Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Szyldy z sercem zdobywają miejsce na ulicach

Bartosz Klimas 26-05-2016, ostatnia aktualizacja 26-05-2016 00:00

Profesjonalna identyfikacja wizualna wypiera byle jakie szyldy z początków polskiego kapitalizmu, ale proces postępuje powoli.

Witryny sklepowe to przestrzeń nadal jeszcze nieodkryta przez projektantów.
autor: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa
Witryny sklepowe to przestrzeń nadal jeszcze nieodkryta przez projektantów.

W śródmiejskim Sklepie z goframi gości wita czerwone serce przypominające gofra. Albo na odwrót. Właściciele mówią na nie „gofruszko". To jedno z warszawskich miejsc, gdzie zadbano nie tylko o treść, ale i o formę. – Chcieliśmy pokazać, że podchodzimy do klienta z sercem – mówi „Rzeczpospolitej" Michał Cal ze Sklepu z goframi. – Zależało nam, żeby logotyp, podobnie jak nazwa, był prosty, a jednocześnie przyjemny dla oka w swojej modernistycznej formie. A jeśli chodzi o kolor czerwony, to... zakochaliśmy się w czerwonym ekspresie do kawy, który później zdeterminował kolor naszej identyfikacji i dodatków.

W skład tej identyfikacji wchodzą: logotyp (szyld), witryna (naklejki na szybie), ulotka, wizytówki, karta lojalnościowa i stemple (stemplowane są serwetki i kubki). Autorką projektu jest Joanna Wojniłko – graficzka, absolwentka ASP w Poznaniu.

– Witryny sklepowe to bardzo fajny temat dla projektanta i jeszcze nieodkryta przestrzeń – mówi „Rz" projektantka. – W dużych miastach, w szczególności w Warszawie, to się szybko zmienia, widać rosnącą świadomość tego, że branding jest ważny. Jednak świadomość estetyczna polskich przedsiębiorców i Polaków w ogóle jest bardzo mała. Widać to nie tylko w aranżacjach witryn sklepowych, ale również w całej przestrzeni publicznej: w pastelowej termomodernizacji budynków, zgodzie na powszechną obecność reklam wielkoformatowych i „bannerowej anarchii".

– Problem jest głęboko nieuświadomiony i nie wynika ze złej woli, ale braku wiedzy, który jest efektem marginalizacji lekcji plastyki – podsumowuje graficzka.

Nie wystarczy być

O to, żeby było plastyczniej, walczy m.in. Stowarzyszenie Kulturotwórcze Miastodwa. Efektem tych wysiłków są dwa pomysły. Pierwszy, „Warszawskie kroje", polega na zaprojektowaniu dziesięciu nowych krojów pisma w oparciu o tradycje warszawskiej typografii – liternictwo modernistycznych neonów, ręcznie wykonanych szyldów, reklam i murali z czasów PRL. Powstałe fonty będą udostępnione za darmo. Drugi, „Warszawa do usług", ma natomiast promować projektantów, artystów i rzemieślników, którzy chcą tworzyć piękne szyldy i witryny dla Warszawy. „Pomożemy ci dobrać fachowców i określić budżet. Będziemy promować wszystkich przedsiębiorców (drobnych i większych), których wizualna obecność cieszy oko warszawiaków. Chcemy włączać nie tylko młodych projektantów, ale również mistrzów liternictwa ze starszego pokolenia" – piszą pomysłodawcy.

Jak podkreśla Franciszek Cieślak z Miastodwa, nie wszystko, co stare, jest złe. W rozmowie z „Rz" podzielił polskich przedsiębiorców na trzy grupy, w zależności od epoki, w której weszli na rynek.

– Pierwsza to fachowcy ze starszego pokolenia, którzy często prowadzą jednoosobowe firmy – zakłady szewskie, zegarmistrzowskie – w małych lokalach. I zazwyczaj są przywiązani do wyglądu swoich witryn. Zwykle są to tradycyjne aranżacje, skromne, schludne i bardzo „retro". Wiele z nich to szyldy w postaci małych tabliczek wiszących za szybą, nierzadko wykonanych ręcznie. Robili je szyldziarze – zawód praktycznie wyparty z rynku w latach 90. przez łatwo dostępną tanią poligrafię.

I właśnie biznesmeni, którzy rozpoczynali działalność w latach 80. i 90., uważa Cieślak, przykładają najmniejszą wagę do wyglądu swoich lokali. – Przyzwyczaili się do specyfiki rynkowej tego wczesnego etapu kapitalizmu, kiedy wystarczyło być, jakoś tam zaznaczyć swoją obecność i handel się kręcił.

Wzorowe podejście

W trzeciej grupie są ci, którzy dopiero zaczynają prowadzić biznes. Oni podchodzą do kwestii estetyki na poważnie. – Nadal brakuje im dobrych wzorców, ale nie brakuje chęci. Z naszych rozmów z nimi wynika, że są świadomi swojego wizerunku i wpływu na przestrzeń wokół. Chcą się wyróżnić, ale zdają sobie sprawę, że migający szyld widoczny z kosmosu to zła droga – mówi Cieślak, dodając, że zmianę podejścia dobrze widać na przykładzie sieciowych piekarni. – Kiedyś szyby zaklejone folią ze zdjęciami bułek i kłosów były standardem. Dziś witryny są odsłonięte, pokazują atrakcyjne wnętrze sklepu, szyldy są skromne i konsekwentne. W niektórych miejscach zainwestowano w neony.

Inne dobre przykłady – nie licząc miejsc związanych z wzornictwem i projektowaniem, bo tu rozumieją, o co chodzi – to ochocki Zieleniak (projekt neonu wybrali mieszkańcy), sklep Pogotowie alkoholowe na Kruczej czy lodziarnia Lody prawdziwe przy Nowym Świecie (Logotyp zaprojektowała warszawska agencja reklamowa zgodnie z naszymi wytycznymi – informują właściciele).

Przeciwieństwem są branże, które konsekwentnie epatują agresywną i tandetną estetyką, np. lombardy czy punkty ksero. Gdyby ich przedstawiciele chcieli coś jednak zmienić, z pomocą przychodzą takie inicjatywy, jak grudniowy Festiwal Sztuk im. Wojciecha Zamecznika Forma, podczas którego artyści zaprojektowali – na chwilę – witryny warszawskich zakładów rzemieślniczych i sklepów. Udało się odmienić m.in. pasmanterię, zakład optyczny, pracownię rękawiczek i sklep rybny.

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane