Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Wyprawa do korzeni ska

Marcin Flint 14-05-2009, ostatnia aktualizacja 14-05-2009 03:59

Kingston Kitchen, Centralny Dom Qultury, ul. Burakowska 12, bilety: 35 zł, rezerwacje: tel. 022 636 83 00, piątek (15.05), godz. 21

Ginie nam oryginalne ska, rozcieńczane przaśnym punkrockiem, rugowane przez powstające jak grzyby po deszczu reaggowe zespoły. Ale jeszcze nie zginęło, póki Kingston Kitchen żyje. Niemiecko-holenderski projekt bardziej inspiruje się latami 60. niż współczesnością. W piątek szykuje się więc zabawa w starym dobrym stylu.

Muzycy, jak sami przyznają, łączą karaibską pulsację z zawadiackim stylem Las Vegas. Podczas ich show nie zabraknie zatem eleganckich niskich wokali a la Elvis Presley czy radosnych, rozbudowanych partii instrumentów dętych. A jednak etykietki „grupy retro” nie lubią. Nijak bowiem nie przystaje do ich temperamentu.

Asem w rękawie kapeli jest Dr. Ring-Ding, blisko 40-letni dziś niemiecki puzonista i wokalista. Ten nieprawdopodobnie kreatywny muzyk w swojej karierze, sięgającej początków lat 90., współpracował z wieloma artystami, m.in. Viciem Ruggiero czy The Skatalites. Dzięki połączeniu sił z hardcore’owym H-Blockx i brawurowym wykonaniu „pożyczonego” z repertuaru Johnnego Casha szlagieru „Ring Of Fire” trafił na listy przebojów.

Więcej mówi jednak o nim kooperacja z Lordem Tanamo. Mało kto miał bowiem zaszczyt pracować u boku człowieka, który eksperymentując z folkiem Jamajki i Trynidadu i Tobago pomógł wynaleźć ska.

Co ciekawe, Ring-Ding z czasem odsunął się od swoich dawnych inspiracji, zbliżając się do swingu bądź dancehallu. Szufladka wygodna nie była, uwierała go. Za sprawą Rotterdam Ska-Jazz Foundation przypomniał sobie jednak o tym, co wychodzi mu najlepiej. Holenderski septet (łączący brzmienia organów, pianina, gitar, elektroniki, perkusji i oczywiście instrumentów dętych) doświadczony już w festiwalowych bojach, był jak beczka prochu. A on nie omieszkał jej zdetonować. I tak powstało właśnie Kingston Kitchen.

Przed warszawiakami jest więc w Centralnym Domu Qultury unikatowa szansa posłuchania gry wirtuozerskiej i żywiołowej. Poza kawałkami z doskonale ocenianego krążka „Today's Special” usłyszymy piosenki AC/DC, Prince'a Bustera, Michela Legarnda. Ma być słodko i pikantnie zarazem.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane