj ta sztuka też im się nie udała.

– Szkoda, że nie wykorzystaliśmy sytuacji na samym początku meczu, bo wówczas potoczyłby się pewnie inaczej. Zabrakło nam chyba nieco wiary we własne możliwości – mówił Mariusz Lewandowski, w którego koszulce po zakończeniu meczu po boisku chodził... Podolski (jako jedyny z reprezentantów Niemiec).

– Robię wszystko, by odizolować piłkarzy od emocji niezwiązanych ze sportem – mówił Leo Beenhakker, ale przed meczem w Klagenfurcie trudno było od tego uciec.

Dla polskich kibiców spotkanie z Niemcami było sprawą narodową. „Cedynia 972, Grunwald 1410, Klagenfurt 2008” – to jeden z transparentów, jaki taszczyli niedaleko stadionu.

Kibice nie chcieli przyjmować do wiadomości, że Polska nigdy wcześniej nie pokonała Niemców. Musieli iść na stadion z podniesioną głową, więc szukali odniesień do historii. Uległ jej nawet Beenhakker. – Nasi rywale nie wygrali żadnego z sześciu meczów finałów ME w 2000 i 2004 roku – przypomniał Holender dzień przed spotkaniem.

Graliśmy u siebie

Jeszcze w sobotę austriackie rozgłośnie podawały, że w Klagenfurcie jest kilka tysięcy polskich fanów. Następnego dnia po południu już 70 tysięcy. Jedni przypominali Cedynię i Grunwald, inni mieli bardziej współczesne problemy. Na przykład ci z napisem na koszulce: „Ich brauche 4 tickets” (potrzebuję czterech biletów). Ceny biletów u „koników” dochodziły do 700 euro (najczęściej po 500 euro), ale nasi fani nie żałowali grosza.

Nagrodą był widok trybun Woerthersee Stadion – na 30-tysięcznym obiekcie polscy kibice zajęli ok. 60 procent miejsc! Nic dziwnego, że najpopularniejszym okrzykiem było: „Gramy u siebie” (przeplatane ze skandowaniem nazwiska Roberta Kubicy).

Cztery godziny przed meczem Beenhakker rozwiał wątpliwości co do wyjściowego składu. Ostatecznie zabrakło w nim legionisty Jakuba Wawrzyniaka (na lewej obronie zaczął Paweł Golański).

Mecz zaczął się od niecelnego strzałem w dobrej pozycji Jacka Krzynówka (to o nim wspominał później Lewandowski). Po chwili było przerażająco i zarazem szczęśliwie. W 5. minucie dwóch Niemców (Miroslav Klose i Mario Gomez) znalazło się przed Arturem Borucem, ale na szczęście Gomez spudłował. Po drugiej stronie Jens Lehmann dwukrotnie niepewnie odbijał piłkę przed siebie, potwierdzając, że jest najmniej pewnym punktem rywali. Co innego jednak wiedzieć, co innego umieć wykorzystać.

„Poldi” się nie cieszył

Niestety, zamiast liczyć na błędy Niemców, sami je popełnialiśmy. W 20. minucie praktycznie kopia akcji z początku meczu – środkowi obrońcy wyszli za daleko od pola karnego i przed Borucem znaleźli się Klose i Łukasz Podolski. Niemcy z polskimi korzeniami rozegrali to wzorcowo (pierwszy podał drugiemu) i przegrywaliśmy 0:1.

Odpowiedzieliśmy trzema strzałami Mariusza Lewandowskiego, jednym Wojciecha Łobodzińskiego. Najlepszą okazję zmarnował w 35. minucie Maciej Żurawski.

Niespodziewanie lewa strona, która miała być naszym atutem, okazywała się bolączką. Jacek Krzynówek rozbijał się jak woda o skały o solidnie grającego Philippa Lahma. Po przerwie „Krzynek” wciąż sprawiał wrażenie zagubionego.

W przerwie Beenhakker zareagował, zamieniając Żurawskiego na Rogera. Liczył na błysk geniuszu, indywidualną akcję Brazylijczyka, których tak brakowało przed przerwą. Polacy zaczęli ofensywnie, znacznie dłużej utrzymując się przy piłce niż Niemcy. Zdenerwowany selekcjoner Joachim Loew zareagował natychmiast, posyłając w bój znanego z żelaznych płuc Bastiana Schweinsteigera, ale to biało-czerwoni kontrolowali grę. Co z tego, skoro brakowało dogodnych okazji. Trzecia drużyna świata bała się odkryć, ale trudno się dziwić – taka taktyka zapewniała prowadzenie. Ba, nawet podwyższenie wyniku! W 72. minucie błąd Golańskiego wykorzystał Podolski i było 0:2. – Sieg!!! – krzyknęło niespełna 10 tysięcy Niemców.

Uczucie deja vu

– Mogliśmy wygrać wyżej – mówił Podolski. – Życzę Polakom zwycięstw w kolejnych meczach. Mogą obok nas awansować do 1/4 finału – dodawał. W końcówce Niemcy niepodzielnie panowali już na boisku. Gdyby nie Artur Boruc, skończyłoby się jeszcze gorzej.

Trzeci wielki turniej Polaków w ciągu sześciu lat i deja vu. Znów przegrywamy mecz otwarcia 0:2, co kiepsko rokuje na przyszłość. Czym się możemy pocieszać? Na mundialu w Korei Południowej drugi mecz graliśmy z Portugalią, a podczas MŚ 2006 w Niemczech – z gospodarzami. Teraz czeka zajmująca 95. w rankingu FIFA Austria. Jeszcze nie wszystko stracone, zwłaszcza że – przyznajmy z bólem serca – porażkę z Niemcami zakładaliśmy w naszych chłodnych kalkulacjach.

Niemcy – Polska 2:0 (1:0)• Bramki: Łukasz Podolski 20’, 72’ • Żółte kartki: Schweinsteiger – Lewandowski, Smolarek • Sędziował Tom Henning Ovrebo z Norwegii • Widzów: 30 tys. • Niemcy: Lehmann – Lahm, Mertesacker, Metzelder, Jansen – Fritz,(55’ Schweinsteiger), Frings, Ballack, Podolski – Klose (90’ Kuranyi), Gomez(75’ Hitzlsperger) • Polska: Boruc – Wasilewski, Żewłakow, Bąk, Golański (75’ Saganowski) – Łobodziński, (65’ Piszczek), Dudka, Lewandowski, Krzynówek – Żurawski (46’ Roger), Smolarek

Życie Warszawy

Najczęściej czytane