Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Przerażający coroczny śnieg

Rafał Jabłoński 17-02-2012, ostatnia aktualizacja 01-12-2013 13:37

Ledwie spadło trochę śniegu, a już zaczęło się mówienie, że to niemal klęska żywiołowa. Przerabiamy takie problemy od ponad dwustu lat i niczego się nie nauczyliśmy

Straszna zima roku 1929 jakoś nie sparaliżowała miasta. Służby miejskie, mimo technicznych niedoskonałości, dawały sobie radę
źródło: ZTM
Straszna zima roku 1929 jakoś nie sparaliżowała miasta. Służby miejskie, mimo technicznych niedoskonałości, dawały sobie radę
Krakowskie Przedmieście w latach 30. Jakie oni mieli wtedy czyste chodniki?
źródło: nac
Krakowskie Przedmieście w latach 30. Jakie oni mieli wtedy czyste chodniki?
Rok 1959. Zima na Nowym Świecie to ciężka walka socjalizmu ze śniegiem
źródło: fotopolska
Rok 1959. Zima na Nowym Świecie to ciężka walka socjalizmu ze śniegiem

Za I Rze­czy­po­spo­li­tej śnieg za­le­gał mia­sto przez ca­łą zi­mę. Po­nie­waż nie mie­li­śmy ka­na­łów, a je­dy­nie rynsz­to­ki, któ­ry­mi spły­wa­ły nie­czy­sto­ści – gdy to wszyst­ko za­mar­z­ło, na­wet po­ru­sza­nie się po uli­cach by­ło uciąż­li­we. Po­tem przy­cho­dzi­ła wio­sna i co na wierz­chu, to się roz­pusz­cza­ło, ale nie mia­ło gdzie spły­nąć, więc wszę­dzie sta­ły je­zio­ra.

Już w po­ło­wie XVIII w. ma­gi­strat na­wo­ły­wał, by rą­bać lo­dy przed do­ma­mi w ce­lu uła­twie­nia spły­wu wód i za­po­bie­że­nia za­le­wa­niu piw­nic. O hi­gie­nie tam­tych cza­sów le­piej nie wspo­mi­nać.

Śli­sko i pach­ną­co

Pa­skud­ny za­pach bę­dą­cy po­śred­nim skut­kiem zi­my był ni­czym w po­rów­na­niu ze śli­ski­mi uli­ca­mi. Ko­nie oczy­wi­ście ku­to „na ostro", a bu­ty za­opa­try­wa­no w me­ta­lo­we „żab­ki". Już na po­cząt­ku wie­ku XIX na­ka­zy­wa­no po­sy­py­wa­nie chod­ni­ków, roz­li­cza­jąc z te­go ka­mie­nicz­ni­ków. W ro­ku 1844 Je­ne­rał Ma­jor Abra­mo­wicz na ła­mach „Ga­ze­ty War­szaw­skiej" upo­mi­nał: „gdy któ­ry wła­ści­ciel nie na­ka­zał wy­sy­pać tro­to­aru przed do­mem swym, nie­tyl­ko, że do ka­ry po­li­cyj­nej po­cią­gnię­tym zo­sta­nie, ale nad­to po­sy­pa­nie to na koszt je­go do­peł­nio­nem bę­dzie". Sy­pa­no pia­chem, dość dro­gim, gdyż przy­wo­żo­nym znad Wi­sły, tro­ci­na­mi, a tak­że po­pio­ła­mi z pie­ców, któ­re znaj­do­wa­ły się w każ­dym do­mu. Ale co cie­ka­we, w ro­ku 1831 ra­da miej­ska za­le­ci­ła zrzu­ca­nie po­pio­łów w jed­no miej­sce, że­by po­tem mo­gły zo­stać wy­wie­zio­ne do fa­bry­ki sa­le­try. Czym za­tem sy­pa­no uli­ce?

Cze­ka­jąc na słoń­ce

Pierw­szym spo­so­bem li­kwi­da­cji śnie­gu by­ły mo­dli­twy, aby słoń­ce go szyb­ko roz­to­pi­ło. Wy­wo­żo­no z rzad­ka i to wy­łącz­nie sprzed pa­ła­ców, bu­dyn­ków ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej oraz sprzed mod­nych skle­pów. Oko­ło po­ło­wy wie­ku XIX za­czę­to zbie­rać go też z ulic i zrzu­cać do Wi­sły.

Na po­waż­nie mia­sto za­in­te­re­so­wa­ło się tym oko­ło 1881 r., ogła­sza­jąc prze­targ na wy­wóz­kę. Wte­dy to pierw­szy raz spro­wa­dzo­no do sto­li­cy płu­gi śnież­ne, ale w ja­ki spo­sób dzia­ła­ły, nie wia­do­mo. Kie­dyś na­tkną­łem się na in­for­ma­cję, że by­ły to urzą­dze­nia cią­gnio­ne przez ko­nie, i pew­nie ta­kie tra­fi­ły do War­sza­wy. Pod ko­niec lat 80. re­por­te­rzy pi­sa­li, że wie­le osób za miast od­śnie­żać, wo­li pła­cić ka­ry i cze­kać na słoń­ce – bo wy­cho­dzi to im ta­niej. Za­wsze by­li­śmy spryt­niej­si. Co cie­ka­we, w owym cza­sie ga­ze­ty nie na­rze­ka­ły na trud­no­ści ko­mu­ni­ka­cyj­ne, gdyż do­roż­ka­rze i stan­gre­ci prze­sia­da­li się na sa­nie. Wszyst­ko gra­ło, aż do po­ja­wie­nia się tram­wa­jów kon­nych. W ro­ku 1886 „Ku­rier War­szaw­ski" po­in­for­mo­wał, że uli­ce nie są od­śnie­ża­ne, z wy­jąt­kiem tych, po któ­rych po­ru­sza­ją się wspo­mnia­ne wa­go­ny.

Cy­wi­li­za­cja

Wraz z roz­wo­jem ko­mu­ni­ka­cji za­czę­ło się uty­ski­wa­nie. Pierw­sze sa­mo­cho­dy nie mo­gły jeź­dzić po śnie­gu, bo opo­ny by­ły wą­skie, a mar­ne, czy­li nie każ­de­go by­ło jesz­cze stać na pneu­ma­ty­ki.

Po I woj­nie świa­to­wej zi­mo­we śnie­gi sta­ły się klę­ską na­ro­do­wą. Naj­le­piej, że­by spa­da­ły la­tem – na­pi­sał je­den z fe­lie­to­ni­stów. Wła­dza wa­rio­wa­ła i kom­plet­nie nie da­wa­ła so­bie ra­dy. „Jed­ne­go dnia po­li­cja na­ka­zu­je do­zor­com zbie­ra­nie śnie­gu w ster­ty, a na­za­jutrz roz­ka­zu­je roz­rzu­cać ster­ty po jezd­ni po to, aby na­stęp­ne­go dnia zno­wu je zbie­rać" – kpił w 1926 r. „Ro­bot­nik". A trzy la­ta póź­niej „Rzecz­po­spo­li­ta" pod ko­niec zi­my roz­li­czy­ła ma­gi­strat wy­da­ją­cy na wal­kę z bia­łym pu­chem po 10 tys. zł. dzien­nie. Na­praw­dę wiel­kie pie­nią­dze. Ca­ła woj­na z zi­mą to był wy­da­tek 1,3 mln zł. Ty­le for­sy „po­grze­ba­ło mia­sto pod śnie­giem" – grzmiał ko­men­ta­tor, do­da­jąc, że w dal­szym cią­gu „prze­szło 2-u me­tro­we ścia­ny śnie­gu wzno­szą się na uli­cach i to w po­bli­żu lin­ji tram­wa­jo­wych".

Ślad cie­ka­wej wal­ki po­li­tycz­nej od­naj­du­je­my na ła­mach „War­szaw­skie­go Dzien­ni­ka Na­ro­do­we­go", któ­ry pięt­no­wał „Eu­ro­pe­iza­cję sto­li­cy przez p. Sta­rzyń­skie­go...". Pre­zy­dent ten, o czym dziś ma­ło kto pa­mię­ta, był urzęd­ni­kiem ko­mi­sa­rycz­nym, znie­na­wi­dzo­nym przez pra­wi­cę oraz le­wi­cę. I bi­to w nie­go jak w bę­ben. A to dla­te­go, że wła­ści­cie­le po­se­sji mu­sie­li ry­czał­tem pła­cić Za­kła­do­wi Oczysz­cza­nia Mia­sta za oczysz­cza­nie ulic la­tem i zi­mą. Rzecz w tym, że opła­ty na pe­ry­fe­riach by­ły ta­kie sa­me jak w cen­trum, ale zy­ski z wy­naj­mu miesz­kań wie­lo­krot­nie niż­sze. Pro­blem roz­wią­za­ła woj­na.

