Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Usłyszeć tamten krzyk

Katarzyna Czarnecka 21-03-2011, ostatnia aktualizacja 22-03-2011 22:01

Sześć ulic. Związane z nimi i ich mieszkańcami historie przed- i powojenne, ale głównie z czasów getta, przedstawia w nowej książce Jacek Leociak. Spotkanie z autorem dziś w DSH.

źródło: materiały prasowe

Na Krochmalnej do 1917 roku mieszkał Singer. Najpierw pod nr. 10, a później pod 12, gdzie za trzy ruble więcej jego rodzina mogła się cieszyć ubikacją. W odległości kilkuminutowego spaceru, pod nr. 92, niecałe dwa lata przed wojną swoje sieroty ulokował Korczak. A inni mieszkańcy? Spojrzenia jednych „pałały ogniem Tory, ze wzroku innych – jak mówiono – wyzierał szatan”. Było tu dużo biedaków, więc ulica jeszcze przed oficjalnym utworzeniem getta bywała odgrodzona z powodu tyfusu.

Na Lesznie, pod nr. 2, w kawiarni Sztuka można było posłuchać śpiewu Marysi Ajzensztadt i Wiery Gran oraz gry Goldfedera i Szpilmana. Kilkadziesiąt kroków dalej, pod nr. 18, mieszkał Emanuel Ringelblum, symbol „konspiracji, oporu”. Naprzeciwko zaś działał Abraham Gancwajch, szef uważanej za gestapowską agenturę „Trzynastki” – Urzędu do Walki z Lichwą i spekulacją w Dzielnicy Żydowskiej.

W małym sklepiku na Karmelickiej – jak twierdził ojciec Józefa Hena – sprzedawano najlepsze pieczywo. Może u Urkiewicza pod nr. 9? Później też ludzie przychodzili tu do sklepów. Wielu zginęło z rąk gestapowca Schultza i jego trzech czy czterech kamratów, co wspomina m.in. Chaim Aaron Kaplan.

Na Nowolipiu po nr. 72, do teatru Nowy Azazel mieszkańcy getta przychodzili zobaczyć grane w jidysz spektakle. Odwiedzali też bazar między numerami 35 i 37 – jak przed wojną, tyle że mieli na ramionach gwiazdy.

Na Miłej pod nr. 2 mimo wszystko działały dwa warzywniaki. O konflikcie ich właścicieli – Rywki E. i tajemniczego K. – „Gazeta Żydowska” donosiła 8 kwietnia 1942 r. Zaledwie 4 miesiące przed akcją likwidacyjną. 13 miesięcy przed śmiercią bojowców w bunkrze pod nr. 18.

Na Stawkach pod nr. 46 w lutym 1942 roku zmarła z głodu rodzina Drewnowiczów. Z tej ulicy większość warszawskich Żydów wyruszyła w ostatnią drogę – to tu był Umschlagplatz.

Jacek Leociak w swojej książce podaje takie właśnie fakty. Ważne i pozornie błahe. Humorystyczne i na wskroś tragiczne. Dające świadectwo życia, które na przekór wszystkiemu jakoś się toczyło i śmierci, która w makabryczny najczęściej sposób je kończyła.

W ciekawie zaprojektowanych graficznie przez Katarzynę Kubicką sześciu tomach-zeszytach prezentuje nie tylko fragmenty zapisków i wspomnień ludzi z tamtego czasu, ale także zdjęcia, mapy i dokumenty. Choćby takie jak lista lokatorów zalegających z opłatami za gaz. Spis, który w normalnym świecie nie miałby większej wartości, po Zagładzie jest bodaj jedynym śladem istnienia 208 ludzi.

Z takich szczątków, które jakimś cudem przetrwały, składa swoją opowieść. Opowieść – w kontekście tego wydawnictwa, to właśnie słowo ma największe znaczenie.

Jacka Leociaka znamy dobrze jako autora. Napisał m.in. (z Barbarą Engelking) „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście” czy „Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów”. Jednak w „Spojrzeniach...” ukazuje się nam także jako znakomity gawędziarz – jeśli z braku lepszego określenia, można użyć tego. O tych sześciu ulicach mówi jak o skrzywdzonych bliskich. Rozbudza w nas całą gamę emocji, także dlatego, że okazuje własne. I nie ma w tym odrobiny egzaltacji – to narracja kogoś, dla kogo pamięć o wymordowanych współobywatelach, jest czymś absolutnie podstawowym.

„Dzisiaj na Miłej stoją domy, rosną drzewa i bawią się dzieci. I Majloch Perelman płonie na piętrze oficyny Miła 18. (...) Krzyczy przez cały dzień. Kiedy idę Miłą pełna zieleni i słońca przeświecającego przez gałęzie topoli, słyszę czasami ten krzyk”. Tak kończy jeden z zeszytów Leociak. Dzięki niemu może i my ten krzyk usłyszymy.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane