Byłem czarną kobietą
Z Roee Rosenem rozmawia Anna Kilian. O kreowaniu fałszywej tożsamości, polskich korzeniach i swojej kobiecej stronie mówi jeden z najważniejszych artystów izraelskich. Jego retrospektywna wystawa zostanie otwarta w środę w Centrum Sztuki Współczesnej, a on sam spotka się dziś z warszawiakami
Wystawa w CSW podsumowuje dwie dekady pana pracy. Nie mogło na niej zabraknąć instalacji „Żyć i umrzeć jako Eva Braun”. Dlaczego spotkała się ona w Izraelu w 1997 roku z gwałtownym odbiorem?
Roee Rosen: Stało się tak, bo zaproponowałem, by widz utożsamił się z kochanką Hitlera i spojrzał na rzeczywistość ostatnich dni III Rzeszy jej oczami. Wyszedłem z filozoficznego stanowiska, że nic, co ludzkie, nie może mi być obce. Identyfikując się z kimś – w tym wypadku z Evą Braun – automatycznie współczujemy tej osobie i nadajemy jej nasz system wartości. To właśnie okazało się kontrowersyjne. Chciałem dzięki temu projektowi dowiedzieć się więcej na temat współczesnego społeczeństwa i mentalności. Prawicowi politycy napiętnowali zaś wystawę jeszcze przed jej otwarciem, nie widząc jej. To typowe działanie polityczne – wykorzystać sztukę do swoich celów propagandowych. Chcę zaznaczyć, że nie prowokuję dla samej prowokacji, to byłoby cynizmem. Dlatego w mojej sztuce jest wiele ironii.
Najbardziej interesująca pana praca – tak mi się wydaje – to projekt „Justine Frank (1900 – 1943)”, w którym powołał pan do życia wymyśloną postać belgijskiej Żydówki, surrealistki i domniemanej kochanki Georgesa Bataille’a, która wyjeżdża do Palestyny i odrzucona przez ruch syjonistyczny znika bez śladu w Tel Awiwie. Do kogo należy piękna, hipnotyzująca twarz Justine?
Do mojej ukochanej żony, restauratorki. Bardzo chciała przyjechać ze mną do Polski, ale nasz starszy syn ma w piątek bar micwę, a końcowa ceremonia wieńczy szereg pomniejszych, które musiała przygotować. Dlatego też w czwartek po środowym wernisażu muszę wracać do domu.
Dlaczego Justine jako artystka zostaje odrzucona przez surrealistów, a potem syjonistów?
Obydwa ruchy nie mogą zaakceptować jej seksualności otwarcie prezentowanej w sztuce. W dodatku seksualności o skatologicznym charakterze. Surrealiści traktowali kobiety wyłącznie w kategoriach obiektów swoich prac, a i wówczas akceptowali jedynie kobiecość histeryczną, konwulsyjną, na granicy szaleństwa. Syjoniści odrzucili Justine także dlatego, że utrzymywała prowokacyjny wizerunek i nie chciała mówić po hebrajsku, pozostając przy francuskim, angielskim i jidysz.
Jidysz? Czy to znaczy, że miała jakieś związki z Polską?
Oczywiście! W książce o niej pojawiają się domysły, że mogła być nawet krewną Jakuba Franka (twórcy XVIII-wiecznego ruchu religijnego i samozwańczego Mesjasza – przyp. red.). Niektórzy uważali ją za trzecie, kobiece, wcielenie Mesjasza.
A czy pan ma relacje z Polską?
Moja rodzina pochodzi z podwarszawskiego Magnuszewa. Ojciec urodził się tam w 1935 roku, a po wybuchu wojny został przesiedlony do getta. Część rodziny zdołała z niego uciec i w 1949 roku opuścić Polskę. Przez całe lata fantazjowałem na temat tego kraju, był stale obecny w mojej wyobraźni, ale nigdy nie sądziłem, że zweryfikuję wyobrażenia z rzeczywistością. Tymczasem jestem tu już piąty raz.
W „Wyznaniach Roee Rosena” włożył pan swoje kwestie w usta trzech kobiet personifikujących nielegalne imigrantki. Dlaczego wybrał pan akurat Bułgarkę, Hinduskę i Ghankę?
Przede wszystkim dlatego, że najwięcej nielegalnych imigrantów przybywa do Izraela z Europy Wschodniej, Afryki i Azji. Wybrałem kobiety do filmu, biorąc pod uwagę odcień ich skóry – wprowadziłem taką gradację, by Ghanka wystąpiła na końcu. W przeszłości namalowałem bowiem wiele autoportretów, na których przedstawiłem siebie jako czarnoskórą kobietę.
Dlaczego tak często – choćby w „Wyznaniach...” – czyni pan kobiety swoimi alter ego?
Nie chcę się w życiu ograniczać tylko do jednej płci. Wystarczy, że robi to już za mnie biologia. Dzięki sztuce mogę sobie wyobrazić, że jestem kimś innym, inną płcią, że jestem kobietą i mam pochwę…
Chciałby pan ją mieć?
Oczywiście, to by było bardzo ciekawe! Szkoda, że istnieją tylko dwie płcie, a nie kilka. Myślę, że bylibyśmy szczęśliwsi, mając większy wybór. Nawet biorąc pod uwagę to, że na psychikę każdego z nas składa się i kobiecość, i męskość. Różnorodność to niezwykłe bogactwo.
The Dynamic Dead Roee Rosen – CSW, ul. Jazdów 2, tel. 22 628 12 71 wtorek, godz. 17.30 autorskie oprowadzanie po wystawie środa, godz. 18 otwarcie wystawy
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.