Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Myślała o przyszłości, teraz my pomyślmy o Niej

Maciej Białek 19-02-2009, ostatnia aktualizacja 20-02-2009 21:59

– Była symbolem sportu warszawskiego. Nie możemy pozwolić, żeby stolica o Niej zapomniała – mówi o zmarłej w środę Kamili Skolimowskiej dyrektor Gwardii Jan Werner.

Kamila Skolimowska (04.11.1982 – 18.02.2009)
autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa
Kamila Skolimowska (04.11.1982 – 18.02.2009)

Tragiczna wiadomość ze zgrupowania w Portugalii o nagłej śmierci mistrzyni olimpijskiej z Sydney w rzucie młotem (przyczyną był prawdopodobnie zakrzep tętnicy płucnej) wstrząsnęła sportową Warszawą. Miastem, któremu Kamila zawdzięczała wiele, ale które Jej zawdzięczało jeszcze więcej.

Pierwsze kroki stawiała w Legii, jednak prawdziwą mistrzynią stała się już w barwach Warszawianki. W 2003 roku przeszła do Gwardii, gdzie z zawodników skupionych w grupie Elite Cafe robiono mały Dream Team. W 2007 roku, wobec rosnących problemów klubu z Racławickiej, trafiła do Skry. Cztery wielkie warszawskie kluby, cztery ważne epizody w życiu Kamili. Pierwszej triumfatorki Plebiscytu „ŻW” na Najlepszych Sportowców Warszawy.– O Jej śmierci dowiedziałem się od naszej dyskobolki Joasi Wiśniewskiej. Minęło kilkadziesiąt godzin, a ja ciągle nie mogę tego pojąć. Dlaczego? Bo Kamila zawsze myślała o przyszłości, bardzo często robiła plany, które konsekwentnie realizowała.

I nagle, w wieku 26 lat, trzeba tę kartę zamknąć. To jest najgorsze – mówi Jan Werner, znany w przeszłości lekkoatleta, mistrz Europy w biegu na 400 m i wicemistrz olimpijski w sztafecie 4x400 m, od wielu lat szef lekkoatletów Gwardii.

Krok po kroku do celu

– Pan Bóg się pomylił. Takich ludzi nie można zabierać – wzdycha minister sportu Mirosław Drzewiecki.

Podobnych komentarzy jest więcej. Szok, niedowierzanie, rozpacz. Jan Werner, mówiąc o Kamili, używa formy „jest”.

– Są młodzi sportowcy, którzy nie potrafią iść właściwym torem. Nie pomaga im nawet autorytet dawnych mistrzów. Kamila jest przeciwieństwem. Rzadko spotyka się ludzi, którzy w tak młodym wieku mają wszystko ułożone w głowie – podkreśla dyrektor Gwardii.

– Przecież Ona już od dawna łączyła sport z drugą pasją, czyli służbą w policji. Przeszła wszystkie szczeble przeszkolenia. Najpierw szkoła w Legionowie, potem praca w komendzie na Targówku. Następnie oddziały prewencji i wreszcie Wydział Doskonalenia Zawodowego w Tomicach. Nie wiem, może coś pomyliłem, ale celowo wymieniam Jej zawodową drogę. Chcę pokazać, jak konsekwentnie zmierzała w życiu do wytyczonych celów.

W 1999 roku Amerykanie zaproponowali utalentowanej warszawiance, już wówczas fenomenowi lekkiej atletyki, bezpłatne studia i utrzymanie na Uniwersytecie Yale (80 tys. dolarów rocznie). Odmówiła. Polska, Warszawa, dom były ważniejsze.

Hala, memoriał...

– Mogła jeszcze tyle zrobić dla stołecznego sportu – mówi Werner, a po chwili dodaje: – Teraz my musimy zrobić coś dla Niej. Wracam właśnie z siedziby PKOl, gdzie omawialiśmy kwestię pogrzebu. Potem na spokojnie usiądziemy, żeby zastanowić się, co dalej. Hala Jej imienia? Może jakiś stadion, memoriał? Chętnie posłuchamy rad warszawiaków. W końcu Kamila jest ikoną tutejszego sportu.

Dzisiaj o godz. 7 w kościele braci Kapucynów przy ul. Miodowej 13 w Warszawie odbędzie się msza święta w intencji zawodniczki.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane