Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Subwencja z przeszkodami

Paulina Głaczkowska 17-11-2008, ostatnia aktualizacja 19-11-2008 08:00

Rodzice uczniów, którzy wymagają szczególnej opieki szkolnej, skarżą się, że muszą walczyć o zalecane przez poradnie zajęcia. – A przecież pieniądze na nie gwarantuje państwo – mówią.

Dzięki determinacji mamy Adaś większość zajęć ma w szkole
autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa
Dzięki determinacji mamy Adaś większość zajęć ma w szkole

Adaś ma dziewięć lat. Jest uczniem szkoły z oddziałem integracyjnymi na Ursynowie. Cierpi na zespół Aspergera (zaburzenia rozwoju podobne do autyzmu). Ma orzeczenie o potrzebie specjalnego kształcenia: według zaleceń z poradni powinien uczyć się według indywidualnego programu, mieć w tygodniu zajęcia z integracji sensorycznej (mają pomóc w koordynacji bodźców zewnętrznych).

Pieniądze idą za dzieckiem?

– Wszystko to powinna zapewnić mu szkoła, do której chodzi, bo pieniądze na ten cel są zagwarantowane w budżecie państwa, a ich rozdysponowaniem zajmują się samorządy – mówi Ilona Rzemieniuk, mama Adasia. Dodaje, że o niektóre zajęcia musiała w szkole walczyć, w końcu się udało. Ale wie o innych szkołach, gdzie dzieci nie mają takiej możliwości.

Nie udało się to m.in. Agnieszce Dudzińskiej, mamie czwartoklasisty, który choruje na autyzm.

– Syn chodzi do zwykłej rejonowej szkoły. Od dyrekcji usłyszałam, że placówka nie ma pieniędzy na specjalne zajęcia dla niego, bo nie dostała ich od samorządu – mówi Dudzińska. Dlatego wozi syna na zajęcia poza szkołą i wykłada pieniądze z własnej kieszeni – miesięcznie nawet kilkaset złotych.

Zdaniem rodziców, dzielnice nie potrafią podzielić i rozdysponować przyznanych przez państwo pieniędzy na specjalne zajęcia. Wskazują również, że wiele szkół, które już je dostały, wrzucają je do jednego worka z funduszami przyznawanymi dzieciom zdrowym.

– Z pieniędzy tych organizują np. zajęcia dodatkowe dla wszystkich uczniów – mówi Dudzińska.

To problem dla szkół

Marcin Litwinowicz z miejskiego Biura Edukacji tłumaczy: – Subwencja nie działa jak bon oświatowy. Pieniądze nie idą za dzieckiem, ale do szkoły, która określa, ilu ma uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych – wyjaśnia.

Tłumaczy, że wysokość subwencji uzależniona jest od stopnia ich niepełnosprawności (dla zdrowego ucznia to ok. 3,6 tys. zł rocznie). W przypadku dzieci np. z zaburzeniami zachowania wynosi ona ok. 8,5 tys. zł rocznie, a w przypadku uczniów z autyzmem 37, 5 tys. zł.

– Jednak pieniądze te nie są przeznaczone tylko na pokrycie kosztów związanych z zajęciami dla konkretnego ucznia. Na przykład klasy integracyjne są mniejsze od ogólnych, ale ich utrzymanie kosztuje tyle samo, a często nawet więcej – mówi Litwinowicz. Dlaczego? Mimo że jest w nich mniej dzieci, to nauczycielowi trzeba zapłacić tyle samo, często trzeba zatrudnić dodatkowego opiekuna.

Jednak, jak przyznaje dyrektorka jednej ze śródmiejskich podstawówek, niektóre szkoły nie występują o dotacje na specjalne zajęcia, bo to dla nich tylko dodatkowy problem.

Beata Murawska z Biura Edukacji dodaje, że nie wszystkie zalecenia poradni da się zrealizować w ogólnodostępnych szkołach i klasach: – Zdecydowanie większe możliwości mają klasy integracyjne i specjalne.
Potwierdza to dyrektorka: – Mimo że w ubiegłym roku dostałam od dzielnicy dodatkowe pieniądze na zajęcia rewalidacyjne dla ucznia, miałam świadomość, że nie jesteśmy w stanie pomóc mu w należyty sposób – mówi.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane