Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Dwie reduty Ordona

Rafał Jabłoński 26-11-2009, ostatnia aktualizacja 03-12-2009 22:11

Mamy w Warszawie dwie reduty Ordona: oficjalno-rocznicową oraz tę prawdziwą. Ta druga, „odkrywana” co jakiś czas, odpływa w zapomnienie. I rozsypuje się zawalona śmieciami.

Tak wyglądają resztki prawdziwej fortyfikacji 54, którą dzięki wierszowi Mickiewicza nazwano  redutą Ordona. Wpierw wyleciała w powietrze, potem część rozebrano, a po ostatniej wojnie  zasypano śmieciami i betonowymi odpadami
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Tak wyglądają resztki prawdziwej fortyfikacji 54, którą dzięki wierszowi Mickiewicza nazwano redutą Ordona. Wpierw wyleciała w powietrze, potem część rozebrano, a po ostatniej wojnie zasypano śmieciami i betonowymi odpadami
Pierwszy raz publikujemy zdjęcie płyty poświęconej wojskom rosyjskim atakującym Wolę w 1831 roku. Wisiała w cerkwi pw. Matki Boskiej Włodzimierskiej (dawniej i obecnie – kościele św. Wawrzyńca). Osiem płyt znajduje się dziś w Muzeum Woli. Los orła znajdującego się ponad nimi jest nieznany
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Pierwszy raz publikujemy zdjęcie płyty poświęconej wojskom rosyjskim atakującym Wolę w 1831 roku. Wisiała w cerkwi pw. Matki Boskiej Włodzimierskiej (dawniej i obecnie – kościele św. Wawrzyńca). Osiem płyt znajduje się dziś w Muzeum Woli. Los orła znajdującego się ponad nimi jest nieznany
Bohater mimo woli – Julian Ordon. Całe życie próbował prostować legendę; popełnił samobójstwo
źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Bohater mimo woli – Julian Ordon. Całe życie próbował prostować legendę; popełnił samobójstwo

Według powszechnego mniemania ugruntowanego wierszem Adama Mickiewicza, oficer Julian Konstanty Ordon, nie chcąc poddać fortyfikacji Rosjanom, wysadził się wraz z nią w powietrze 6 września 1831 roku. Problem w tym, że Ordon wcale nie wysadził się, przeżył, a legenda była mu ciężarem do końca życia. Natomiast reduta ocalała, ale po latach lokalizowano ją w zupełnie innym miejscu.

Spójrzmy na historię powstania listopadowego. Otóż pod jego koniec doszło do obrony Warszawy, otoczonej ziemnymi fortyfikacjami. Żadna z nich nie przetrwała do dziś w stanie pierwotnym. Słynna reduta 56, gdzie zginął generał Sowiński, została w wieku XIX rozbudowana przez Rosjan (dwukrotnie poszerzona, a w środku urządzono cmentarz). Można z grubsza powiedzieć, że jej część przylegająca do ulicy Wolskiej jest prawdziwa.

Zapomnienie

Ocalała też tzw. reduta Ordona, czyli – jak się fachowo mówiło – fortyfikacyjne dzieło nr 54. Ale nie tam, gdzie składane są kwiaty z racji patriotycznych świąt, czyli koło torów kolejowych, ale około kilometra na południe, u zbiegu ulic Bohaterów Września i Na Bateryjce. To nasyp ziemny, przysypany betonowym gruzem, śmieciami, a na dodatek zarośnięty. Pomiędzy miejscem śmierci generała Sowińskiego a redutą, która wyleciała w powietrze, znajdowała się fortyfikacja nr 55 (tak oznaczano te obiekty w czasie powstania). Nie była ona broniona podczas oblężenia miasta i przetrwała w dobrym stanie, jednak potem została rozebrana w trakcie budowania połączeń kolejowych. Znajdowała się mniej więcej w rejonie ulicy Armatniej, na tyłach domu handlowego Reduta. Dochodzi do tego miejsca ulica Ordona.

Przy torach znajduje się dziś kamień pamiątkowy wystawiony na miejscu dawnego pomniczka rosyjskiego. Ufundowano go ku pamięci sołdatów poległych podczas szturmu miasta. Co ciekawe, to niejedyna pamiątka tego typu. Otóż kościół św. Wawrzyńca (tam, gdzie zginął Sowiński) był niegdyś cerkwią. W tejże cerkwi Rosjanie umieścili płyty mosiężne poświęcone swoim wojskom. Płyty te przetrwały burze dziejowe i przekazane zostały przez proboszcza miastu. Dziś znajdują się w Muzeum Woli (osiem sztuk). Są tak ciężkie, że z trudem wydobyto je do fotografii.

