Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pomoc społeczna woła o pomoc

Monika Górecka-Czuryłło 25-08-2008, ostatnia aktualizacja 26-08-2008 22:14

Kilku domom dziecka i pomocy społecznej grozi zamknięcie – odchodzą pracownicy. Ci, którzy zostali, idą z płacową petycją do ratusza.

autor: Jankowski Bartosz
źródło: Fotorzepa

Sześciu pracowników zwolniło się z DPS przy ul. Nowoursynowskiej, dwóch opiekunek brakuje w domu dziecka przy ul. Nowogrodzkiej, pięciu osób – w pogotowiu opiekuńczym.

– Jak tak dalej pójdzie, to domy dziecka i pomocy społecznej trzeba będzie pozamykać – mówi szefowa pielęgniarek z DPS przy Nowoursynowskiej Ilona Prokop. – U mnie już na jedną pracownicę przypada 18 podopiecznych, starych i schorowanych osób. To przekracza wszelkie standardy, w każdym razie europejskie.

Pracownicy DPS domagają się podwyżki, której nie było od prawie trzech lat. Teraz przeciętnie zarabiają 1600 zł.

Wprawdzie w czerwcu rada miasta uchwaliła wzrost płac o ok. 150 zł brutto, ale wypłata miała być ze środków poszczególnych placówek. – Nie wszystkie pieniądze miały, więc w niektórych podwyżki nie było – mówi Danuta Kubacka z Solidarności oświatowej na Pradze-Południe. I dodaje, że aby znaleźć środki na wyższe płace, placówki musiałyby obniżyć standardy usług. – I np. kupować mniej pieluch. Teraz w DPS na osobę przypadają dwa pampersy dziennie. Może musi wystarczyć jeden? – zastanawia się Kubacka.W niektórych placówkach podwyżki były, ale w zamian zabrano pracownikom premie.

– W efekcie zarabiamy o 30 – 80 zł miesięcznie mniej – tłumaczy Jerzy Wojciechowski z pogotowia opiekuńczego.

Pracownicy placówek opiekuńczych domagali się podwyżki o ok. 300 – 400 zł. – Rekomendowaliśmy taką kwotę, ale koalicja PO i lewica jej nie przegłosowała – mówi radny Adam Kwiatkowski (PiS). – Tłumaczyliśmy, że przy tak niskich pensjach nie będzie chętnych do pracy w tego typu placówkach. Już teraz mamy sygnały, że nowe osoby przychodzą na 2 – 3 miesiące stażu i uciekają do prywatnych placówek, gdzie można zarobić więcej. Pracownicy skarżą się, że teraz salowa w szpitalu zarabia więcej niż pielęgniarka w DPS.

– Nawet pracownica w schronisku dla zwierząt jest lepiej opłacana niż ta, która opiekuje się dziećmi – mówi rozgoryczona Elżbieta Trzaskowska z Domu Małego Dziecka przy ul. Nowogrodzkiej.

Pracownicy DPS-ów i placówek opiekuńczych dla dzieci zebrali ponad tysiąc podpisów pod petycją do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dzisiaj kilkudziesięcioosobowa grupa wybiera się do ratusza.

– Będziemy domagać się specjalnej komisji poświęconej pomocy społecznej – mówi Kwiatkowski. – Nie można eksperymentować na starych bezbronnych ludziach ani na dzieciach. Muszą mieć zagwarantowaną godziwą i fachową opiekę.

Dyrektor Biura Polityki Społecznej Bogdan Jaskołd dziwi się roszczeniom pracowników.

– To, co mogliśmy, daliśmy w tym roku – wyjaśnia. – A w budżecie na przyszły rok proponujemy kolejną podwyżkę. W sumie da to kwotę, o którą ubiegają się pracownicy. Dodaje, że nie miał informacji o zwolnieniach.– Ludzie są zdesperowani, na pieniądze długo czekać nie będą – przestrzega Prokop. – To bardzo obciążająca praca.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane