Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Przewrotny spacer Traktem Królewskim

Rafał Jabłoński 04-05-2012, ostatnia aktualizacja 05-01-2014 10:00

Proponuję dziś wycieczkę starą drogą prowadzącą z miasta na południe. Przypatrzmy się mijanym zabytkom, lekko mrużąc oko

Początek Traktu Królewskiego w latach 30. Kolumna Zygmunta stoi nieco inaczej niż dziś, bo jeszcze nie przesunięto jej w stronę zamku
źródło: Archiwum
Początek Traktu Królewskiego w latach 30. Kolumna Zygmunta stoi nieco inaczej niż dziś, bo jeszcze nie przesunięto jej w stronę zamku
Rok 1957.  Widok z placu Trzech Krzyży w głąb  Al. Ujazdowskich.  Po prawej  tramwaj,  który miał tu swą pętlę
źródło: nac
Rok 1957. Widok z placu Trzech Krzyży w głąb Al. Ujazdowskich. Po prawej tramwaj, który miał tu swą pętlę

Rzeczony Trakt wraz z historycznym zespołem stolicy oraz Wilanowem uznany został w 1994 roku za pomnik historii. Wielu traktuje go niemal na klęczkach, tymczasem co budowla, to pojawia się drugie dno. Często zabawne, czasami smutne.

Na Krakowskim...

Za początek Traktu Królewskiego przyjmowany jest plac Zamkowy. Stoi na nim kolumna Zygmunta – pierwszy pomnik w Warszawie postawiony osobie świeckiej. Stołeczni zakonnicy protestowali, bo przez głowę nie mogło im przejść, że nie tylko święci stają na piedestale. No, ale kolumna Zygmunta III stanęła, choć miała być poświęcona czemu innemu (zwycięstwu pod Guzowem), a do tego chciano postawić ją dwa razy wyższą (marmur pękł...). W połowie XIX stulecia otoczono ją basenem i przerobiono na fontannę. Ta wcale nie była taka brzydka

Varsaviana Rafała Jabłońskiego można znaleźć pod adresem www.zyciewarszawy.pl/varsaviana

Nieco dalej widać kościół św. Anny, który cudem tylko nie zjechał do wykopu podczas budowy Trasy W-Z. Od strony Wisły świątynia ma u szczytu kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Z jakiej epoki? Nie podaje żadne źródło. Od księdza rektora dowiedzieliśmy się, że malowidło zamocowano w 1902 roku. Ciekawie wygląda renesansowa dzwonnica, ale to tylko po części zabytek. Dolne partie są naprawdę stare, lecz od pierwszego piętra mamy nadbudowę z 1818 roku.

Idąc dalej, po lewej pojawia się figura Matki Boskiej Passawskiej, którą wyrzeźbiono w podzięce za uratowanie rodziny od zarazy, lecz z powodów merkantylnych ofiarowano Janowi III Sobieskiemu z okazji wiktorii wiedeńskiej (zapłacił, a jakże...). Matkę Boską kilkakrotnie okradano, ostatni raz w 1982 roku, kiedy zabrano złoconą koronę. Za carskich czasów, ku ogólnemu zgorszeniu, wystawiono obok szalet publiczny, a za komuny – na tyłach – grób sztabu AL, a potem ktoś urządził nagrobek AK-owca. Okazało się, że pusty. Kawałek dalej w latach 20. stanął pomnik Wdzięczności Ameryce, uznany zresztą za niezwykle szpetny, który na szczęście wkrótce się rozleciał.

Spacerujemy dalej. Prawa strona Krakowskiego Przedmieścia strasznie nudna, za to lewa

– niczego sobie. Kościół Karmelitów (cofnięty od ulicy) jest niezwykle podobny do kościoła Wizytek. Opowiadano mi, że przed I wojną światową pomylił się jeden z orszaków ślubnych. Prawdę mówiąc, nie dziwię się. I kolejna ciekawostka – oba kościoły nie zostały zniszczone podczas powstania. Dlaczego nikt nie nazwał tego cudem?

O Pałacu Prezydenckim wiemy niemal wszystko, a ostatnio – jeszcze więcej. Ale kto pamięta, że miało w nim miejsce wydarzenie o konsekwencjach światowych? Otóż w 1955 roku podpisano tam Układ Warszawski.

Po prawej stronie ulicy – kultowe miejsce – bar  Przekąski, Zakąski, który w całym mieście stał się pierwowzorem małej gastronomii nowego typu. Mieści się w Hotelu Europejskim, który z kolei stał się przykładem, iż nie wystarczy oddać obiekt dawnym właścicielom, by powrócił on do świetności.

Kawałek dalej, za ulicą Traugutta – zaniedbane, odrapane domy – to budynki uniwersyteckie, o których zapomniał rektorat. No i słynny kościół św. Krzyża, pełen pamiątek oraz symboli. A w podziemiach po lewej stronie wmurowana płyta nagrobna księżnej Marii Radziwiłłowej – najsłynniejszej śmiertelnej ofiary cyklisty. Przejechana została w 1930 roku. Nieco wcześniej, bo w roku 1881, na schodach świątyni miała miejsce największa panika w dziejach miasta – zadeptano 30 osób, a drugie tyle zostało ciężko rannych.

Po lewej była cerkiew św. Tatiany Rzymianki – obecnie pałac Staszica. Za nim, po drugiej stronie Świętokrzyskiej stała jeszcze w okresie powojennym drewniana altana, uznawana przez niektórych za kaplicę nagrobną dwóch carów Szujskich, wziętych do niewoli w roku 1610, którzy potem zmarli w Polsce. Rosjanie do dziś uważają, że ich otruto.

I tuż przed Świętokrzyską, ale po prawej – pałac Zamojskich, skąd w 1863 roku nieudolnie rzucano bomby na gubernatora Berga. Rosjanie urządzili demolkę, dzięki której Cyprian Kamil Norwid napisał słynny wiersz „Fortepian Szopena". Jak wiadomo, instrument spalono, ale za to do dziś istnieją organy, na których grywał nasz rodak. U Wizytek.

Całkiem nowy świat

Idąc dalej ku południu, wchodzimy w Nowy Świat, który rzeczywiście jest nowy, bo cały został odbudowany po zniszczeniach 1944 roku. I to w jednostajnym, klasycystycznym stylu. Ulica ma tak ujednoliconą architekturę, że nie ma o czym pisać. Turystyczną atrakcją są jedynie kawiarenki i knajpki mnożące się ostatnio nad wyraz.

Dochodzimy do skrzyżowania z Alejami Jerozolimskimi, czyli ronda z palmą. To tutaj w 1968 roku bezpieka dopuściła pochód protestujących studentów, by wstrząsnąć urzędnikami rozsiadłymi w budynku Komitetu Centralnego PZPR. Ci podobno nie domyślili się, że to gra... W każdym razie partię i tak spotkała kara, bo w świątyni realnego socjalizmu urządzono po 1989 roku giełdę papierów wartościowych i salon Ferrari. Bierut  przewraca się w grobie.

Wchodząc na plac Trzech Krzyży, nie widzimy już tramwajów, jakie w latach 50. miały tu swą pętlę, a niektóre zjeżdżały w dół Książęcą, aż pod most Poniatowskiego. Za to u zbiegu Hożej i Mokotowskiej obejrzeć możemy specyficzny pomnik stołecznej niemożności – w miejscu, gdzie przez lata stał dom, którego od końca wojny nie było komu wyremontować, zieje pusta działka (zaiste bogate mamy miasto).

Aleje

Po przejściu kilkuset metrów docieramy do parku Ujazdowskiego, drzewiej klepiska, gdzie przez cały wiek XIX urządzano publiczne zabawy – nawet bankiet po koronacji cara Mikołaja I na króla Polski. Po ostatniej wojnie próbowano tam urządzić komunistyczny panteon

– pochowano zwłoki gen. Waszkiewicza, a na górce na wprost bramy głównej zaczęto wystawiać pomnik ku czci wojska. Nie ma już po nich śladu.

Nieco dalej, nad obecnym wykopem trasy Łazienkowskiej, stała do początku lat 20. cerkiew św. Michała Archanioła Archistratega. Wedle relacji współczesnych – częściowo drewniana. Przed wojną miał tam stanąć gmach Sejmu, a na placu – pomnik Kościuszki. Jak widać, nie stanęły.

Kawałek dalej mieliśmy i mamy zamek Ujazdowski. Ten, spalony przez Niemców, nadawał się do odbudowy, ale w 1954 marszałek Rokossowski nakazał rozebrać go i wystawić wojskowy dom kultury. Rozebrać – rozebrano, lecz w zamian nic nie postawiono. Dwadzieścia lat później rozpoczął się żmudny proces odbudowy.

Dalej idziemy do pomnika Chopina, który pojawił się prawie o 20 lat za późno, bo zaprojektowano go w stylu późnosecesyjnym, a stawiano w czasie, gdy w modzie był już modernizm. Więc go wykpiwano. Problem rozwiązali Niemcy, niszcząc rzeźbę, a po wojnie ogłoszono konkurs na nowy pomnik. Ale modele były jeszcze gorsze niż oryginał, więc pozostano przy starym. Vis a vis parku mamy budynek Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w którym od roku 1902 przez dwie dekady mieściła się cerkiew Opieki Matki Boskiej.

Dochodzimy do Belwederu, rozsławionego Nocą Listopadową. Apologeci dęli w surmy, natomiast pamiętnikarze rozwiewali złudzenia. Szturm ledwie doszedł do skutku, bo cywilni uczestnicy spisku nie umieli ładować broni, a za dnia nie sprawdzili, jak wejść do pałacu od strony parku. Był tam wysoki mur oporowy, którego nie pokonali. Na szczęście ich koledzy doszli jakoś od strony Alei Ujazdowskich i historia potoczyła się swoim torem. Muru już nie ma...

Kawałek dalej, po prawej ambasada Rosji, przez której teren (ambasady, nie Rosji) przechodziła niegdyś wąskotorówka wilanowska jadąca na pl. Unii Lubelskiej. Było tak stromo, że zdecydowano się na zainstalowanie tam szyn kolei zębatej. Wtedy – jedynej w Kongresówce.

I tu można by skończyć spacer, bo dalej, aż do Wilanowa, nie ma nic ciekawego. Chyba że „wielka płyta" – za sto, dwieście lat szacowny zabytek, o ile wcześniej nie rozsypie się w kawałki.

Jeśli jednak zdecydujemy się peregrynować dalej, miniemy stare drzewa, ponoć sadzone za czasów Jana III, które stoją tu i ówdzie, choć resztę wykończono, poszerzając jezdnię.

No i dojechaliśmy do Wilanowa. Wspomniany władca zaczął go stawiać jeszcze przed wielką wyprawą turecką, a potem kolejni właściciele dokładali cegiełki. Pałac przetrzymał jakoś wojnę, lecz rzeźby – już nie. Niemcy wszystkie wywieźli, więc przywieźliśmy nowe, późnobarokowe, ze śląskiego pałacu w Brzezince. Czego jeszcze nie wiemy o tym miejscu? Otóż wydarzyła się tam w 1906 roku jedna z największych katastrof wodnych w mieście. Zatonął prom przewożący ludzi na przypałacową łachę. Zginęło kilkanaście osób, z których, jak twierdzili reporterzy, parę pozostało na dnie.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane