Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Miecio z willi Żabińskich

Marek Kozubal 11-04-2015, ostatnia aktualizacja 11-04-2015 04:04

Moshe Tirosh wraca do miejsca, w którym jego rodzina znalazła ocalenie.

Moshe Tirosh (z prawej) wraz z Jonnym Danielsem z Fundacji From The Depths, która współtworzyła miejsce pamięci  w willi Żabińskich
źródło: Fundacja From The Depths
Moshe Tirosh (z prawej) wraz z Jonnym Danielsem z Fundacji From The Depths, która współtworzyła miejsce pamięci w willi Żabińskich

– Miałem wtedy sześć lat. W ogrodzie zoologicznym ukrywali się także moja siostra, matka i ojciec – wspomina w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Moshe Tirosh, jeden z Żydów ocalonych podczas wojny dzięki pomocy dyrektora warszawskiego zoo Jana Żabińskiego i jego żony Antoniny. Przyjechał z Izraela na sobotnią uroczystość otwarcia w willi Żabińskich miejsca pamięci o Holokauście.

Miecio Kenigswain – dzisiaj Moshe Tirosh – był jednym z kilkuset ukrywających się w zoo. Szacunki Instytutu Yad Vashem mówią o 150–300 osobach.

Dla rodziny Samuela Kenigswaina, znanego przedwojennego boksera, ogród zoologiczny był już drugim miejscem, w którym ukrywała się w czasie wojny po ucieczce z getta w 1943 r. W znalezieniu pierwszej kryjówki pomógł Zygmunt Piętak, młody mieszkaniec warszawskiej Woli. Przez kilka tygodni rodzina mieszkała w skrytce za ścianą z dykty u rodziny Raczków w budynku przy ul. Karolkowej 84 na warszawskiej Woli. – Moja młodsza siostra ciągle płakała, to mogło nas zdradzić, więc właściciele mieszkania bali się dalej nas ukrywać. Musieliśmy znaleźć inne miejsce – wspomina Moshe Tirosh.

Pojechali dorożką do ogrodu zoologicznego. – Mój dziadek znał Jana Żabińskiego, bo jeszcze przed wojną dostarczał do ogrodu warzywa i owoce – opowiada.

Żabińscy ulokowali dzieci w piwnicy willi, a ich rodziców w pustych klatkach po dzikich zwierzętach. Gdy w pobliżu pojawiali się Niemcy, Antonina Żabińska siadała do fortepianu i grała „Piękną Helenę" Offenbacha. To był sygnał, aby ukrywający się byli cicho.

– W piwnicy siedzieliśmy w kucki na betonowej półce. Trudno było, bo siostra często płakała, chciała do rodziców – wspomina Moshe Tirosh. W willi Żabińskich spędzili kilka tygodni.

Dla bezpieczeństwa rodzice Moshego postanowili zmienić kryjówkę. Zanim opuścili zoo, Antonina Żabińska próbowała przefarbować im włosy na blond. – Pamiętam, jak w łazience tarła mi te włosy, ale zamiast blond wyszła czerwień. Ryszard, ich syn, jak nas zobaczył, krzyknął: – Wyszły wiewiórki! I od tego czasu tak nas nazywali, to było nasze konspiracyjne imię – dodaje Moshe.

W kolejnych miesiącach rodzina Kenigswainów ukrywała się w wielu miejscach. Wszyscy przeżyli wojnę. W 1957 r. wyjechali do Izraela (w Łodzi pozostał jedynie grób Samuela, który zmarł po wojnie).

– Nie tylko Żabińscy pomogli nam przeżyć, ale przede wszystkim Zygmunt Piętak – podkreśla Moshe Tirosh.

Dzisiaj jego rodzina liczy 56 osób. – Mam trójkę dzieci i sześcioro wspaniałych wnuków – opowiada.

Wspomina, że będąc w ogrodzie zoologicznym, nie mieli pojęcia, iż ukrywają się tam również inne osoby. Żabińscy uratowali m.in. rzeźbiarkę Magdalenę Gross z mężem, prawnika Maurycego Fraenkla, pisarkę Rachelę Auerbach, Leona i Irenę Tenenbaumów. W 1965 r. Instytut Yad Vashem uhonorował Jana i Antoninę medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Jak już pisaliśmy, chociaż miejsce pamięci oficjalnie zostanie otwarte 11 kwietnia, to zwiedzający wejdą do willi dopiero na początku maja. Będą mogli obejrzeć piwnice i tunel zbudowany dla ukrywających się tam ludzi. W planach jest też m.in. wyświetlanie filmu o ocalonych.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane