Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Antropolog na żywej wyspie

Agnieszka Rataj 13-04-2011, ostatnia aktualizacja 17-04-2011 10:23

Autorzy spektaklu „Życie seksualne dzikich” przed czwartkową premierą w Domu Słowa Polskiego opowiadają o Bronisławie Malinowskim, rozpadzie tożsamości i powrocie do natury przy pomocy technologii.Z Krzysztofem Garbaczewskim i Marcinem Cecką rozmawia Agnieszka Rataj.

*„Życie seksualne dzikich” jest spektaklem opartym na pracach Bronisława Malinowskiego
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Życie Warszawy
*„Życie seksualne dzikich” jest spektaklem opartym na pracach Bronisława Malinowskiego

Bohaterem waszego przedstawienia jest Bronisław Malinowski
– autor „Życia seksualnego dzikich” i „Dziennika w ścisłym znaczeniu tego wyrazu”. Ten drugi odkrył jego zupełnie inne oblicze – rasisty, człowieka zakompleksionego i znerwicowanego. Dlaczego te dwa teksty?

Marcin Cecko: Interesujące wydało nam się przede wszystkim założenie nowoczesnej antropologii sformułowane właśnie przez Malinowskiego. Badacz musi stać się uczestnikiem badanej rzeczywistości, żeby w pełni ją zrozumieć i poznać. W spektaklu pojawia się też wątek posthumanistyczny. Nasz Malinowski nie jedzie na Trobriandy zamieszkiwane przez społeczeństwo prymitywne, ale trafia na migrujące terytorium, żywą wyspę.

Krzysztof Garbaczewski: Jego wnętrze ujawnione w „Dzienniku...” jest istotne, bo badacz nie jest przecież superobiektywną kamerą rejestrującą otoczenie.Przychodzi ze swoim doświadczeniem, które zmienia zastany świat. Sam buduje też projekt dzikich, bo są oni konstruktem antropologiczno-literackim. Zależało nam na pokazaniu tego procesu.

M.C.: To człowiek, który musi pokonać samego siebie, a jednocześnie wywiera symboliczną przemoc na obserwowanej kulturze. Zainspirowała nas też teza Baudrillarda, który pisał o plemionach rozpadających się pod wpływem kontaktu z cywilizacją. Najpierw niszczą ich choroby, potem rozpada się ich tożsamość z ciekawości świata obcych.

Kim są dzicy w waszym przedstawieniu? Społeczeństwem przyszłości?

K.G.: Całe przedstawienie będzie próbą odpowiedzi na to pytanie. Rzeczywiście, poruszamy temat ludzi przyszłości zintegrowanych z technologią i lęku wynikającego z tej zmiany. Ale jest to też próba wejścia w siebie i zapytania, gdzie jest granica bycia człowiekiem. Już dzisiaj nasza organika zespoliła się z narzędziami. Czy to jest pług, czy laptop, nie ma większego znaczenia. Tak bardzo złączyliśmy się z nimi, że nawet tego nie zauważamy.

M.C.: Klasyczne definicje natury i kultury ciągle się zmieniają. Na przykład w science fiction po epoce cyberpunka, który pokazywał społeczeństwo zindustrializowane, ludzi-maszyny, fascynacje krzemem i chromem,  pojawia się coraz więcej idei, że z naturą możemy połączyć się ponownie za pomocą technologii, jak w „Avatarze”. Koncepcja natury oddzielonej od cywilizacji zaczyna się kruszyć, zamiast niej pojawia się myślenie, że wszystko, co wytwarzamy, jest w pewnym sensie naturalne i podlega cyklom ewolucji.

Krzysztof nazywa swoje przedstawieniainstalacjami teatralnymi. Nie kusiło was stworzenie przestrzeni odkrywanej samodzielnie przez widza zamiast spektaklu?

K.G.: Instalacja teatralna jest raczej próbą stworzenia interdyscyplinarnej całości, która nie ograniczy się do czysto zewnętrznych efektów. Formuła spektaklu jest dla mnie nadal  nośna i przynajmniej teraz nie czuję potrzeby jej zmieniania. Kwestia polega głównie na zmianie dyskursów, nieograniczonych do teatralnego świata, między którymi płynnie się poruszamy.

M.C.: Staramy się tworzyć rzeczy wielowarstwowe znaczeniowo i chcemy, żeby jednak widz miał możliwość ogarnięcia całości.

Jak wygląda wasza współpraca? To już trzecie, po „Odysei” i „Gwieździe śmierci”, wasze wspólne przedstawienie?

K.G.: Znaleźliśmy z Krzyśkiem specyficzną technikę dialogu przy zachowaniu autonomii każdego z nas. Pracujemy razem, szanując swoje kompetencje.

M.C.: Jednocześnie nie ma podziału na sytuację, kiedy Marcin tylko przynosi tekst, a ja pracuję osobno z aktorami. Dlatego nazywam to wspólnymi projektami.

Życie seksualne dzikich – Dom Słowa Polskiego, ul. Miedziana 11, tel. 22 379 33 33, 14.04, godz. 19, bilety 50 zł

Życie Warszawy

Najczęściej czytane