Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Oczekując na wejście do Ziemi Izraela

Piotr Semka 26-10-2014, ostatnia aktualizacja 28-10-2014 05:51

Mamy wreszcie miejsce, gdzie młodzi Izraelczycy i Żydzi z diaspory mogą zobaczyć, że Polska nie była jedynie przeklętą ziemią obozowych prochów.

autor: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Plakat z„zaplutym karłem reakcji” sąsiadował na ulicach zburzonych miast z tym, który oddawał "Cześć bohaterom powstania w Ghetcie”. Oba bolały tym bardziej.
źródło: EAST NEWS
Plakat z„zaplutym karłem reakcji” sąsiadował na ulicach zburzonych miast z tym, który oddawał "Cześć bohaterom powstania w Ghetcie”. Oba bolały tym bardziej.

A więc wreszcie jest. Siedem lat po tym, jak Lech Kaczyński wmurował w czerwcu 2007 roku akt erekcyjny w fundament przyszłego gmachu Muzeum Historii Żydów Polskich. Teraz w nowoczesnym, przyciągającym oko budynku na dawnym placu Muranowskim znalazła siedzibę stała ekspozycja opowiadająca o ponadtysiącletniej obecności Żydów na ziemiach polskich. Obecności naznaczonej dramatem Zagłady, ale przez tę zbrodnię bynajmniej nie zamkniętej. Mechaniczna logika mordu, pogańska i stechnicyzowana, jest obca polskiej logice dziejów.

Teraz ten gmach ma cofnąć czas i pokazać dziesięć wieków życia pod wspólnym niebem. To nie jest zadanie łatwe ani pozbawione trudnych wyborów. Gdy z szefem Rady MHŻP Marianem Turskim wchodziłem w ciąg ekspozycji, czułem ciekawość, ale i satysfakcję, że wreszcie ktoś ten temat podjął. Skądinąd ciekawe, czy taka placówka powstałaby w II RP, gdyby druga wojna światowa nie przerwała istnienia niepodległego państwa polskiego.

Pamiętam, jak Anda Rottenberg na wystawie w Berlinie pokazywała mnie i grupie dziennikarzy grafiki Artura Szyka z 1932 roku dedykowane marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu jako patronowi pozytywnych stosunków polsko-żydowskich. Szyk, polski patriota o żydowskich korzeniach, namalował cykl 48 grafik poświęconych epizodom z życia obu narodów ze Statutami kaliskimi Bolesława Pobożnego z 1264 roku na pierwszym planie, gwarantującymi Żydom szereg przywilejów niespotykanych w ówczesnej Europie. Artysta sławił mądrość polskich królów i przywileje rabinów z Sejmu Czterech Ziem – trybunałów żydowskich w Koronie i na Litwie. Gdyby wojny nie było – to sadząc po tych grafikach Szyk byłby piewcą wspólnej historii, wymarzonym autorem fresków do hipotetycznego muzeum. Dziś w dzielnicy będącej miejscem kaźni jego współbraci powstała ekspozycja, w której – znów zgaduję – odnalazłby swoje emocje.

Zanim jednak ujrzała ona światło dzienne, jej twórcy stanęli wobec wielu dylematów. Czy muzeum ma być miejscem rozmowy Polaków i Żydów czy raczej sanktuarium pamiątek judaizmu dla potomków polskich Żydów z całego świata? Czy powinna ona w równym stopniu opowiadać o ponadtysiącletniej obecności Izraelitów na ziemiach polskich czy też skupić się na Holokauście lub przynajmniej na XX wieku? Czy powinno się szukać przykładów pokojowej koegzystencji czy pokazywać, jak nienawiść tliła się od stuleci, by wybuchnąć pożarem Zagłady?

Te pytania były motywem dyskusji nie tylko Polaków z Żydami, ale i Żydów zagranicznych z polskimi, i wreszcie Żydów znad Wisły między sobą. Jedni bali się lukrowania konfliktów, inni nadużywania ciemnych barw. Niektórzy Żydzi chcieli podkreślenia autonomii losu swojego narodu wobec polskiej większości, a niektórzy Polacy martwili się, czy nie zostaną ubrani w kostium współtwórców Holokaustu.

Odpowiedzią na te dylematy jest dziesięć zasad, jakie przyjęli autorzy ekspozycji. Pierwsza to zasada wyjścia poza okres nowoczesny („Najważniejsze jest całe tysiąclecie"). Kolejna głosi, że „historia Żydów polskich jest integralną częścią historii Polski, a historia Polski nie jest kompletna bez historii Żydów polskich". I jeszcze jedno założenie: „Opowiadanie historii z perspektywy tych, których opowieść prezentujemy bez zapowiadania przyszłości". To odejście od sposobu myślenia, jaki zdominował muzea Zagłady. W katalogu czytamy: „Narracja większości, jeśli nie wszystkich muzeów Holokaustu, rozpoczyna się od nienawiści, której logiczną konsekwencją, niejako Telosem, jest ludobójstwo. Punktem wyjścia historii Żydów polskich nie jest nienawiść, a jej punktem końcowym nie jest ludobójstwo".

Autorzy nie chcą narzucać odpowiedzi na pytania: „Czym jest judaizm?", „Kto jest polskim Żydem?". Jak piszą: „Jest wiele sposobów bycia Żydem, a polscy Żydzi cały czas próbują się samookreślić".

Ekspozycja Muzeum Historii Żydów Polskich jest kompromisem, a ten nigdy nie zadowala nikogo do końca

Marian Turski i Piotr Wiślicki, szef zarządu Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny, podkreślają: „Za każdym razem powtarzamy, że Muzeum Historii Żydów Polskich to muzeum Życia, nie śmierci". To dobry znak przez wejściem w labirynt wystawowych uliczek.

Młody naród i najstarsze plemię

Zamglona ściana lasu. Pradawna puszcza pełna dzikich zwierząt. Tak musiała się jawić Polska pierwszym żydowskim podróżnikom, którzy trafiali na te ziemie.

To spore zdjęcie wita gościa wystawy. Ale na tle tej leśnej scenerii widnieją słowa podania spisanego w 1919 roku przez pisarza z Buczacza Szmuela Josefa Agnona.

„Nie wiedzieliśmy, lecz ojcowie nasi nam opowiedzieli, jak rozproszony Izrael przybył do polskiej ziemi. Ujrzał Izrael, że trwają prześladowania, ciemięstwa się mnożą. (...) wyszli wówczas na drogi, patrzyli i pytali na wszystkie strony świata i pytali na wszystkie strony świata, dokąd pójść, aby odnaleźć spokój. Z nieba spadła kartka: »Idźcie do Polski«. I poszli do Polski, i dali królowi górę złota, a król przyjął ich z honorami. (...) A ci, którzy szukają świadectwa, mówili: »a dlatego Polska nazywa się Polin, bo tak rzekł Izrael, gdy ujrzał tę ziemię: po-lin!«. To znaczy, że tu spoczniemy, dopóki nie wejdziemy do Ziemi Izraela".

Ta piękna legenda to dobry wstęp do dziejów ludu Izraela nad Wisłą. Ale narracja zaczyna się od opowieści o pierwszych żydowskich podróżnikach, którzy opisali nasze ziemie. O Ibrahimie Ibn Jakubie, który na zlecenie kalifa Kordoby odwiedzał te ziemie, czy Petachii z Ratyzbony, który w XII wieku wędrował z Pragi przez Polskę na południową Ruś i do kraju Chazarów.

Ibrahim Ibn Jakub zaliczył nasz kraj do najzimniejszych. „Najtęższy mróz bywa u nich, gdy noce są księżycowe, a dni pogodne" – zauważa. Kraków wspomina trzykrotnie. Kolejne ślady polskie znajdujemy w dziełach Icchaka ben Mosze z XII wieku. Omawiając pytania od wspólnot żydowskich na wschodzie, wspomina on list Izraelitów uczestniczących w stypie w Primut czy – jak podejrzewają historycy – Przemyślu, w którym pytają o brata zmarłego krewnego.

Jednym z najstarszych śladów judaizmu pokazanym na wystawie są monety zapisane hebrajskimi znakami. Ich przykładem jest moneta bita w XI wieku w osadzie żydowskiej przy grodzie kaliskim.

Polska jako bezpieczny azyl pojawia się w kronice Kosmasa z Pragi, który opowiada, jak Żydzi uciekający przed pogromami krzyżowców przenosili „potajemnie swoje bogactwa". Część wystawy dotycząca średniowiecza ma dwa wyraziste punkty. Pierwszy to wspomniane już Statuty kaliskie, a drugi to opowieść o miłości króla Kazimierza Wielkiego do słynnej Esterki – pełne emocjonalnego ciepła wspomnienie wyrażające bliskość obu narodów.

Efektowna jest sala dotycząca złotej epoki Rzeczypospolitej, gdy wielkie państwo Jagiellonów dało Żydom wszelkie możliwości rozwoju. Renesans  wpływał na kształt krakowskiej synagogi Remuh, a żydowskie drukarnie wydawały dzieła mędrców judaizmu.

Co prawda określenie „Paradisus Iudaeorum" pochodzi z niechętnego Żydom poematu (sugerującego, że na ziemiach polskich jest im za dobrze), ale autorzy wystawy akceptują to określenie, które weszło do języka polskiego w pozytywnym kontekście.

Ten rozkwit kończy „korytarz ognia". To część ekspozycji dotycząca okresu rewolty kozackiej, w trakcie której Żydzi stawali się kozłami ofiarnymi niechęci żywionej przez ludność Ukrainy do polskich magnatów.

Sekciarze i przemysłowcy

I wreszcie mamy stulecie odbudowy kraju po Potopie, oddane przez rzeczywistość małego miasteczka z jego tradycyjnymi elementami: karczmą, kościołem i synagogą. Tu Żydzi stworzyli swój własny charakterystyczny tylko dla ziem polskich model życia. Najwspanialszym eksponatem tej części wystawy jest rekonstrukcja bajecznie kolorowego dachu drewnianej synagogi w Gwoźdźcu koło Stanisławowa. Rekonstrukcję wykonano za pomocą  technik ciesielskich z tamtych lat. Tuż obok opowieść o perturbacjach duchowych judaizmu z tamtego czasu, których symbolem były takie postacie jak Baal Szem Tow – prekursor chasydyzmu, czy Jakub Frank – założyciel i guru sekty, której członkowie z nim na czele przyjęli chrzest w Kościele katolickim.

Ten świat Polski szlacheckiej kończy ostatni płomyk nadziei dla upadającego państwa – Konstytucja 3 maja. Na dużej reprodukcji sztychu z obrad Sejmu widnieją słowa: „Zniknął smutek ponury i radość panuje. Zbawiony naród słodkiej używa swobody". To cytat z hymnu z 1792 roku.

Ale zaraz potem nadchodzi groza rozbiorów. Żydzi w nowych, oświeceniowych państwach, takich jak Prusy czy Austria, stają wobec administracyjnych prób wtłoczenia ich w nowe koleiny. Ale jednocześnie pojawiają się wzorce Haskali – oświecenia żydowskiego. Skłaniają one wielu polskich Żydów do kopiowania wzorców życia salonowego z Wiednia i Berlina. Przełom XVIII i XIX wieku naznaczony jest debatą nad uobywatelnieniem Żydów, w której biorą udział najtęższe umysły epoki od Stanisława Staszica poprzez Juliana Ursyna Niemcewicza po publicystów dziś już nieco zapomnianych jak Mateusz Butrymowicz czy Gerard Witowski.

Ale świat żydowski ma swoje wewnętrzne spory – o chasydyzm czy liberalne trendy synagogi reformowanej. W sielskim krajobrazie Litwy działają jesziwy brzęczące od teologicznych sporów. Za pomocą wspaniałej animacji komputerowej poznajemy jedną z nich – słynną szkołę w Wołożynie koło Mińska, o której opowiada na wystawie jej uczeń Juda Lejba Don Jachja.

Zrekonstruowana salka poczekalni Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej to wstęp do epoki industrializacji. Epoki, w której siłę pieniądza jako narzędzia władzy pokazują tacy przemysłowcy jak Izrael Poznański czy Jan Gotlib Bloch.  Ale w tym samym czasie, gdy Poznański buduje swój olśniewający pałac w Łodzi, masy żydowskiej biedoty trafiają do przemysłowego piekła polskich miast.

Stosunkowo niewiele miejsca autorzy wystawy poświęcili manifestacjom patriotycznym z 1861 roku, na czele z pochodem narodowym z 8 kwietnia, w trakcie którego padł od kul uczeń żydowski Michał Landy. Druga połowa XIX wieku to epoka nadziei na zbratanie się obu narodów wobec carskiego terroru. Potem po obu stronach pojawiają się hasła rywalizacji. I wreszcie wiara w marksizm jako idea bratająca proletariat ponad podziałami narodowymi.

Symbolem tych nadziei jest odezwa PPS z Łodzi z 1905 roku po krwawym stłumieniu pochodów tamtejszych tkaczy: „Ta krew żydowska, która się zmieszała wraz z polską i niemiecką, spływając w rynsztoki uliczne Łodzi – ta krew żąda tylko jednego – nienawiści do caratu – i o jedną tylko pomstę woła – nad katami robotniczego ludu".

Ale nowoczesność to też narodziny antysemityzmu. Żydzi wahają się między asymilacją a podkreślaniem swojej odmienności. Te rozterki wyraża na wystawie cytat z pism rosyjskiego pisarza żydowskiego pochodzenia Grigorija Bogrowa (1825–1885): „Żydzi mówią... pozwólcie nam mieszkać, gdzie chcemy, i zajmować się tym, co nam się podoba. Dajcie nam możliwość poprawy naszego ekonomicznego i społecznego położenia, a wkrótce przekonacie się, że wszelkie wady, jakie nam przypisujecie – na które patrzycie przez szkło powiększające odziedziczonych przez waszych ojców uprzedzeń – nie są nam wrodzone. Odpowiada się Żydom: zasłużcie sobie... Kto ma rację?".

Mikrokosmos getta

Tak dochodzimy do opowieści o Żydach uczestniczących w walkach o niepodległość lat 1914–1920. Przywołajmy tu chociażby losy Bronisława Mansperla „Chabra", który poległ w 1915 roku jako oficer I Brygady Legionów Polskich, czy Bernarda Monda, który zaczynając w Drużynach Bartoszowych, doszedł do stopnia generała w II RP. W czasie drugiej wojny światowej Mond był więziony w oflagach. Po wojnie zaś, mając jako sanacyjny oficer kłopoty z zatrudnieniem, został pomocnikiem magazyniera materiałów budowlanych w Spółdzielni Grzegórzki w Krakowie.

Ale akurat tego wątku wystawa szczególnie nie eksponuje. Dzień 
11 listopada 1918 roku umieszczony jest w ciemnej sali opowiadającej głównie o pogromach okresu pierwszej wojny  i cierpieniach ludności na terenach przesuwających się frontów.

Znacznie pogodniejsza jest sekcja wystawy „Żydowska ulica", która pokazuje bogactwo życia żydowskiego w II RP. Oszałamiający wybór partii – od Aguda Israel po Bund i Poalej Syjon. Fenomen kina w języku jidysz czy udział zasymilowanych Żydów w elicie kulturalnej odrodzonej Polski – wszystko to zrobione jest ze smakiem i pomysłowością.  A jednocześnie mamy opowieść o gettach ławkowych i antagonizmach końca lat 30. Ale w odpowiedniej formie i bez taniego dramatyzmu.

Nie znaleziono natomiast sposobu na opowiedzenie o fenomenie nadreprezentacji Żydów w Komunistycznej Partii Polski. Argument, że nie była to partia żydowska, niewiele znaczy.  Komplikacje związane z utożsamianiem polskich komunistów żydowskiego pochodzenia z ogółem Żydów powrócą po wojnie. Dobrze, że poruszono inny sporny temat – postawę Żydów na Kresach Wschodnich II RP po 17 września 1939 roku, ale dla turysty z Zachodu niepojmującego złożoności problemu krótki film może być mało zrozumiały.

Dobrze został przedstawiony okres okupacji. Autorzy wystawy postanowili pokazać mikrokosmos getta, zza murów  którego aryjska strona jawić się mogła jako miejsce słoneczne i spokojne. Wystarczy jednak przejść symbolicznymi schodami przez kładkę nawiązującą do słynnego mostu nad warszawska ulicą Chłodną – by zobaczyć, że po aryjskiej stronie także szalał terror Niemców.

I wreszcie mamy okres powojenny. Widać pewne starania o zniuansowanie obrazu poprzez przypomnienie, że dla większości mieszkańców Polski był to czas terroru i walki nowej władzy z niepodległościowym podziemiem. Ale wiele incydentów przedstawionych tu jako mordy na Żydach wymagałoby dokładniejszych wyjaśnień.

Sprawa pogromu kieleckiego przedstawiona jest z trzech różnych perspektyw – ale dla zagranicznego gościa to wszystko może być niejasne. Warto też wyjaśnić, że plakaty ku czci drugiej rocznicy powstania w getcie warszawskim władze kazały rozlepiać obok afiszy „AK – zapluty karzeł reakcji". Bez wiedzy o takich koincydencjach tamta epoka będzie nadal niepojętym okresem antysemityzmu z jednej strony oraz walki z „niedobitkami faszyzmu" z drugiej. Trzeba wczytać się dokładnie w zamieszczone na wystawie biogramy ekipy Bolesława Bieruta, aby przypadkiem dowiedzieć się o żydowskich korzeniach Jakuba Bermana, Hilarego Minca czy Romana Zambrowskiego.

A jednak po sporach na temat Jedwabnego, konfliktach dotyczących losu mienia żydowskiego po wojnie i filmach typu „Pokłosie" – to muzeum wprowadza do debaty na temat stosunków polsko-żydowskich długą perspektywę historyczną i błogosławioną dawkę spokoju. Nad ekspozycją nie zapanował imperatyw budzenia Polaków z moralnej drzemki. Emocje skanalizowały się w dyskusji, czy na zewnątrz budynku powinno być miejsce dla pomnika Polaków, którzy ratowali Żydów w czasie wojny.

Sama ekspozycja jest przykładem refleksji nad tym, co francuscy historycy ze szkoły Annales nazywali „długim trwaniem". Części wystawy dotyczące  średniowiecza, złotej epoki państwa Jagiellonów, XVIII wieku czy dylematów XIX stulecia ocenić trzeba jako wybitne.

Sposób przedstawienia bliższych nam wydarzeń wieku XX siłą rzeczy musi rodzić zróżnicowane oceny. Ta ekspozycja jest kompromisem, a ten nigdy nie zadowala nikogo do końca.

– Póki nie istnieje jeszcze Muzeum Historii Polski – to kto wie, czy nasze muzeum nie jest najlepszą prezentacją całości dziejów Polski – żartuje Marian Turski. I za tę integralność wystawy złożyć trzeba gorące podziękowanie.

Oby ten sposób myślenia wpłynął na badaczy relacji polsko-żydowskich w USA i w zachodniej Europie. Wiem, że oderwanie się od koncepcji Holokaustu jako centralnego wydarzenia w dziejach polskich Żydów nie było emocjonalnie łatwe.

Odcienie i niuanse

Jako publicysta uczestniczący w dialogu polsko-żydowskim przynajmniej od dwóch dekad nauczyłem się cierpliwości. Dlatego będę zachęcał autorów wystawy do szukania lepszego sposobu opisania dramatycznego zderzenia sytuacji Polaków i Żydów po II wojnie światowej. Był to czas, gdy radość ocalenia, ale i ból ogromu strat społeczności żydowskiej nałożyły się na dramat Polaków pozbawianych przez komunizm niepodległości i poddawanych drastycznym represjom.

Liczę też na poszerzenie sekcji dotyczącej wydarzeń po marcu 1968 roku. Wystawa opisuje je bardzo pobieżnie. Parę zdjęć Tomasza Tomaszewskiego z jego albumu „Ostatni – współcześni Żydzi polscy", parę zdjęć z demonstracji „Solidarności" pod pomnikiem na terenie byłego getta warszawskiego i parę krótkich notatek.

W jednej z nich czytamy np. „W »Solidarności« były różne opcje ideologiczne. Jedni twierdzili, że Żydzi chcą zdominować opozycję, inni zdecydowanie przeciwstawiali się antysemityzmowi". Czy istotnie były to dwie równoważne opcje w dziesięciomilionowym ruchu? Ja pamiętam raczej, że w tym „gwiezdnym czasie" – jak nigdy wcześniej – wszelkie antagonizmy polsko-żydowskie zepchnięto na margines. Sprzeciw budzi też przedstawianie w innej z notatek Zjednoczenia Patriotycznego Grunwald jako realnej siły. Całą tę inicjatywę powszechnie uważano raczej za prowokację ubecką, a nie jakiś ważny punkt odniesienia w toczonych wtedy sporach. Aż prosiłoby się, by w zamian przedstawić rolę, jaką odegrał w ówczesnej łódzkiej „Solidarności" Marek Edelman czy w podziemiu Czesław Bielecki.Cały okres po 1968 miał mnóstwo odcieni i niuansów, które powinny być dobrze pamiętane przez twórców wystawy.

Inna rzecz - dlaczego oprócz filmowych nawiązań do Zagłady nie można pokazać także innych odwołań? Czy ta opowieść musi być non stop na wysokim C? Przecież w dwóch najpopularniejszych polskich komediach Stanisława Barei – „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" i w „Misiu" – są marginalne, ale niezwykle ciekawe odniesienia do żydowskiej emigracji – może stereotypowe, ale ciepłe i nasycone nostalgią. A słynny szmoncesowy monolog o „Sęku" w wykonaniu Wiesława Michnikowskiego i Edwarda Dziewońskiego? A co z dyskusją o przedstawianiu Żydów w „Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy? Czy nie można pokazać tego wszystkiego w wyważony sposób, a przy okazji zadać ciekawe  pytania zarówno Polakom, jak i Żydom?

Niewiele dowiadujemy się też o dialogu chrześcijaństwa z judaizmem, który ma w swoim dorobku takie  spontaniczne inicjatywy jak marsz ku czci żydowskich ofiar Zagłady w Otwocku w latach stanu wojennego czy tygodnie judaizmu w polskim Kościele. Gdzie jest wreszcie postać Jana Pawła II? Stoi mi jeszcze przed oczami serdeczne spotkanie Juliana Stryjkowskiego z papieżem w czasie spotkania w warszawskim kościele św. Krzyża w 1983 roku. Bardzo chciałbym, aby młody Żyd z Kanady czy Australii mógł w MHŻP zobaczyć zdjęcie z tego spotkania i zrozumieć, co doprowadziło do tego, że wtedy przecięły się drogi byłego komunisty o żydowskich korzeniach i głowy Kościoła katolickiego. I aby także w tym miejscu mógł przeczytać  wystąpienie papieża Polaka na Umschlagplatzu w 1999 roku.

Można też zapytać: a gdzie postacie Mariana Hemara, Mieczysława Grydzewskiego i Leopolda Tyrmanda, małżeństwa Zofii i Zygmunta Hertzów z paryskiej „Kultury" – przedstawicieli Żydów polskich, wyrazistych antykomunistów? Dlaczego nie można było pokazać biografii ludzi opozycji antykomunistycznej, którzy przyznają się do żydowskich korzeni – od Adama Michnika i Konstantego Geberta po Pawła Hertza, Ludwika Dorna czy Bronisława Wildsteina?

Ale powtórzę – to wszystko jest jeszcze przed nami. Najważniejsze, że powstało – daj Boże – forum do dyskusji na temat odcieni i barw wzajemnej koegzystencji. Mamy bowiem wreszcie miejsce, gdzie młodzi Izraelczycy i Żydzi z diaspory mogą zobaczyć, że Polska nie była jedynie przeklętą ziemią obozowych prochów. To już bardzo dużo. ∑

Autor jest publicystą „Tygodnika Do Rzeczy"

Ekspozycja stała Muzeum Historii Żydów Polskich czynna jest od 28 października br. Szczegóły: www.polin.pl

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane