Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Poprzez asfalt w stronę złota

Marcin Flint 11-03-2009, ostatnia aktualizacja 13-03-2009 22:00

Fisz, Łona i O.S.T.R. to dziś cenieni artyści nieskrępowani przez hip-hopowe ramy. Obecną sytuację zawdzięczają własnym talentom i fonograficznej działalności Marcina „Tytusa“ Grabskiego.

źródło: Życie Warszawy

Wydawcę odwiedzam w dniu, który on sam nazywa najważniejszym w roku. Wraz z dwoma pomocnikami wnosi właśnie na najwyższe piętro wolskiego budynku paczki zawierające egzemplarze „O. C. B.“ – najnowszej płyty O. S. T. R. Kiedyś „Ostry“ był po prostu chłopakiem z Bałut – nieźle rokującym skrzypkiem i przeciętnym na tle łódzkiej sceny rymoholikiem. Pod skrzydłami Tytusa wyrósł na jednego z chętniej słuchanych polskich artystów, lokomotywę Asfalt Records. Zapewnił niezależnej oficynie uwagę mediów, a także pierwsze złote płyty. Nic więc dziwnego, że sprawna wysyłka jego krążków ma charakter absolutnie priorytetowy.

Ciche osiągnięcia

Po wniesieniu pakunków na sam szczyt Grabski patrzy wymownie w kierunku nieczynnej od dłuższego czasu windy i stwierdza. – Paradoks. Kiedy mieszkałem na Bródnie, takie sytuacje nie miały miejsca.

Wiele rzeczy wyglądało wówczas w jego życiu inaczej. Wychowywał się na punkowo-alternatywnych zespołach. Muzykę, owszem, lubił, ale to komputery interesowały go najbardziej. Niewiele brakowało, by zdecydował się na studia informatyczne, w końcu jednak poszedł na prawo. I dobrze się stało, bo na uczelni zetknął się z hip-hopem. Kolega puścił mu nagrania A Tribe Called Quest. To, co początkowo go jedynie zaciekawiło, po wizycie w USA rozwinęło się w pasję.

Tytus stał się aktywistą idealistą. Stworzył pionierską stronę internetową Enigma, pisywał dla rapowego magazynu „Klan“, wraz z animatorem stołecznej sceny hiphopowej DJ-em 600V prowadził w Radiostacji audycję, a nawet wydawał na kasetach podziemne składanki. Dla wielu warszawskich dzieciaków były one pierwszą okazją do zapoznania się z artystami takimi jak Tede, Fisz czy Grammatik, dla Grabskiego zaś próbą ogniową przed powołaniem do życia Asfalt Records. W grudniu 2008 r. minęła dekada od ukazania się OMP, pierwszej płyty z logo wytwórni.

– Artystami zajmował się przez ten czas konsekwentnie. Dobierał wykonawców pasujących do jego wizji hip-hopu nie po to, żeby zarobić – ocenia wydawcę Druh Sławek, radiowiec, dziennikarz, prekursor „czarnych“ brzmień na polskim gruncie. – W Ameryce mówią na takich „quiet achiever“. Facet osiągnął coś po cichutku, dla siebie. Gwizdał na zdanie innych.

– Inwestował w siebie i działalność, nie w gadżety – kwituje krótko dziennikarz Andrzej Cała.

Stojąc z boku

Gdy wchodzę do salonu Tytusa, pojmuję skalę „inwestycji w siebie“. Trudno nie zwrócić uwagi na setki książek (z zakresu historii, psychologii, sztuki, architektury), filmów DVD i oczywiście płyt. Jeszcze trudniej zrozumieć, jak wydawca koordynujący zarazem występy swoich artystów znajduje na to czas.

– Mam już 37 lat, nauczyłem się układać sobie dzień – przekonuje mój rozmówca. Zza oceanu przywiózł przekonanie, że praca ma być możliwie przyjemna, a przede wszystkim wygodna. Od początku w kwestii wykonawców stawiał więc na jakość, a nie na ilość.

Prestiż oraz pozycja Asfaltu zbudowane są na wspomnianym O. S. T. R., Fiszu i w mniejszym stopniu Łonie.

– Słuchacze nie sięgają po nie z powodu hiphopowego kontekstu – przekonuje Grabski, przywołując przykład T. Love, niegdyś formacji alternatywnej, potem gwiazdy szeroko obecnej w świadomości Polaków, która na pełnym luzie eksperymentowała sobie z różnymi gatunkami.

Taka sytuacja pozwala Tytusowi stać z boku rapowego piekiełka, nie angażować się w szczeniackie przepychanki, zapomnieć o frustratach. To zapewnia dużo spokoju, zwłaszcza że znajomych dobiera równie starannie co artystów.

– Jeżeli ma o czym pogadać, będzie robić to długo, ale nie bawi się w ekstrawertyzm. Woli się skupić na starych znajomych – tłumaczy Cała.

Dla satysfakcji

Dzięki temu zapracował sobie na sławę osoby apodyktycznej. Wśród związanych wcześniej z Asfaltem zespołów dało się usłyszeć z kolei narzekania, że wydawca był tak zapatrzony w swoje złotodajne kultury, że dla promocji innych nic już nie zrobił.

Próby zrobienia z Tytusa wyrachowanego biznesmena spaliły jednak na panewce, jeżeli spojrzeć na niszowe, polsko-zagraniczne kooperacje, które zaprezentował w 2008 r. Grand Agent rymujący na podkładach „Ostrego“, The Jonesz czy projekt The Returners i rapera El Da Sensei z ekonomicznego punktu widzenia wydają się strzałem we własną stopę. Są zarazem dowodem na to, że w mało sprzyjających warunkach wciąż można zrobić coś ambitnego dla zwykłej satysfakcji. Co więcej, w 2009 r. w Asfalcie ukaże się wspólny album brzeskiego producenta Metro i Kalifornijczyka Declaima.

Wychodząc od Marcina Grabskiego, zastanawiam się, czy paczki trafią na czas do adresatów. Złoto, jakim „O. C. B.“ okryło się parę dni po premierze, rozwiało moje wątpliwości.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane