Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Ostry ślizg przez Warszawę nocą

Jolanta Gajda-Zadworna 10-03-2011, ostatnia aktualizacja 11-03-2011 09:43

"Ostatni tatuś" w reż. Michała Walczaka w Teatrze Lalka w Warszawie.

Co robi młody i wciąż obiecujący dramaturg na scenie lalkowej? Wykorzystuje jej możliwości, by wystawić sztukę pełną grepsów. Na początek uspokajamy stałych gości teatru Lalka. "Ostatniego tatusia" z zaciekawieniem obejrzą starsze dzieci. Jednak w pełni wieloznaczność i humor sztuki docenić mogą tylko dorośli.

Wędrując z misiem

Michał Walczak (rocznik 1979) jako dramaturg zwrócił na siebie uwagę sztukami "Piaskownica" i "Podróż do wnętrza pokoju". Po obejrzeniu "Ostatniego tatusia" można mieć wrażenie, że na współpracę z lalkową sceną dał się namówić, by z poślizgiem pożegnać dzieciństwo. Wykorzystał formułę lalkowego teatru - plastycznego i otwartego na eksperymenty, by podzielić się spostrzeżeniami trzydziestolatka. Świadomego, że już czas dorosnąć, a jednak opóźniającego ten proces. Wciąż widzącego się w roli... nieporadnego, ale sympatycznego misia. To pluszakowi autor powierzył rolę narratora. Jego poczciwości przeciwstawił złość małej dziewczynki i pustkę lalki Barbie, a także zagrożenia nocnego świata, do którego wyruszają mała Ania i jej dwie zabawki.

Ania w wielkim mieście

Główna bohaterka "Ostatniego tatusia" codziennie wyczekuje powrotu ojca pracoholika. W końcu zła, że nie spełnia on obietnic, wyrusza na jego poszukiwania.

Ania to zaledwie pretekst, dzięki któremu Walczak mógł się wypowiedzieć w teatrze lalkowym. To nie ona gra pierwsze skrzypce. I nawet nie tytułowy tatuś, lecz wielobarwne postaci, z którymi bohaterka się spotyka - m.in. miś i lalka Barbie, występujące w podwójnej wersji - zabawek i ożywionych bohaterów.

Poza nimi w spektaklu pojawiają się także: policjant, agresywni kibice, paskudnie bogaty syn posła oraz szef chuliganów o ksywce Krwawy Zenek. Jest jeszcze zaskakująco swobodna syrenka i tkwiąca w zamku ze szkła czarownica, na której rozkaz Czarne Ptaszysko porywa zapracowanych ojców.

Cała ta galeria, rozbudowana też o baśniowe postaci - gadającej kałuży i siwego tramwaju - służy stworzeniu wieloznacznej charakterystyki nocnego miasta. Doprawionej dowcipem. I wcale nie układnej. Rówieśnicy dziecięco naiwnej Ani nie odczytają wszystkich sygnałów, jakie płyną ze sceny. To ich rodzice wybuchają śmiechem. Choć, czasami mina im rzednie, gdy np. zaufanie zagubionej w wielkim mieście dziewczynki zdobywa "Krwawy Zenek" lub kiedy pękaty poczciwy miś dostaje łupnia od kiboli.

Niebanalna Barbie

Walczak świetnie radzi sobie z pokazywaniem na scenie brutalności i dwuznaczności. Właściwie... nie pokazuje ich, korzystając całymi garściami z pomocy teatralnych środków (ukłon też dla scenografa Szymona Gaszyńskiego) oraz talentu i warsztatu aktorów.

W mniej zawoalowany sposób podchodzi do słownych żartów. Sceny i dialogi pełne są grepsów. Czasem politycznych, częściej obyczajowych. Bohaterowie spotykają np. "nocną księżniczkę" albo Barbie żali się, że jest banalna.

Banalna z pewnością nie jest sztuka Walczaka. Warta obejrzenia. Obowiązkowo - przez ojców pracoholików.

Recenzja została pierwotnie opublikowana w Życiu Warszawy nr 112 z 15-05-2007 po premierze spektaklu.

zyciewarszawy.pl

Najczęściej czytane