Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

W bezruchu

mz, Anna Kilian 17-01-2008, ostatnia aktualizacja 17-01-2008 18:19

Kreatywność człowieka nie zanika nawet w sytuacji pozornie bez wyjścia. Jeśli w głębi duszy jest się artystą, sparaliżowane ciało nie może być przeszkodą w nawiązaniu kontaktu z otoczeniem. Twórczy potencjał nie zna granic – im większe wyzwanie, tym bardziej warto postarać się mu sprostać.

źródło: Nieznane

Kino uwielbia opowiadać o tych, którzy odnoszą zwycięstwo w walce z własnymi słabościami. To najprawdziwsi bohaterowie. A widzowie lubią oglądać o nich filmy zapewne dlatego, by samemu jakoś się wesprzeć w zamiarze pokonania swoich wad. Ważną rolę odgrywa tu też zwykła ludzka ciekawość – któż by nie chciał zobaczyć, jak właściwie było możliwe podyktowanie książki za pomocą serii mrugnięć powieką?Uwięziony w ciele

Uhonorowany dwiema nagrodami w Cannes i dwoma Złotymi Globami film Juliana Schnabela znakomicie pokazuje, jak doszło do urzeczywistnienia rzeczy niezwykłej – napisania książki przez niemal całkowicie sparaliżowanego mężczyznę. Słowo niemal pozostawia niewielki margines możliwości – w przypadku Jeana-Dominique’a Bauby’ego (w filmie gra go Mathieu Amalric) jedynym elementem „czynnym” w jego ciele pozostała lewa powieka. Pewnego chłodnego popołudnia redaktor magazynu „Elle” doznał bowiem rozległego wylewu. Gdy się wybudził ze śpiączki po 20 dniach, zorientował się, że nie jest w stanie skontaktować się z otoczeniem. Nie może się poruszać i nie może mówić. Spróbujmy wyobrazić sobie przez chwilę, że jesteśmy w jego skórze, a poczujemy chłód trwogi. Cóż może być gorszego od przerażającej bezsilności, gdy nie możemy skomunikować się ze światem? Z pełnego życiowej energii i radości, dynamicznego 43-letniego mężczyzny, Bauby w jednej chwili zamienił się w bezwładne ciało przykute do łóżka.Książka, którą stworzył, nie mogłaby powstać bez pomocy oddanej terapeutki Henriette (Marie-Josée Croze), która nauczyła Bauby’ego jedynego sposobu komunikacji. Tabliczka z alfabetem liter uszeregowanych według częstotliwości ich występowania w języku francuskim stała się niezbędnym rekwizytem podczas ich spotkań. Henriette czytała alfabet, a Jean-Dominique potwierdzał mrugnięciem tę literę, która była mu potrzebna do złożenia słowa. Żmudna praca nad książką trwała dwa lata i stała się dla Bauby’ego wyzwoleniem i terapią. Dzięki „pisaniu” miał poczucie osadzenia w rzeczywistości. W kilka dni po ukończeniu książki zmarł. „Motyl i skafander” jest filmem niezwykłym i na miarę pierwowzoru literackiego, który stał się międzynarodowym bestsellerem. Jego sukces opiera się na świetnej realizacji. Schnabel i operator Janusz Kamiński znaleźli znakomity sposób na wyrażenie uczuć i przeżyć Jeana-Dominique’a – pozwolili, byśmy oglądali świat oczami bohatera. Kamera rzadko staje z boku Bauby’ego. Dzieje się tak w scenach retrospekcji, gdy oglądamy szczęśliwego Jeana-Dominique’a w chwilach sprzed katastrofy i gdy opuszcza szpital, by spędzać popołudnia na plaży, z odwiedzającą go rodziną. Jak na tak trudny temat, „Motyl i skafander” jest filmem zadziwiająco lekkim. Nie tylko nie przygnębia, ale wręcz poprawia nastrój widza, oglądającego spektakl bezprzykładnego zwycięstwa człowieka, który nie poddał się nawet wobec kompletnego bezwładu swojego ciała. I to bez nadziei na wyleczenie. Sławna stopa Christy’ego

Także Irlandczyk Christy Brown potrafił przekuć swoje nieszczęście w dobrą literaturę. Urodził się z porażeniem mózgowym w niezwykle biednej katolickiej rodzinie i miał 12 rodzeństwa. Nie mówił i nie mógł się poruszać. Lekarze uznali go również za upośledzonego psychicznie. Christy jednak nauczył się czytać i pisać, posługując się jedyną „ruchomą” kończyną, lewą stopą. Dzięki fizjoterapii zaczął mówić. Uczył się sam i dużo czytał, ale tylko Dickensa, co miało niedobry wpływ na jego wczesne próby pisarskie. Staromodna składnia brzmiała bardzo źle. Ale skuteczna terapeutka pomogła zwalczyć i te trudności. Autobiografia Christy’ego, „Moja lewa stopa”, odniosła wielki sukces. Przetłumaczono ją na 14 języków. Po niej Brown napisał kilka powieści i wydał zbiory wierszy. Także malował. Zmarł w Anglii, gdzie przeprowadził się z żoną. Najwięcej zawdzięczał matce, która zawsze, od jego najwcześniejszych dni, wiele do niego mówiła i spędzała z nim czas na nauce i zabawie. Nigdy nie uwierzyła w upośledzenie Christy’ego. Rodzeństwo wszędzie zabierało go ze sobą w starym, rozwalającym się gokarcie, nawet próbując go uczyć pływania. Brown wygrał ze swą ułomnością wspierany przez kochającą rodzinę. Ta niezwykła postać zyskała ekranową twarz Daniela Day-Lewisa, który w „Mojej lewej stopie” Jima Sheridana stworzył mistrzowską kreację nagrodzoną Oscarem.Trzy dekady w łóżku

Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego otrzymał trzy lata temu hiszpański obraz Alejandro Amenabara „W stronę morza”. Jego autentyczny bohater Ramon Sampedro (świetna rola Javiera Bardema), sparaliżowany do szyi w wyniku wypadku podczas nurkowania, spędził 28 lat w tym samym łóżku i w tym samym pokoju, walcząc o prawo do eutanazji. Przed śmiercią zdołał opublikować swoje wiersze zatytułowane „Listy z piekła”. Pisał przez całe życie, jeszcze pracując jako mechanik okrętowy. Sprawiedliwie ważąc racje, reżyser nie opowiedział się po żadnej ze stron – ani za, ani przeciw sankcjonowaniu śmierci na życzenie. Ramon był kochany przez kobiety i uwielbiany przez rodzinę, jednak przykucie do łóżka i – z racji jego kalectwa – wieczna zależność od innych nie pozwalały mu cieszyć się życiem na tyle, na ile mógł w swojej ciężkiej sytuacji.     

__Archiwum__

Najczęściej czytane