Grunt to so­cja­lizm

Je­śli z per­spek­ty­wy po­nad 60 lat spoj­rzeć na no­wy wów­czas ustrój, to oka­że się, że do je­go za­pa­ści wy­star­czy­ły za­le­d­wie klę­ski ele­men­tar­ne. I nie ja­kieś eks­tre­mal­ne. Rok 1947 to ty­tuł ga­ze­to­wy – „Za­da­nie po­nad si­ły – od­śnie­ża­nie". Rok 1949 – „ZOM nie boi się śnie­gu, cho­ciaż wciąż mu brak ta­bo­ru". Po trzech la­tach od­na­le­zio­no wresz­cie win­ne­go – „Biu­ro­kra­cja utrwa­la śnieg".

Klę­ska ustro­ju na­stą­pi­ła póź­niej. Mia­sto roz­ro­sło się, trans­port zaś opar­ty zo­stał na sa­mo­cho­dach. I nad­szedł rok 1974, kie­dy to w syl­we­stra spadł śnieg, któ­ry stop­niał w cią­gu kil­ku­na­stu go­dzin, a był to je­dy­ny śnieg tej zi­my. Na­stęp­ne też oka­za­ły się ła­god­ne i de­cy­den­ci peł­ni uf­no­ści w ła­ska­wość przy­ro­dy na­ka­za­li sto­so­wać w trans­por­cie pu­blicz­nym ta­nie ole­je sil­ni­ko­we, a zwrot­ni­ce sma­ro­wać ma­te­ria­ła­mi za­stęp­czy­mi. Wszyst­ko to tak zgęst­nia­ło pod­czas mro­zu, że w syl­we­stra ro­ku 1978 War­sza­wa za­mar­ła. Po mie­sią­cu ko­lej­ne opa­dy spa­ra­li­żo­wa­ły ją, a by­ły one po­rów­ny­wal­ne choć­by z ty­mi z ro­ku 1929, kie­dy to ja­koś lu­dzie ży­li. Dla­cze­go na­stą­pi­ła za­paść? Bo za­rzą­dza­nie mie­li­śmy scen­tra­li­zo­wa­ne i o spo­so­bach wal­ki ze śnie­giem de­cy­do­wał Ko­mi­tet Cen­tral­ny Pol­skiej Zjed­no­czo­nej Par­tii Ro­bot­ni­czej, a nie po­szcze­gól­ni „ka­mie­nicz­ni­cy".

Wła­dza dość szyb­ko do­strze­gła swój błąd i po­sta­no­wi­ła za­an­ga­żo­wać czyn­nik spo­łecz­ny. Po­le­ga­ło to na wy­wie­sza­niu na po­dwó­rzach in­for­ma­cji, że te­go a te­go dnia przy­je­dzie cię­ża­rów­ka i miesz­kań­cy ma­ją sa­mi wrzu­cać na nią śnieg. Rze­czy­wi­ście, przy­je­cha­ła, a dy­ry­go­wa­niem zaj­mo­wa­ła się ak­ty­wist­ka ra­dy osie­dlo­wej. Śnieg wrzu­ca­li­śmy, po­tem zaś zsy­pa­li­śmy do Wi­sły, w in­te­re­sie ogó­łu, ale pry­zmy na uli­cach i tak le­ża­ły do koń­ca kwiet­nia.

Te i wcześniejsze varsaviana Rafała Jabłońskiego można znaleźć pod adresem www.zyciewarszawy.pl/varsaviana

Tekst opublikowany w Życiu Warszawy 17.02. 2012 roku.

Magistrat nakazuje

... Aby każdy przed swoją possessyą lody rąbać i takowe wraz z błotem dla łatwieyszego wywozu na ulicach szerokich w kupy okrągłe, zaś na ulicach wąskich (...) w kupy podługowate zgarniać kazał... Rok 1795

Życie Warszawy

Najczęściej czytane