Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Komedia nie gorsza niż kobiece demony

Agnieszka Rataj 27-04-2011, ostatnia aktualizacja 28-04-2011 22:40

Po nominacji do Paszportu „Polityki” w kategorii Muzyka Poważna Ewelina Pietrowiak wraca do teatru Ateneum, gdzie zmierzy się ze współczesną tragikomedią. „Kasta la vista” Sebastiena Thiery’ego będzie można oglądać w Warszawie od czwartku. Z Eweliną Pietrowiak rozmawia Agnieszka Rataj.

*„Kasta la vista” jest pierwszą komedią w dorobku Eweliny Pietrowiak
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
*„Kasta la vista” jest pierwszą komedią w dorobku Eweliny Pietrowiak
Ewelina Pietrowiak
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Ewelina Pietrowiak

Zaczynałaś od klasyki sztuk mocno psychologicznych: Geneta, Ibsena, Bergmana. Skąd nagle w twoim repertuarze komedia Sébastiena Thiéry’ego?
Ewelina Pietrowiak: To pierwsza rasowa komedia, z którą się mierzę. Ten gatunek to nie moja parafia i w tym przypadku sztuka wybrała mnie. Dyrektor Izabella Cywińska zaproponowała mi zrealizowanie tego tytułu. Spodobał mi się od razu, ale postanowiłam najpierw przeczytać tekst z aktorami. Czytanie wyszło świetnie, zabrzmiały wszystkie dowcipy, absurdy i rewelacyjny przekład Bartosza Wierzbięty. W trakcie pracy okazało się, że reżyserowanie czarnej komedii może być równie pociągające, jak i reżyserowanie ponurych sztuk o kobiecych demonach. Nad gatunkiem się nie zastanawiam, nie wymyślam dowcipów ani grepsów, opowiadam po prostu historię pewnego faceta. Dla niego samego bynajmniej niewesołą.

Bohaterkami twoich dotychczasowych spektakli często były kobiety: „Hedda Gabler”, matka i córka w „Sonacie jesiennej”, „Pokojówki”? Uznałaś, że o kobietach powiedziałaś już wszystko?
Nie da się o kobietach opowiedzieć wszystkiego przez zaledwie pięć lat uprawiania teatru. Fakt, że bardzo się starałam, moje operowe bohaterki to też kobiety, ale temat pozostaje niewyczerpany. Jacek Kraft jest moim pierwszym mężczyzną w głównej roli – to prawda. Druga duża rola, Pracownika Banku, też jest męska. Ale musiałabym się poważnie zastanowić, czy bardziej uwiodło mnie zajęcie się Jackiem Kraftem i Pracownikiem, czy praca z Krzysztofem Tyńcem i Arturem Barcisiem. Niech będzie, że jedno i drugie.

Co oznacza tytuł „Kasta la vista”?
Tłumacząc literalnie – nic. To licentia poetica tłumacza, ale jeśli poznamy oryginalny tytuł, który po polsku brzmi: „Świnka morska”, zrozumiemy potrzebę stworzenia nowego. Słowo „kasta” jest kluczem do tej opowieści, natomiast wyrażenie „Kasta la vista” to raczej gra słów. Brzmi zaczepnie i nie wiadomo, o co chodzi – mi się podoba.

Poza wątkami komediowymi „Kasta la vista” dotyka też tematu współczesnej globalizacji. W jaki sposób?
Polski Bank zostaje przejęty przez indyjską grupę kapitałową Bank of India – to zdanie pada w sztuce i jest punktem wyjścia do jakiejś interpretacji. Dla mnie osobiście ważniejsze jest to, co pod wpływem konkretnych, nawet dość absurdalnych okoliczności, dzieje się z człowiekiem, nie będzie więc żadnych manifestów politycznych. Co nie znaczy, że zamykam pole do przemyśleń na temat globalizacji czy antyglobalizacji. Wyznawcy, entuzjaści lub przeciwnicy obu nurtów znajdą coś dla siebie.

Działasz na wielu polach teatralnych, jesteś też autorką scenografii i reżyserką operową. Co zyskujesz dzięki poruszaniu się na styku różnych dziedzin sztuki?
Reżyserując zapominam o gatunku. Najważniejsza jest konkretna, ciekawa sytuacja sceniczna, bohater i wszystko, co dzieje się dookoła niego. Niech sobie gada, śpiewa, gra, tańczy – byle nie zmącił prawdy przeżyć i emocji. To jest coś, co wciąż mnie w teatrze kręci – przeżycie, doświadczenie emocjonalne. Na spektaklach tzw. „formalnych” ziewam i nic nie mogę na to poradzić. Chcę historii, chcę przeżyć, chcę skończonych ról. I lubię mieszać gatunki. W dwóch moich wrocławskich operach były role mówione i w obu przypadkach to połączenie było – moim zdaniem – genialną decyzją kompozytorów. Opera wzmacnia teatr dramatyczny. Dyscypliną, zorganizowaniem, obowiązkowym przygotowaniem do prób, wyczuciem rytmu i melodii przedstawienia. Z kolei teatr dramatyczny daje operze umiejętność pracy z aktorem, znaczne pogłębienie psychologiczne postaci, a także nowoczesną estetykę i wszystkie te gadżety technologiczne, których użycie w polskiej operze wciąż jeszcze raczkuje. Teatr i opera współistnieją w mojej głowie i dobrze się razem mają.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane