Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Krwawa cena współpracy Z KGB?

Dominik Smyrgała, Antoni J. Wręga 22-01-2017, ostatnia aktualizacja 22-01-2017 08:15

Mija właśnie 60 lat od dnia uprowadzenia i zamordowania Bohdana Piaseckiego, syna założyciela i prezesa Stowarzyszenia Pax.

Bolesław Piasecki z synem Bohdanem (obaj w środku) podczas wycieczki. Z lewej Jan Dobraczyński.
źródło: reprodukcja Kuba Kamiński/ze zbioru brata Jarosława
Bolesław Piasecki z synem Bohdanem (obaj w środku) podczas wycieczki. Z lewej Jan Dobraczyński.
Nawet wysoka nagroda nie pomogła w odnalezieniu żywego Bohdana Piaseckiego.
źródło: EAST NEWS
Nawet wysoka nagroda nie pomogła w odnalezieniu żywego Bohdana Piaseckiego.

W styczniu 1957 r. sytuacja polityczna w Polsce była bardzo napięta. Nie przebrzmiały jeszcze echa poznańskiego Czerwca, warszawskiego Października i powstania budapeszteńskiego, ważyły się losy współpracującego z władzą Stowarzyszenia Pax. Mieczysław Mietkowski, były wiceminister bezpieczeństwa publicznego, ostrzegał środowisko Paxu przed akcją prasową skierowaną przeciwko założycielowi stowarzyszenia Bolesławowi Piaseckiemu, podkreślając, że może się stać „coś jeszcze gorszego". Jak dziś wiemy z akt IPN, większość autorów atakujących Pax współpracowała z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych. Sytuacja była napięta do tego stopnia, że Piasecki 2 stycznia spotkał się z Władysławem Gomułką. Nie uspokoiło to nastrojów.

Porwanie i zabójstwo

Dokładnie 22 stycznia 1957 r. ok. 13.50, po wyjściu z Liceum św. Augustyna przy ul. Naruszewicza 32 na Mokotowie w towarzystwie dwóch kolegów, 15-letni Bohdan Piasecki został poproszony na bok przez nieznanego mu osobnika. Później koledzy utrzymywali, że miał on „wygląd tajniaka". Nieznajomy przekonał Bohdana, pokazując jakieś dokumenty, aby wsiadł z nim do oczekującej na rogu Naruszewicza i Wejnerta taksówki. Wtedy ostatni raz widzieli go żywego.

Poza kolegami ze szkoły wydarzenie miało jeszcze jednego świadka. Był nim Henryk Rysak, sprzedawca w kiosku z gazetami znajdującym się na rogu ulicy Naruszewicza i Wejnerta. Jego zeznania, częściowo potwierdzające zeznania rówieśników Bohdana, a częściowo wprowadzające nowe elementy, stały się podstawą śledztwa. Być może jednak należałoby przy nich postawić duży znak zapytania.

Przez lata nikt nie przyglądał się bliżej postaci młodego kioskarza. Rysak zeznawał kilkakrotnie w sprawie i można było odnieść wrażenie, że narażał się tym władzy. Twierdził na przykład, że podlegał z tego powodu inwigilacji i był zmuszony do zrezygnowania z pracy w kiosku. Brzmiałoby to nawet wiarygodnie, gdyby nie okazało się, gdzie znalazł nowe zatrudnienie. A było nim Ministerstwo Spraw Zagranicznych, gdzie został pracownikiem technicznym. W tamtym okresie nie było takiej możliwości, aby ktoś, kto rzeczywiście naraził się władzy, mógł znaleźć pracę w resorcie ściśle kontrolowanym przez kontrwywiad.

Pewnego rodzaju ulgowe traktowanie może wyjaśniać postać ojca Henryka, Feliksa Rysaka, przedwojennego członka Komunistycznej Partii Polski, oficera specnazu, który podczas II wojny światowej walczył m.in. nad Terekiem w Gruzji i został zrzucony w 1944 roku do Polski. Tu, głównie na terenie Lubelszczyzny, zajmował się organizacją milicji obywatelskiej i zwalczaniem oddziałów partyzanckich. W literaturze PRL opisywano go jako „wyróżniającego się dowódcę kompanii w czasie walk z reakcyjnym podziemiem", bywał także ławnikiem w procesach żołnierzy AK-WiN. Rysakowie mieszkali w Warszawie na Starym Mokotowie, który upodobali sobie komuniści, wywłaszczając stamtąd prawowitych właścicieli.

Po latach okazało się, że Bohdan tego samego dnia po południu był widziany w towarzystwie dwóch mężczyzn na ul. Świerczewskiego (dziś aleja Solidarności), niedaleko miejsca, gdzie niemal dwa lata później znaleziono jego zwłoki. Informacja na ten temat dotarła niemal natychmiast do samego ministra spraw wewnętrznych Władysława Wichy. Jednak nie podjęto w tej sprawie żadnych działań.

Jednocześnie nastąpiła cała sekwencja zdarzeń mających upozorować porwanie chłopca dla okupu. Był to błędny trop i miał zapewne na celu sparaliżowanie działań „pościgowych" i śledczych.

8 grudnia 1958 roku częściowo zmumifikowane ciało Bohdana zostało znalezione w piwnicy budynku przy ul. Świerczewskiego 82A. Sekcja zwłok wykazała, że chłopiec został ogłuszony uderzeniem tępego narzędzia w głowę, następnie w jego lewą pierś wbito sztylet wojsk specjalnych. Oględziny miejsca odnalezienia zwłok mogły sugerować, że w istocie na Bohdanie dokonano mordu rytualnego. Tajemnicze okoliczności zbrodni i postać Bolesława Piaseckiego podsycały spekulacje. W PRL śledztwo prowadzono aż do przedawnienia sprawy w 1982 roku. Jednak jego przebieg i skutki, pełne przedziwnych błędów, zaniedbań i ginących dowodów, są być może jeszcze większą zagadką niż sama śmierć.

Lider Paxu prowadził własne śledztwo i usiłował wpłynąć na najwyższe czynniki partyjno-państwowe, aby wyjaśnić morderstwo. Bez skutku. Nie zaprzestał poszukiwań prawdy aż do własnej śmierci, zaś rodzina kontynuuje je po dziś dzień.

W sieci dezinformacji

W trwającym prawie ćwierć wieku śledztwie można wyróżnić pewne kluczowe wątki, które albo były głównymi hipotezami śledczych i zaistniały później w świadomości opinii publicznej jako potencjalne wyjaśnienie zagadki, albo noszą wyraźne znamiona zewnętrznej ingerencji.

Na jego początku intensywnie nagłaśniano teorię uprowadzenia dla okupu. Porywacze stawiający rodzinie Piaseckich kolejne, coraz bardziej absurdalne żądania, angażowali w kontakty liczne osoby spoza kręgu rodzinnego porwanego, ale związane ze Stowarzyszeniem Pax (ks. Mieczysław Suwała, Ryszard Reiff). Pojawiały się od początku całymi seriami anonimy z fałszywymi informacjami, siłą rzeczy niejako sterujące przebiegiem śledztwa. Część z nich zapewne pochodziła od osób, które chciały zwyczajnie wykorzystać okazję do szybkiego zarobku (Bolesław Piasecki uchodził za osobę bardzo majętną) , jednak w większości przypadków kierowały śledztwa (zarówno te oficjalne z MO, jak i te zespołu Piaseckiego) na manowce. Pojawiały się także liczne przecieki do prasy, które mnożyły spekulacje i gmatwały sprawę. Po pięciu dniach zwodzenia rodziny i milicji, połączonego z publicznym upokarzaniem Piaseckiego, porywacze zerwali kontakt. Dręczenie wciąż jednak trwało, pojawiały się nawet listy, rzekomo napisane przez Bohdana. Dwa istotne dowody – nagranie głosu jednego z porywaczy oraz listy, które wysyłali do rodziny – zaginęły w śledztwie. Swoją drogą, trudno nie dopatrywać się w tym podobieństw do sprawy porwania ponad 40 lat później Krzysztofa Olejnika. Teorię o uprowadzeniu dla okupu można zatem śmiało odrzucić.

Przekazywane przez „porywaczy" informacje o skrytkach z kolejnymi wskazówkami oraz większość weryfikowanych w śledztwie danych dotyczyła albo warszawskiej Pragi, albo miejsc położonych na północ od Alei Jerozolimskich. Być może ma to duże znaczenie dla odtworzenia przebiegu zdarzeń. Co ciekawe, we wszystkich lokalizacjach, gdzie znajdowały się skrzynki kontaktowe, a także w budynku przy Naruszewicza 24b, spod którego uprowadzono Bohdana, mieszkały osoby, które w swoim notatniku z numerami telefonów miał Ignacy Ekerling – kierowca taksówki, którą uprowadzono chłopca.

Postać Ekerlinga prowadzi do tzw. wątku żydowskiego sprawy. Taksówkarz starał się bowiem w tym samym czasie o paszport Izraela, dokąd chciał wyemigrować. Jak się z czasem okazało, był jedną z wielu osób, które przyczyniły się do morderstwa Bohdana i które bądź wyjechały, bądź próbowały wyjechać do tego kraju. Tak było ze zidentyfikowanymi później jako współsprawcy Janem Kossowskim (który zarządzał lokalem MO w budynku, w którym zamordowano Bohdana) i Michałem (Mikołajem, Kolą) Barkowskim. Wątek ten uzupełniał fakt, że wspomniany już Mieczysław Mietkowski, był z pochodzenia Żydem i naprawdę nazywał się Mojżesz Bobrowicki. Podobnie zresztą jak czołowy „hamulcowy" śledztwa w MSW, Antoni Alster, który miał kilkakrotnie straszyć nieuchronnymi pogromami Żydów, jeśli śledztwo przyniesie efekty.

Co więcej, 13 marca 1966 roku w izraelskim dzienniku „Maariv" ukazał się artykuł „Zabójcy syna polityka polskiego żyją w Izraelu", w którym autor twierdził, że Bohdan został zamordowany w ramach zemsty za działalność ojca. Pojawiały się informacje o śmierci pięcioletniego Abrama Szenkera w 1937 roku, który miał przypadkowo paść ofiarą starć między Falangą Piaseckiego a żydowskim Bundem. Wreszcie, podczas drugiej wojny światowej dowodzone przez Piaseckiego Uderzeniowe Bataliony Kadrowe rzekomo mordowały Żydów. Istniały plotki, że Bohdana miała zamordować żydowska organizacja Nekama, założona podobno m.in. przez Szymona Wiesenthala, która miała miała się mścić na mordercach Żydów. Wpisywała się w to teoria o rytualnym charakterze mordu. Podczas jednej z kolejnych wizji lokalnych i analizy miejsca zbrodni sugerowano, że na rurze kanalizacyjnej (ciało Bohdana znaleziono w toalecie) ktoś okopcił znaki w alfabecie hebrajskim. Wszyscy zamieszani w sprawę mieli być Żydami.

Rzecz w tym, że tych ostatnich informacji albo nie da się potwierdzić, albo nie mają one nic wspólnego z prawdą. Można odnieść wrażenie, że są one celową dezinformacją, obliczoną na stworzenie wśród odbiorców mylnego wrażenia poprzez stwarzanie podobieństw do rzeczywistych zdarzeń lub instytucji. W tym przypadku – do przedwojennych niepokojów na tle narodowościowym, wojny partyzanckiej i Żydowskiego Centrum Dokumentacji Wiesenthala. Żydem nie był przynajmniej jeden z porywaczy, Stefan Łazorczyk. Co więcej, przedwojenna polska policja wyjaśniła sprawę śmierci Abrama Szenkera podczas pochodu pierwszomajowego w 1937 roku. Faktyczni sprawcy zostali ustaleni, była to grupa młodzieży z Uniwersytetu Warszawskiego, niezwiązana z Falangą Piaseckiego.

W wątku Ekerlinga skupiają się jak w soczewce wszystkie patologie śledztwa. Zeznawał w sprawie wielokrotnie, plącząc się w kolejnych wersjach do tego stopnia, że w końcu wyszło na jaw, że z całą pewnością nie było go w jego taksówce w chwili uprowadzenia chłopca (jedynie użyczył jej porywaczom). Kłamstwem są więc jego wszystkie opowieści o trasie przejazdu do miejsca zabójstwa. Przed sądem jednak nigdy nie stanął.

Resortowy trop

W kwietniu 1957 roku Ekerling podjął próbę ucieczki z kraju. Został zatrzymany przy udziale pracowników Paxu na przejściu granicznym w Zebrzydowicach, podczas gdy według informacji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych miał być w Szczecinie. Później dostał przydział na mieszkanie, ale nie z zasobów dzielnicowej rady narodowej, lecz... MSW. Sprawę prowadził funkcjonariusz bezpośrednio zaangażowany w śledztwo w sprawie (wówczas jeszcze) uprowadzenia Bohdana.

Wspomniany już numer telefonu do budynku przy Naruszewicza 24b należał do lekarki Bożeny Błażewicz, ale – jak się okazało – wcześniej korzystał z niego płk Drozdziecki z MSW... który wyjechał za granicę. W notesie Ekerlinga obok tego numeru telefonu nakreślony był rysunek przedstawiający położenie szkoły przy ulicy Naruszewicza, do której uczęszczał Bohdan. Ekerling miał także w domu szczegółowe plany sytuacyjne miejsca porwania. Jego udział w zbrodni był tak oczywisty, że w końcu został aresztowany... po czym został zwolniony natychmiast po postawieniu mu aktu oskarżenia 30 września 1959 roku.

Rozprawa miała się odbyć 20–21 listopada. 12 listopada prokuratura zwróciła się do sądu z prośbą o zwrot aktu oskarżenia i materiałów śledztwa, pod pozorem konieczności ich uzupełnienia w związku z odkryciem kontaktów taksówkarza ze światem przestępczym i jego przedstawicielami zamieszkałymi w miejscach, gdzie porywacze ustanowili skrzynki kontaktowe z rodziną Bohdana. Akt oskarżenia nigdy do sądu nie wrócił. Decyzję w tej sprawie podjęli sam Gomułka i jego najbliższy współpracownik Zenon Kliszko, motywując ją interesem państwa.

Ale to ciągle nie koniec zagadek. W pewnej chwili SB podstawiła córce Ekerlinga oficera działającego pod przykryciem, który się z nią zaręczył i miał kontrolować w ten sposób taksówkarza. Po jakimś czasie otrzymał on rozkaz udania się do Włoch w celu skontaktowania się z przebywającym tam Barkowskim. Nigdy z tej wyprawy nie wrócił. W śledztwie wiele osób grało więcej niż jedną rolę (od przypadku mieszkania Ekerlinga poczynając). Wydział w ramach MSW (SB), który zajmował się porwaniem, był jednocześnie tym samym, który inwigilował/nadzorował Pax. Na czele grupy dochodzeniowej stali nie doświadczeni praktycy z wydziałów kryminalnych MO, ale przedstawiciele bezpieki. To tłumaczy po części brak sukcesów. Był on prawdopodobnie od początku zaplanowany, pomimo zaangażowania niebagatelnych środków, a głównym jego celem była ścisła kontrola działań Piaseckiego, Pax oraz osób zamieszanych w sprawę.

Wydaje się jednak, że wszystkie te pozornie niezwiązane ze sobą wątki i okoliczności mają wspólny mianownik. Są nim związki większości zamieszanych w porwanie postaci z ZSRR. Ekerling i Barkowski w czasie wojny przebywali na terenie Sowietów, ich żony były rosyjskimi Żydówkami. Wiele mówi szlak bojowy Feliksa Rysaka i późniejsza praca w MSZ jego syna. Napomykający o „czymś jeszcze gorszym" Mietkowski był swego czasu przedstawicielem rządu przy wojskach sowieckich w Polsce. Zaskakuje skala zewnętrznej ingerencji w śledztwo i możliwości wpływania na sądy i prokuraturę czy motywowanie wycofania aktu oskarżenia wobec Ekerlinga interesem państwa. Jeśli uznać artykuł w „Maariv" i tajemnicze zniknięcie narzeczonego Ekerlingówny za elementy tej samej opowieści, trzeba dojść do wniosku, że tylko ktoś o naprawdę potężnych wpływach mógł sobie na coś takiego pozwolić. Być może zatem trop tak naprawdę prowadzi do Moskwy.

Jest ku temu jeszcze jedna przesłanka. Jak już wspomniano, poza miejscem porwania wszystkie ważne dla śledztwa punkty na mapie Warszawy znajdują się na Pradze bądź w północnej części miasta. Być może chodziło o to, żeby do minimum ograniczyć ryzyko przypadkowego spotkania lub dekonspiracji prawdziwych inspiratorów, a może i wykonawców zbrodni. Jakby wyraźnie unikano Mokotowa, czyli tej części, gdzie znajdowała się Ambasada ZSRR, rezydentura KGB i dzielnica zamieszkana przez komunistyczny establishment, w znacznej części pochodzący zza wschodniej granicy.

Polityczna rozgrywka

Jednym z możliwych, często przytaczanych wytłumaczeń tajemniczej zbrodni jest sytuacja polityczna w kraju i całym bloku wschodnim na przełomie lat 1956 i 1957. Po referacie Chruszczowa, poznańskim Czerwcu, powstaniu budapeszteńskim i Październiku dochodziło do znaczących przetasowań we władzach partii komunistycznych i aparatu terroru. Również w Polsce, gdzie trwał spór frakcyjny w PZPR między „puławianami" a „natolińczykami", zwany niekiedy sporem między „Żydami" i „chamami", dojście do władzy Gomułki oznaczało przewartościowania w systemie politycznym. Także w SB dochodziło do zmian, stanowiska tracili wysocy funkcjonariusze, często żydowskiego pochodzenia. W tej sytuacji Bolesław Piasecki, przywódca przedwojennej, postrzeganej jako antysemicka ONR Falangi, oraz jego Pax urastali do roli języczka u wagi. Sam Piasecki przestrzegał przed destabilizacją państwa i deklarował lojalność wobec władzy. To nie podobało się większości publicystów, a przede wszystkim grupie „puławian", pozornie postulujących liberalizację systemu, z których wielu było żydowskiego pochodzenia.

Porwanie i skrytobójczy mord na Bohdanie Piaseckim byłoby zatem aktem terroru mającym na celu wzmożenie nastrojów antysemickich w gomułkowskiej siermiężnej Polsce Ludowej, uwieńczeniem trwającej już wcześniej „spontanicznej" nagonki medialnej.

W wewnątrzpolskim sporze Chruszczow popierał „natolińczyków". A bolszewicy posługiwali się terrorem nader chętnie od samego początku rewolucji. Po zdobyciu władzy dotychczas otwarcie terrorystyczne działania obfitujące w jawne zbrodnie, szczególnie poza granicami Sowietów, ze względu na tzw. opinię publiczną w państwach demokratycznych musiały częstokroć przybierać charakter zawoalowany. Cechowało je też pojawianie się wielu fałszywych tropów. Najczęściej oznaczało to sięganie po skrytobójcze morderstwa, eliminowanie politycznych przeciwników na zasadzie niewyjaśnionych zamachów lub porwań, z których się nigdy nie wracało, jak np. w przypadku szwedzkiego dyplomaty Raoula Wallenberga. W Polsce przykładem tego typu działań jest obława augustowska czy też uprowadzenie 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego i ich późniejszy proces w Moskwie.

Zarazem często akcje te realizowano w taki sposób, aby zbrodnie można było zrzucić na kogoś innego. Przykładami mogą być przypisywany hitlerowcom Katyń, pogrom w Kielcach w 1946 r. (w kilka dni po sfałszowanym referendum), najprawdopodobniej zamach na Jana Pawła II w 1981 r., a możliwe, że także katastrofa gibraltarska w 1943 r. W przypadku Bolesława Piaseckiego kontrowersji z nim związanych było tak wiele, że możliwości prowadzenia tzw. maskirowki czekiści mieli aż nadto. Wystarczy wspomnieć jego rolę w ruchu narodowym przed wojną, działalność Uderzeniowych Batalionów Kadrowych, współpracę i deklarowaną lojalność wobec władz Polski komunistycznej, przypisywany mu osobisty majątek czy krytyczny stosunek do podziemia niepodległościowego po wojnie, przy jednoczesnej pomocy okazywanej ujawniającym się Żołnierzom Niezłomnym.

Dla Sowietów nie było takiej zbrodni, której by nie uświęcił bolszewicki cel: panowanie totalne. Cóż to jest śmierć chłopca, jeśli miało to doprowadzić do łatwiejszego rządzenia znienawidzonym krajem?

Kara za niepowodzenie

Możliwe jest jednak także inne wytłumaczenie. Kluczem do niego są przesłuchania Bolesława Piaseckiego, prowadzone przez generała Iwana Sierowa, szefa KGB w latach 1954-1958. Ten sam Sierow, który aresztował przywódców Polskiego Państwa Podziemnego i wspominanego Raoula Wallenberga, założył też polskie Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Nie wiadomo dokładnie, o czym rozmawiali, ale Sierow był pod wrażeniem Piaseckiego (wróżył mu wielką karierę) i ostatecznie doprowadził do jego zwolnienia z więzienia w lipcu 1945 roku.

Być może Piasecki po prostu zawiódł oczekiwania mocodawców z Moskwy i nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Wynikało to z jego politycznego pragmatyzmu, który nakazywał wywalczenie jak najszerszej przestrzeni działania politycznego w PRL w oczekiwaniu na możliwość przeprowadzenia prawdziwej zmiany systemowej. Sam twierdził w połowie lat 40., że Sowieci nie wyjdą z Polski przez 50 lat. Jeśli uwzględnić fakt, że ostatni transport wojsk radzieckich opuścił Polskę 17 września 1993 roku, wiele się nie pomylił. Jeśli uznać, że lojalność wobec władz PRL była wyrachowaną grą, KGB mogło dojść do wniosku, że Piasecki nie wywiązuje się z umowy i przy następnym wstrząsie geopolitycznym może dokonać wolty.

Sam Bolesław Piasecki zmarł 1 stycznia 1979 roku na oddziale intensywnej opieki medycznej, na którym z powodu imprezy sylwestrowej nie było ani jednego pracownika. W szpitalu znalazł się na skutek radykalnego pogarszania się od kilku miesięcy stanu zdrowia. Nastąpiło ono gwałtownie, jak twierdził sam Piasecki, po badaniach, które przeszedł w szpitalu MON na Szaserów.

Obie te śmierci wciąż czekają na pełne wyjaśnienie.

Dr Dominik Smyrgała jest adiunktem w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Zrównoważonego Rozwoju Collegium Civitas oraz zastępcą redaktora naczelnego półrocznika „Securitologia"

Antoni J. Wręga jest historykiem służb specjalnych i autorem książki "PRL w Dallas. Niektóre aspekty zamachu na Kennedy'ego w Dallas" oraz wieloletnim pracownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych

Plus Minus

Najczęściej czytane