Wracając do prawdziwej reduty Ordona. Otóż zlokalizowano ją na początku lat 30. XX w. po ukazaniu się kilku opracowań historycznych o powstaniu listopadowym. W najlepszym dziele tamtych czasów – „Wojnie polsko-rosyjskiej” Wacława Tokarza znajdowały się odpowiednie plany; wystarczyło tylko przenieść je na mapę. Według relacji – tak zrobiono, ale nikomu nie było to potrzebne, bo burzyło ustalony porządek. Podobnie rzecz się miała z dziennikarzem „Słowa Powszechnego”, który w 1986 roku odnalazł redutę nr 54, ale kiedy powiedział o tym jednemu z najwyższych urzędników magistratu, ten zareagował – jak wyżej. W tamtym czasie grono entuzjastów odnalazło w rejonie reduty ołowiane kulki karabinowe, odłamek 12-funtowego granatu artyleryjskiego oraz mosiężne elementy broni. Poszukiwań nie kontynuowano, gdyż wokoło rozciągało się straszne śmieciowisko. Przed dwoma laty kolejni entuzjaści natrafili na to miejsce, ale odkrycie znów poszło w zapomnienie.

Kto zginął zamiast Ordona?

Z różnych relacji, o których poniżej, podczas obrony reduty jednak zginął jakiś oficer. Ale kim był?

Walka toczyła się w rejonie dzisiejszej ulicy Na Bateryjce. Nazwa pochodzi od niewielkiej baterii artylerii, o czym zresztą nie wiedzą nawet okoliczni mieszkańcy. Swego czasu jedna z warszawianek żyjących na Ochocie dziwiła się – i to bodajże w liście do „Życia Warszawy” – że miasto toleruje taką dziwną nazwę. Sądziła bowiem, że dotyczy ona bateryjki z latarki elektrycznej... Tymczasem szło o baterię sześciu dział, które stały na wałach ziemnych. Historyk Wacław Tokarz w „Wojnie polsko-rosyjskiej” napisał, że ta artyleria „odpowiadała oszczędnie i słabo, gdyż stare działa (...) wylatywały czasem z łożysk”.

Sama fortyfikacja, jak to wspominano jeszcze w XIX wieku, była ziemna, otwarta od zaplecza; miała „fosy opalisadowane oraz wilcze doły”.

Rosjanie zaatakowali od czoła i obeszli od tyłu. Obrona, wbrew temu, co pisał Mickiewicz, nie przebiegła zbyt szczytnie. Według Tokarza – „Redutę (...) zdobyto w jednej chwili niemal. Załoga nasza zamiast dać ognia w chwili, gdy nieprzyjaciel zawikłany był wilczymi dołami, (...) zdawała się jakby sparaliżowana. Ani jednego granatu ręcznego nie rzuciła, ani bagnetów, ani kos nie użyła do odparcia szturmujących”. I Tokarz napisał, że „w trakcie walki z niewiadomych przyczyn wyleciał w powietrze magazyn amunicji”. Potwierdził to rosyjski generał Puzyrewski w dziele „Wojna polsko-ruska”. „...skład prochu wyleciał w powietrze, przyczem 100 ludzi naszych legło trupem”. I tenże Puzyrewski, powołując się na świadka Launitza, podaje, że „...podczas ręcznego boju pewien polski oficer artylerzysta, szukając schronienia, ukrył się w składzie prochu. Pomimo nalegań żołnierzy poddać się nie chciał, a wtedy jeden z nich strzelił do niego i skład wyleciał w powietrze”.

Skoro w powietrze poleciało stu sołdatów, to oficer polski na pewno nie przeżył. Nie był to Ordon, którego w 1855 roku spotkał Mickiewicz...

Resztki historii

Co tam się stało? Otóż artyleria rosyjska strasznie paliła w stronę wszystkich polskich fortyfikacji. Dość powiedzieć, że oddała 14 447 strzałów, a polska tylko 8 tys. Jednak nasyp ziemny był niezbyt ruszony i dopiero wybuch go zrujnował. Prawdopodobnie w powietrze wyleciała prawa część reduty 54 (patrząc od strony obrońców). Nic tam się nie ostało i z pewnością niczego się już nie znajdzie, gdyż na terenie tym trwają prace budowlane. Z wydobytej ziemi usypano wielkie góry... A lewa część przywalona została betonowym gruzem. I tak to w zapomnienie poszła prawdziwa reduta Ordona, natomiast w rejonie fałszywej dalej będą składane kwiaty.

Mundus vult decipi – Świat chce być oszukiwany...

Napisz na czytelnik@zw.com.pl lub dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane