Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Narodziny polskiego kibolstwa

Tomasz Nowak 09-07-2018, ostatnia aktualizacja 09-07-2018 00:00

Gdy piłka nożna dotarła do Polski, szybko zdobyła popularność. Ale równie szybko mecze stały się areną burd, zamieszek, 
a nawet szarż rozpędzonej kawalerii.

Najbardziej zaciekła rywalizacja kibiców dotyczyła starć krakowskich klubów: Wisły i Cracovii. Na zdjęciu spotkanie Wisły i angielskiej Chelsea z okazji 30-lecia Towarzystwa Sportowego  Wisła Kraków w maju 1936 r.
źródło: Rzeczpospolita
Najbardziej zaciekła rywalizacja kibiców dotyczyła starć krakowskich klubów: Wisły i Cracovii. Na zdjęciu spotkanie Wisły i angielskiej Chelsea z okazji 30-lecia Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków w maju 1936 r.

Garbate nosy, mają pejsy i jarmułki, to kibice z górnej półki" – głosi napis na murze jednego z krakowskich budynków, opatrzony karykaturalnym portretem Żyda i symbolami drużyny piłkarskiej Cracovia. Mural to tylko uzupełnienie atmosfery stadionu, gdzie podczas rozgrywek krakowskich drużyn, Wisły i Cracovii, jest zwykle gorąco. Nie inaczej było podczas meczu rozegranego 13 grudnia 2017 r., gdzie kibice tego drugiego klubu ostrzelali fajerwerkami trybunę gości. A zaczęło się w 1890 r., gdy dr Henryk Jordan rzucił między znudzonych chłopców skórzaną piłkę. Najprawdopodobniej pierwszą profesjonalnie wykonaną futbolówkę na ziemiach polskich. Nikt nie mógł przewidzieć, jak spektakularną karierę zrobi w Polsce ten okrągły przedmiot, jakie wzbudzi emocje i ile wywoła zamieszania.

Pierwsze drużyny, 
pierwsze zadymy

Dzieje piłki nożnej i jej wielbicieli na terenach Polski to opowieść skomplikowana, tak jak sytuacja polityczna kraju. W każdym zaborze futbol rozwijał się inaczej, ale najlepsze warunki rozwoju tego sportu były na terenie zaboru austriackiego, gdzie Polacy po 1867 r. cieszyli się zdecydowanie większą swobodą niż w pozostałych częściach kraju. Między innymi dzięki temu Lwów i Kraków stały się stolicami polskiego piłkarstwa, a krakowianie i lwowianie stali się aktorami pierwszego rozegranego przez Polaków meczu, o którym pamięć przetrwała do naszych czasów. Spotkanie odbyło się 14 lipca 1894 r. we Lwowie w czasie II Zlotu Sokołów – Towarzystwa Gimnastycznego, które promowało wśród swoich członków idee społeczno-wychowawcze, by z czasem ewoluować w kierunku organizacji paramilitarnej. Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla gospodarzy, a pierwszego oficjalnego gola strzelił Włodzimierz Chomicki. Jak czytamy w książce Janusza Kukulskiego „Pierwsze mecze, pierwsze bramki", początki polskiej piłki nożnej to: „Czasy, kiedy młodzi ludzie występowali na meczu w czapkach, bo nie wiedzieli, że można grać głową, lata, kiedy linia ograniczająca pole bramkowe miała kształt górnej połowy serca, kiedy niechętnie patrzono na boisko porośnięte trawą, kiedy najwyżej stawiano grę solową, kiedy nie trzeba było sędziego, bo nikt nie znał przepisów".

Za datę powstania najstarszego polskiego klubu piłkarskiego, Cracovii, uważa się 13 czerwca 1906 r. Wówczas to pojawiło się w dzienniku „Nowa Reforma" ogłoszenie o pierwszym treningu w parku dr. Jordana. Mniej więcej w tym samym czasie drużyna złożona z uczniów II Szkoły Realnej przyjmuje nazwę Wisła. Pierwszy mecz między obu drużynami rozegrano we wrześniu 1908 r. na krakowskich Błoniach. Zakończył się remisem 1:1. Ponieważ zespół Cracovii był bardziej kosmopolityczny, grali w nim obcokrajowcy oraz Żydzi, a liczyła się tam umiejętność gry, a nie pochodzenie, kibice Wisły, w której grali wyłącznie Polacy, nie mieli dla rywali szacunku. Rozbieżności światopoglądowe stały się przyczyną konfliktów na krakowskich boiskach. Jeden z czołowych graczy Cracovii Ludwik Gintel ochrzcił je mianem świętej wojny. Ta nazwa funkcjonuje w kontaktach między drużynami do dziś.

Pierwszym piłkarskim spotkaniom zaczęła towarzyszyć zaciekawiona i coraz liczniejsza publiczność. Wraz z nią pojawiły się pierwsze incydenty wywołane przez rozentuzjazmowanych kibiców. Do jednego z nich doszło już w 1908 r. na krakowskich Błoniach, podczas meczu Wisły z lwowską Pogonią. Zainteresowanie było ogromne. Prowizoryczne trybuny nie mogły pomieścić wszystkich chętnych do obejrzenia widowiska. Tłum kibiców zaczął szturmować bramę wejściową. Jak donosiła ówczesna prasa, dopiero interwencja policji powstrzymała agresję widzów.

Problemy z publicznością miały miejsce nie tylko w Krakowie. W Przemyślu pod koniec pierwszej dekady XX w. powstało pierwsze boisko piłkarskie w Szajbówce. Tam swoje mecze rozgrywała jedenastka przemyskiego Sanu. Powtarzające się spotkania przyciągały coraz większe grono wielbicieli, co nie podobało się chłopom ze wsi Buszkowice. Byli oni dzierżawcami terenów, na których odbywały się rozgrywki. Jak piłkarze kopali, bydło nie jadło. Wściekli rolnicy postanowili załatwić sprawę po swojemu i na meczu pojawili się uzbrojeni w widły, orczyki, sztachety i kosy. Jak donosił Ilustrowany „Kuryer Codzienny", do większych awantur nie doszło za sprawą obecności funkcjonariuszy żandarmerii przyglądających się meczom drużyny z Przemyśla.

Nie jakieś przepychanki przy wejściu, tylko prawdziwe zamieszki miały miejsce w Krakowie w 1910 r. Cracovia rozgrywała mecz przeciwko drużynie Rudolfshügel Wiedeń. W trakcie spotkania austriacki napastnik kopnął w pierś polskiego bramkarza Józefa Lustgartena. Piłkarz stracił przytomność, a wiedeńczyk umieścił piłkę w siatce. Arbiter, również z Wiednia, gola uznał. Ta iskra rozpaliła trybuny. W efekcie wybuchły pierwsze w historii polskiej piłki nożnej zamieszki na meczu. Wobec ryzyka linczu wiedeńczyków trzeba było odwieźć do hotelu pod eskortą policji.

Lustgarten był uwielbiany przez kibiców Cracovii. Ten sędzia, a później doktor prawa, był pierwszym polskim bramkarzem wykonującym efektowne robinsonady. Był też pierwszym piłkarzem, który grał w krótkich spodenkach. W tym celu obciął nogawki od najlepszych spodni od garnituru.

„Ukazały się na Błoniach pierwsze gołe kolana, które stały się przedmiotem troski rodziców, a zarazem kamieniem obrazy dla części społeczeństwa krakowskiego, widzącego w tym grube naruszenie zasad wstydliwości i moralności" – wspomina Lustgarten w książce „Narodziny krakowskiego sportu". W bramce występował w kapeluszu typu panama. Kibice na jego cześć zwykli rymować: „A bramkarz Lustgarten – ten skacze po bramie/ Jak małpa po klatce/ W podartej panamie".

Józef Lustgarten był polskim patriotą pragnącym, by Żydzi zostali przez Polaków włączeni w grono „swoich", gorącym zwolennikiem integracji. Był też pierwszą z licznych postaci wyznania mojżeszowego w historii polskiej piłki nożnej.

Wojna ze stereotypami

W 23. numerze „Przeglądu Sportowego" z 1922 r. czytamy: „Jedynym graczem, który w swej drużynie bije z dobrym skutkiem »jedenastki«, był Klotz, jemu też oddaje kapitan z całym zaufaniem wykonanie rzutu, od którego skuteczności tak wiele zawisło. Klotz z całym spokojem, bez rozpędu pakuje piłkę w lewy róg pod poprzeczkę. Bramkarz ani drgnął. W ten sposób reprezentacja uzyskała w meczach międzypaństwowych pierwszą bramkę". Józef Klotz, Żyd, był prawym obrońcą Jutrzenki Kraków, jednym z wielu sportowców mniejszości narodowej reprezentujących Polskę na arenach sportowych.

W okresie międzywojennym żydowscy sportowcy pobili 32 indywidualne rekordy Polski, 84 razy zostali indywidualnymi mistrzami kraju, a 24 razy drużynowymi, przynajmniej 126 razy reprezentowali kraj w zawodach międzynarodowych. Dominowali nie tylko w piłce nożnej, byli też świetni w tenisie stołowym, pływaniu, piłce wodnej, a w szachach – bywało, że najlepsi na świecie.

Podważa to stereotyp o wątłości Żydów i ich karykaturalne wizerunki przedstawiające nikczemną postać, z wielkim nosem i zapadniętą klatką piersiową. Rywalizacja sportowa miała dla nich podwójne znaczenie. Wierzyli, że sport wyzwoli ich od przemocy i powstrzyma fale antysemityzmu. Pierwszy żydowski klub piłkarski Hasmonea Lwów powstał już w 1908 r. Żydowskich drużyn przybywało. W 1920 r. Makabi Warszawa wraz z AZS, Polonią, WKS oraz Koroną założyły Warszawski Okręgowy Związek Piłki Nożnej. Z czasem liczba klubów zrzeszonych w związku warszawskim rosła – w 1930 r. było ich już 73 (w tym 24 żydowskie), a w 1934 r. 106 (w tym 33 żydowskie). W całej Polsce przybywało zespołów.

Kibice dopingowali swoich ulubieńców, ale czasem emocje i temperament brały górę i dochodziło do burd. Powód zawsze się znalazł, tym bardziej że poszczególne drużyny gromadziły ludzi o określonych, zbliżonych do siebie, poglądach politycznych. I tak warszawska Skra grupowała socjalistów, a AZS endeków, członkowie Strzelca uwielbiali Piłsudskiego, a kibice Sokoła za Dmowskiego daliby się posiekać. Podziały wśród żydowskich drużyn były jeszcze głębsze. Makabi to syjoniści, a Gwiazda czy Hapoel – socjaliści, ale wiele drużyn otaczało się „chasydami, syjonistami, asymilantami, komunistami, socjalistami, socjalistycznymi syjonistami i syjonistycznymi socjalistami, a nawet syjonistycznymi komunistami, liczba kombinacji była niezmierna" (Henryk Vogler, „Wyznanie mojżeszowe. Wspomnienia z utraconego czasu"). Pojawiła się nawet idea „ochrony" sportu robotniczego przed sportem burżuazyjnym. W tej sytuacji wystarczał błahy powód i krewcy kibice ruszali do boju szybciej niż piłkarze. W związku z podwyższonym ryzykiem mecze były zabezpieczane przez silne oddziały policji, która często musiała korzystać ze swoich uprawnień. Tak było w 1930 r. na meczu krakowskiego Makkabi z Tarnovią. Porządek udało się zaprowadzić dopiero dzięki szarży policji konnej z obnażonymi szablami.

Kibice i piłkarze z Tarnowa nie byli lubiani także na Sądecczyźnie. Kiedy w sierpniu 1933 r. robotnicza Sandecja przegrała 0:2 z tarnowską Jutrzenką, jej zawodnicy postanowili udowodnić rywalom, że wynik jest niesprawiedliwy i oni go nie akceptują. Gracze Jutrzenki zmuszeni byli szybko opuścić boisko w asyście policji. Zdarzało się, że musiało interweniować wojsko, jak w Tomaszowie Mazowieckim w 1928 r., gdzie na boisko Wojskowego Klubu Sportowego wtargnęli liczni kibice. Do rozproszenia tłumu użyto bagnetów. Wielu rannych pozostało na murawie.

Czasem dostawało się również piłkarzom. Wśród warszawskich drużyn do najostrzejszych rozrób dochodziło podczas meczów żydowskiego, syjonistycznego Makabi i sympatyzującej z endecją Korony. W 1926 r. kilkudziesięciu polskich kiboli napadło na żydowskich widzów, bijąc ich pałkami i obrzucając kamieniami. Przy okazji ucierpiało pięciu piłkarzy Makabi. W ramach protestu drużyna opuściła boisko.

Agresywni piłkarze

Graczom również przytrafiały się incydenty, z których dzisiejsze organizacje sportowe nie byłyby zadowolone. Jak donosiła regionalna gazeta, komentując zajście na meczu między grodzieńskimi drużynami Makabi i Kraft w 1932 r.: „Doszło do sytuacji rodem z Ameryki Południowej. Piłkarz powiedział sędziemu, że jest głupi, sędzia uderzył go w twarz, piłkarz go kopnął, na co sędzia wyjął z kieszeni rewolwer, kończąc konflikt". Uzbrojeni sędziowie piłkarscy wcale nie byli rzadkością, np. sędzia Bednarski z Warszawy czy Waxman z Poznania zawsze na boisko wychodzili z bronią w kaburze. Musiało mieć to uzasadnienie w zachowaniu piłkarzy, bo zaledwie kilka lat później, w 1938 r., w Tarnopolu, w czasie meczu żydowskiej drużyny Jehuda i polskiej Kresy jeden z piłkarzy pchnął drugiego nożem. Incydent wywołał antyżydowskie zamieszki, które przeniosły się na ulice miasta. Spalono kilka żydowskich sklepów, a pogrom zakończył się aresztowaniem około 30 najbardziej agresywnych osób.

Zdarzało się, że drużyny lub sami piłkarze ponosili odpowiedzialność za chuligańskie wybryki. Tak stało się po meczu między Makabi z Suwałk i grodzieńską Cresovią. Piłkarze z Grodna zwyciężyli, ale i tak musieli ponieść karę 50 zł za nieprzestrzeganie porządku. Wyznaczono również kary indywidualne. Piłkarz Szoda został zdyskwalifikowany na rok za kopnięcie piłkarza Makabi, a Radosław Kozłowski na sześć miesięcy i dożywotnio pozbawiony funkcji kapitana drużyny za obrażanie sędziego.

Dostać kasztanem

Lwów, druga stolica piłkarska Polski, miał problemy z kibicami o nastawieniu narodowym. Silna grupa kiboli legendarnej Pogoni Lwów miała zwyczaj obrażania wszystkich graczy drużyn przeciwnych. Kiedy na mecze przyjeżdżali warszawiacy, musieli wysłuchiwać okrzyków o „warszawskich mordach", musieli się też uważnie oglądać za siebie, aby w ciemnym zaułku nie zarobić w oko od jakiegoś lwowskiego batiara, co przydarzyło się w 1932 r. trzem piłkarzom Polonii Warszawa. Kibice ze Lwowa mieli unikalny sposób reagowania na sytuację na boisku: rzucali w graczy drużyny przeciwnej kasztanami. Każde trafienie kwitowane było wybuchem gromkiego śmiechu batiarskiej publiki.

Nacjonalistyczne emocje towarzyszyły też innym lwowskim drużynom. Spotkania TS Ukraina Lwów z żydowską Hasmoneą czy polskimi Pogonią i Czarnymi zawsze były pełne wrogich haseł i agresywnych reakcji. Prawdopodobnie to właśnie było przyczyną podpalenia stadionu Czarnych Lwów, a następnie stadionu Hasmonei.

W Krakowie dominował polski nacjonalizm. Widać to choćby po wydarzeniach z 13 czerwca 1937 r. Odbył się wtedy Dzień Katolicki w diecezji krakowskiej połączony z jubileuszem sakry biskupiej księcia metropolity Adama Sapiehy. Już od kilku dni tłumnie zjeżdżały nań grupy narodowców. Ich liczbę szacowano na 70 tys. Nastroje były podniosłe i skrajnie prawicowe. Już 12 czerwca aresztowano kilku członków Stronnictwa Narodowego za kolportaż odezw antyżydowskich. Tego samego dnia rozgrywany był mecz Cracovii z Makkabi. Według „Przeglądu Sportowego" żydowscy piłkarze zeszli z boiska po 15 minutach „z powodu wrogiego nastawienia tłumu". Mecz został wznowiony, a eskalacja konfliktu przypadła na drugą połowę spotkania, wygranego przez Cracovię 1:0.

Służby porządkowe nie reagowały na zajścia na trybunach. „Mały Dziennik", pismo wydawane przez franciszkanów, całą winę za zajścia przypisywał widowni żydowskiej. Natomiast „Nowy Dziennik" sugerował, że incydent nie był spontaniczny, lecz uprzednio przygotowany przez prawicowych prowokatorów. Prowokację może potwierdzać jeszcze jeden fakt, a mianowicie raport sytuacyjny Stronnictwa Narodowego za czerwiec 1937 r., w którym liderzy Stronnictwa „dopuszczali możliwość propagandy swoich haseł w Krakowie również przez użycie przemocy i gwałtu". W tym samym okresie w Krakowie formuje się Obóz Zjednoczenia Narodowego, aktywnie działają Młodzież Wszechpolska i Związek Młodej Polski, które usiłują poróżnić Polaków i Żydów.

Wydarzenia krakowskie nie były jedynymi antyżydowskimi wystąpieniami w czerwcu 1937 r. Podczas rozgrywek o mistrzostwo łódzkich drużyn klasy B w Zgierzu pojedynek między Bar Kochbą Łódź a miejscową Borutą zakończył się remisem 1:1. Jak relacjonuje łódzki „Ekspres Poranny", już po meczu na boisko wtargnęła publiczność i pobiła żydowskich graczy. Kierownik drużyny Bar Kochba Wojsławski został pchnięty nożem i w stanie ciężkim przewieziony do szpitala.

Według dr. Roberta Gawkowskiego, autora książki „Futbol dawnej Warszawy", do sporów między kibicami, szczególnie w niższych ligach, dochodziło równie często jak obecnie. Potwierdzenie znajdziemy w prasie czy dokumentach policyjnych. Powodem konfliktów były zarówno kwestie narodowościowe, jak i polityczne. Jeśli grały drużyny o orientacji socjalistycznej, tak jak w Warszawie żydowska Gwiazda ze Skrą czy Marymontem, były to mecze przyjaźni. Gorzej, jeśli grały Makabi z Warszawy czy Makkabi z Krakowa (syjoniści) z Czarnymi Warszawa i Jutrzenką Kraków (bundowcy) albo otwarta na Żydów Cracovia z endecką Wisłą – wówczas mogło wydarzyć się wszystko.

Chociaż nie było zorganizowanych grup kibiców, to często z jakimś klubem identyfikowali się członkowie bojówek partyjnych. Tak było w przypadku Świtu Warszawa, powiązanego z PPS. Jednym ze znanych kibiców tego klubu był „Tata Tasiemka", czyli Łukasz Siemiątkowski. Był on działaczem w strukturach PPS i kierował dzielnicą Powązki. Po rozłamie w partii razem z Pantaleonem Karpińskim założył gang kontrolujący warszawski Kercelak, gdzie od lokalnych handlarzy wymuszał opłaty za ochronę. Po aresztowaniu Siemiątkowskiego Świt utracił płynność finansową.

Plus Minus

Najczęściej czytane