Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Śladami Zapasiewicza

Jolanta Gajda-Zadworna, Agnieszka Rataj, Anna Brzezińska 15-07-2009, ostatnia aktualizacja 24-07-2009 17:14

Zamknięty w sobie, powściągliwy, aktorstwo wybrał – jak mówił – by przełamać nieśmiałość. Poza sceną cenił prywatność. Dlatego na mapie jego stolicy najważniejsze są teatry i Żoliborz, gdzie się wychował i mieszkał.

autor: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Kawiarnia Marcinek na Podwalu. Zbigniew Zapasiewicz często przychodził tu z krzyżówkami.
autor: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa
Kawiarnia Marcinek na Podwalu. Zbigniew Zapasiewicz często przychodził tu z krzyżówkami.
Dom przy Toeplitza 2, w którym mieszkał.
autor: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa
Dom przy Toeplitza 2, w którym mieszkał.

Plac Teatralny 3

W Teatrze Narodowym przez ostatnie lata powstawały wspaniałe role grającego gościnnie Zbigniewa Zapasiewicza. Finezyjny, cyniczny i zaskakujący Leon w „Kosmosie“ Gombrowicza wyreżyserowany przez Jerzego Jarockiego. Obaj rozmawiali już o rozpoczęciu we wrześniu prób do „Tanga“ Sławomira Mrożka, w którym aktor miał zagrać Eugeniusza.

Tu też powstała niezwykłe, skupiona, rozgrywająca się w przestrzeni saloniku w holu na trzecim piętrze adaptacja „Żaru“ Sandora Maraia. Rola generała Henrika, rozpamiętującego przez niemal całe życie ból zdrady ze strony żony i najlepszego przyjaciela, zapadała w pamięć każdemu. To właśnie w „Żarze“ pojawił się ostatni raz na scenie w ubiegły czwartek w Gdyni.

- Kilka dni temu we trójkę, z panią Danutą Szaflarską, graliśmy na Wybrzeżu dwa spektakle "Żaru". Zaraz po przedstawieniu Zbyszek wyjechał na Hel, następnego dnia miał wracać do Warszawy - mówi Ignacy Gogolewski. – Sam prowadził samochód, a wcześniej miał ogromny monolog, którego wygłoszenia nie mógłby się podjąć żaden aktor w Polsce. Kiedy zobaczyłem tytuły w gazetach, przeżyłem szok. Ładnie powiedział reżyser Jarocki, że nie przyjmuje do wiadomości, że Zapasiewicza nie ma. Ja też tego nie przyjmuję.

– Jestem ogłuszony tą wiadomością – mówi reżyser przedstawienia Edward Wojtaszek. – Profesor miał taką zasadę, by nigdy nie przenosić swoich problemów osobistych do teatru, więc rozstaliśmy się, życząc sobie udanych wakacji. Moja praca z nim przy tym przedstawieniu była przede wszystkim nauką i staraniem się, żeby przy takich osobowościach, jakie w nim się pojawiły, niczego nie zepsuć.

Miodowa 22/24

Przez całe niemal życie Zbigniew Zapasiewicz pojawiał się w Akademii Teatralnej, łącząc karierę aktorską z pracą pedagogiczną. Wykładowcą wtedy jeszcze Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej został w 1959 roku. W latach 1981-1984 był dziekanem Wydziału Reżyserii, w 1992 roku został mianowany profesorem zwyczajnym uczelni. Zajęcia z nim były jednymi z najciekawszych i najbardziej inspirujących dla studentów, którzy nawet jeśli buntowali się przeciwko jego metodom, zawsze mówili o nim z szacunkiem.

– Miał w sobie niezwykłą energię i rzetelność, które udzielały się nam – opowiada jeden z jego studentów, Przemysław Stippa, aktor Teatru Narodowego. – Nie był typem kumpla do pogadania, jeśli się odzywał, to zawsze z konkretnymi uwagami, które wiele nam dawały. Był ideałem pedagoga i wychowawcy. Wiedział o tym zawodzie wszystko, chciał nam to przekazać, a jego zaangażowanie powodowało, że my staraliśmy się nigdy go nie zawieść. Stworzone podziały między „starym“ a „nowym“ teatrem, w których pokazywano go jako przedstawiciela szkoły konserwatywnej, były sztuczne. On, pomimo swoich lat, był młody i pozostawał na młodych otwarty.

– To ukochany profesor wielu roczników szkoły teatralnej, aktorów już dzisiaj wybitnych, doświadczonych, którzy mimo osiągniętej pozycji, nadal uważają go za niedościgły wzór: kunsztu aktorskiego i stylu aktorstwa, w którym pozostawał niezłomny – dodaje Michał Żebrowski. – Dlatego pozwoliłem sobie porównać go do Pana Cogito z wierszy Herberta. Herbert zresztą, w żartach z przekąsem stwierdzał, że nie lubi, jak Zapasiewicz mówi jego wiersze, bo wygląda to tak, jakby sam te wiersze napisał. Tymczasem Zapasiewicz taki był.

- Kiedyś na korytarzu szkoły teatralnej wziął mnie pod rękę i powiedział: "Wiesz Michał, ja postanowiłem być wierny" - wspomina aktor. – Jako młodemu aktorowi sformułowanie to wydało mi się dosyć górnolotne, ale obserwowałem potem jego wieloletnią wewnętrzną walkę z idiotyczną estetyką, jak nastała; widziałem, jak nie naginał się do mód, i te słowa okazały się w pełni uzasadnione.

Mokotowska 13

Z teatrem Współczesnym na stałe Zbigniew Zapasiewicz związany był dwa razy. W 1959 roku dołączył do zespołu stworzonego przez Erwina Axera. Dla niego, jak sam mówił, była to druga szkoła aktorska, u boku takich osobowości jak Halina Mikołajska czy Tadeusz Łomnicki. Rola Andrzeja Prozorowa w wyreżyserowanych przez Axera „Trzech siostrach“ Czechowa przyniosła mu pierwszą aktorską nagrodę na festiwalu w Katowicach.

Na deski Współczesnego powrócił w 1993 roku. Pojawił się tutaj w „Miłości na Krymie“ jako Zachedrynski, rosyjski inteligent, początkowo żywcem z Czechowa, potem stopniowo pogrążający się w kolejne historyczne szaleństwa kraju. Zagrał szalonego Stomila w koncertowym aktorsko „Tangu“ Mrożka, które cieszyło się ogromną popularnością wśród widzów Współczesnego. Za tę rolę w 1998 roku otrzymał Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza.

Plac Defilad 1

To właśnie Teatr Dramatyczny ukształtował osobowość Zapasiewicza, a Zapasiewicz ukształtował legendę tej sceny. Związany z nią przez 17 lat, występował u Ludwika René, Macieja Prusa, Jerzego Jarockiego, Kazimierza Dejmka. Stworzył tutaj postać buntownika – inteligenta sprzeciwiającego się ograniczeniom reżimu. I choć przez lata Zapasiewicz uciekał od etykietki takiego bohatera, uparcie twierdząc, że to jego warunki zewnętrzne powodują obsadzanego w takich rolach, to jednak z tych ról również zapamiętała go najlepiej publiczność teatralna, dla której był wyrazicielem ich własnych problemów i zmagań. Przez cztery lata pełnił w Dramatycznym funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego, tutaj również rozpoczął swoją pracę reżyserską.

W duecie z Gustawem Holoubkiem zagrał w „Królu Learze“. Stworzył wybitne role w „Pieszo“, „Rzeźni“, „Mordzie w katedrze“, wreszcie legendarną kreację Pijaka w „Ślubie“, dzięki którym zyskał sobie miano aktora Jerzego Jarockiego.

„Udaje się tu Zapasiewiczowi rzecz rzadka:“ – pisała Marta Fik w „Trzydziestu pięciu sezonach“ – „bohaterowie jego są zarazem ludźmi o określonych cechach charakteru (czasem nawet bliskich rodzajowości - jak Pijak) i ucieleśnieniem pewnych - w znacznym stopniu abstrakcyjnych pojęć“.

Zamoyskiego 3

Król Ignacy, potem Pan Cogito, wreszcie ostatnia rola, w której mogliśmy oglądać Zbigniewa Zapasiewicza: Willy Clark w farsowych „Słonecznych chłopcach“. Występując w latach 80. w Teatrze Powszechnym Zapasiewicz powrócił między innymi do Gombrowicza jako Król Ignacy w „Iwonie, księżniczce Burgunda“ w reżyserii Zygmunta Hubnera. Tutaj narodził się też w latach 80. Pan Cogito – bohater wierszy Zbigniewa Herberta w spektaklu przygotowanym przez aktora „Pan Cogito szuka rady“. To, obok jego ról filmowych i teatralnych, kolejne wcielenie Zapasiewicza – mistrza słowa, który jak nikt inny potrafił przekazać widzom i słuchaczom intelektualny dyskurs Herberta. Być może dlatego, że podobnie jak Pan Cogito całe życie pozostawał wierny zasadom zawodu aktorskiego, które coraz częściej uważane były współcześnie za staroświeckie.

Zapasiewicz w ostatnich latach na scenie Powszechnego nie bał się szarżować aktorsko, grać szeroko, wręcz przesadnie. Jak w „Słonecznych chłopcach“, gdzie z Franciszkiem Pieczką stworzył duet dwóch zrzędliwych tetryków, dawnych komików, którzy po latach wzajemnych pretensji spotykają się jeszcze jeden raz. I jeszcze ten jeden raz Zbigniew Zapasiewicz w tym przedstawieniu udowadniał, że jego warsztat pozwala mu na stworzenie bogatszej palety ról, niż te, w których zwykle się pojawiał.

Rozalin

W położonej pod Pruszkowem wsi w 1976 roku powstawały zdjęcia do „Barw ochronnych“, jednego z najważniejszych filmów kina moralnego niepokoju. Za rolę cynicznego docenta Jakuba Szelestowskiego, który jest opiekunem mającego tam miejsce uniwersyteckiego obozu, Zapasiewicz dostał nagrodę na festiwalu w Gdynii. Warto się wybrać do Rozalina, którego największą atrakcją jest uwieczniony w filmie neorenesansowy pałac Rzewuskich z połowy XIX w. oraz otaczający go piękny park krajobrazowy z sadzawką i rozłożystymi dębami.

Rola docenta Szelestowskiego to także ostatnia rola w filmowej karierze Zapasiewicza — podczas rozpoczynającego się w przyszłym tygodniu festiwalu Era Nowe Horyzonty odbędzie się retrospektywa filmów Krzysztofa Zanussiego i premiera – jak mówi sam reżyser — „małego, jubileuszowego“ filmu zatytułowanego „Rewizyta“.

Obraz ten jest powrotem do jego dawnych bohaterów znanych właśnie z „Barw ochronnych“, „Życia rodzinnego“ i „Constantu“. Dowiemy się więc jakie mogły być dalsze losy docenta Szelestowskiego i po raz ostatni zobaczymy na ekranie Zbigniewa Zapasiewicza.

Marcinek i Bajka

– Odwiedzał do nas regularnie, od dwudziestu lat – wspomina Maciej Nawrocki, właściciel remontowanej właśnie kawiarni Marcinek na Podwalu. - Lubił przychodzić rano. Cała obsługa była na to przygotowana, z myślą o nim dbała o to by otwierać punkt 10.

Zapasiewicz zawsze zajmował to samo miejsce – stoik w rogu, na parterze. Choć wokół zwykle kręcili się jego studenci, niechętnie wdawał się z nimi w dłuższe rozmowy. Zazwyczaj, jeszcze przed zamówieniem kawy brał do ręki gazety i krzyżowki.

– Uwielbiał je rozwiązywać! - wspomina Nawrocki. - Czasami zastanawiałem się dlaczego, nawet już po tym jak przeprowadził się na Żoliborz właśnie tu lubił z nimi zasiadać.

Przez ostanie 25 lat krzyżówki rozwiązywał też w innej - niestety nieistniejącej już - kawiarni Bajka na Nowym Świecie. Najczęściej bywał tam w weekendy. Najczęściej zamawiał kawkę z mleczkiem. Czasami spotkał Franciszka Starowieyskego czy Tadeusza Konwickiego.

Okolice Placu Wilsona

Najsilniej związany był z Żoliborzem. Tu ostatnie lata mieszkał przy ulicy Potockiej. Wrócił z okolic Starego Miasta. Z sentymentu. Z Żoliborzem wiązała się jego młodość - tu mieszkał wraz z matką i rodziną Kreczmarów do lat 60. Dziś jednak do kamienicy z adresem Krasińskiego 12 nie ma już nawet wejścia. Zmieniła się numeracja domów. O dawnym układzie przypomina tylko stara tabliczka na ścianie.

Kępa Potocka

Aktor lubił spacerować z psem. Można go było spotkać od czasu do czasu w knajpie Arab na Kępie Potockiej. To jedno z nielicznych miejsc, do których można przyjść z psem. – Taki mały ten piesek, spokojny - wspomina jedna ze stałych klientek. Niezwykle spokojny był też jego pan.

– Przychodził kilka razy w sezonie, ale był mało rozmowny. Myślę, że szukał tu przede wszystkim wyciszenia – mówi Tomasz Drela, który prowadzi tu grilla.

Podczas spacerów czy w drodze do pracy też niechętnie zagajał - nawet znajomych.

– Nie życzył sobie wręcz, żeby się mu kłaniać - wspomina jego sąsiad z osiedla Mirosław Rosa. - Przez szacunek do niego okazywaliśmy mu więc oczekiwany przez niego dystans - mówi i dodaje, że Zapasiewicz na zawsze zostanie dla niego ikoną pokolenia. – Cenię go szczególnie za „Barwy Ochronne“ i Pana Cogito, bo to był głos naszego pokolenia – dodaje.

Zdaniem jego sąsiada Mariana Głogowskiego, wraz z Zapasiewiczem odeszło specyficzne aktorstwo. - Nikt już tak jak on nie dba o dykcję, nie mówi tak czysto i wyraziście - mówi. - Właśnie te konkretne wypowiedzi przywiązywały mnie do sztuk, w których występował.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane