Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Park jak u Barei

Robert Biskupski 20-03-2011, ostatnia aktualizacja 20-03-2011 19:36

Ochroniarze nad Balatonem nie mają darmowej toalety i załatwiają się w krzakach – alarmują mieszkańcy. – Sprawa już załatwiona, będą malować pieniądze – odpowiada urząd dzielnicy.

autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa

Po czterech miesiącach od szumnego otwarcia parku nad jeziorkiem Balaton na Pradze-Południe, mieszkańcy interweniują w sprawie bezpieczeństwa. Tłumaczą, że zainstalowane kamery nie widzą newralgicznych miejsc, a ochroniarze pracują w warunkach przypominających te w krajach Trzeciego Świata.

Wzdłuż parkowych alejek nad Balatonem postawiono latarnie, a na nich zawisły 32 kamery. Obraz przesyłany jest z nich do centrum, a raczej kiosku „oglądowego”, w którym dyżuruje dwóch ochroniarzy.

– Widziałem, jak pracują ochroniarze, rozmawiałem z nimi – mówi pan Jerzy, mieszkaniec Gocławia. – Narzekali, że ich budka nie spełnia norm bezpieczeństwa i higieny pracy.

Sprawą zainteresowała się m.in. wiceprzewodnicząca rady dzielnicy Katarzyna Olszewska.

„Centrum oglądowe to budka drewniana o powierzchni nieprzekraczającej 4 mkw. bez wody oraz zaplecza sanitarnego” – napisała w interpelacji do zarządu dzielnicy. – Pracownik obsługujący monitoring na dwóch ekranach patrzy na nie z odległości mniejszej niż pół metra – alarmuje.

Urząd odpowiada, że budka została ustawiona przez firmę ochroniarską, która pilnuje terenu. – Zdziwiliśmy się, że jest taka mała, przecież zrobiliśmy tam podmurówkę, która umożliwia postawienie czegoś większego – mówi wiceburmistrz Pragi-Południe Adam Grzegrzółka. – Przyjrzymy się tej sprawie.

Znaczone pieniądze

Największy problem ochroniarze mają jednak z toaletą.

W ciągu dnia za darmo korzystają z ubikacji w pobliskiej kawiarni. Gdy jednak lokal jest zamknięty, aby wejść do środka, trzeba wrzucić monetę.

– Nie jest żadną tajemnicą, że stawki ochrony w Warszawie są bardzo niskie – mówi radna Olszewska. – Zrozumiałe jest, że część zarobionych pieniędzy trzeba wydać na jedzenie w pracy albo coś do picia, ale żeby płacić dodatkowo za pójście „za potrzebą” albo umycie rąk, to już przesada.

Osoby spacerujące w okolicach parku wieczorami zauważyły, że gdy kawiarnia jest już zamknięta, ochroniarze załatwiają swoje potrzeby w parkowych krzewach.

– To paranoja! – mówi pan Jerzy. – Przecież ochroniarze są od tego, żeby pilnować, by nad Balatonem był porządek, a tymczasem sami brudzą. Czy nie można byłoby czegoś z tym zrobić?

Podobne sygnały trafiły do dzielnicy. Urzędnicy spotkali się z szefostwem firmy ochroniarskiej i właścicielką kawiarni.

– Zastanawialiśmy się, co zrobić, by ochroniarze mogli skorzystać z ubikacji za darmo – mówi burmistrz Grzegrzółka. – Padła propozycje, by monety, które wrzucają ochroniarze, były jakoś oznakowane. Wówczas właścicielka kawiarni będzie mogła rano je im zwrócić.

Przed udaniem się do ubikacji pracownicy muszą więc wziąć mazak i pomalować monetę na inny kolor. – Będą pełniły funkcję żetonów – mówi burmistrz Grzegrzółka.

Kamery do korekty

Mieszkańcy Pragi-Południe postulują też, by zmienić ustawienie kamer i podłączyć je do miejskiego monitoringu.

– Nie obejmują wszystkich miejsc, w których gromadzą się grupki osób spożywających alkohol i dewastujących przy okazji sprzęt oraz niszczących krzewy – tłumaczą. – A zanim ochroniarze powiadomią policję czy straż miejską, winni zdążą już uciec.

Władze dzielnicy tłumaczą, że otwarty niedawno park jest cały czas obserwowany. Gdy montowano kamery, roślinność była niższa. – W przypadku dewastacji ochrona będzie na miejscu szybciej niż służby porządkowe – mówi burmistrz Grzegrzółka. – Mimo to prowadzimy rozmowy z miastem na temat włączenia choćby kilku kamer do miejskiego monitoringu.

Część kamer zostanie wkrótce przestawiona tak, by obejmowały większy zasięg. – Warto zaznaczyć, że dewastacje nie zdarzają się obecnie zbyt często – mówi burmistrz Grzegrzółka – Niestety nie oznacza to jednak, że nie ma ich wcale.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane