Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Polacy na czele bezpieki w Mińsku

Rusłan Szoszyn 13-12-2017, ostatnia aktualizacja 13-12-2017 10:00

Białoruscy czekiści obchodzą setne urodziny.

Niebawem Komitet Bezpieczeństwa Państwowego Białorusi (KGB) będzie świętował okrągłą rocznicę powstania WCzK (Wszechrosyjska Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem), utworzoną przez Feliksa Dzierżyńskiego 20 grudnia 1917 roku. Z tej okazji KGB (jest spadkobiercą WCzK) na swojej stronie internetowej uruchomiło muzeum wirtualne. To kopia muzeum białoruskiej bezpieki, do którego wglądu dotychczas nie było.

Sapieha i Plater

Ekspozycja białoruskich czekistów zaczyna się od historii księstwa połockiego i Rusi Kijowskiej. Szczególną uwagę poświęcono Wielkiemu Księstwu Litewskiemu.

„Istotny wkład w działalność »tajnej służby« wniósł Lew Sapieha" – głosi napis pod portretem litewskiego kanclerza. Białoruskie KGB nie pominęło powstań listopadowego i styczniowego. W centrum ekspozycji znajduje się zdjęcie Emilii Plater. „Podobnie jak w przypadku dekabrystów organy policji politycznej nie potrafiły na wczesnym etapie wykryć przygotowania do powstania i neutralizować jego przywódców" – czytamy w krótkiej biografii bohaterki powstania listopadowego. Wspomniano również Konstantego Kalinowskiego, działającego na Litwie bohatera powstania styczniowego, straconego przez władze carskie w Wilnie. Wśród eksponatów muzeum znalazł się nawet fragment wydawanego przez niego czasopisma „Mużyckaja Prauda", w którym zachęcał chłopów do walki z caratem. W wirtualnym muzeum znajdują się nie tylko zdjęcia, ale i niewielki pomnik Dzierżyńskiego oraz egzemplarz założonego przez niego pisma „Czerwony Sztandar". Jest tam nawet teczka ze sprawą karną prowadzoną wobec Dzierżyńskiego przez carskich żandarmów guberni warszawskiej.

Wspomniano również pierwszych szefów utworzonej przez „Żelaznego Feliksa" organizacji na terenie Białoruskiej Republiki Radzieckiej. Wśród nich trzech Polaków. Chodzi o urodzonego w Biłgoraju Stanisława Pintala oraz pochodzącego z okolic Trok Jana Olskiego, które stały na czele CzK BSRR na początku lat 20. Trzecim Polakiem był Stanisław Redens, szef białoruskiej bezpieki w 1931 roku.

– Prawdopodobnie byli to znajomi Dzierżyńskiego. Dzierżyński chciał utworzyć na Białorusi taką sowiecką Polskę. Dlatego na szefów lokalnej bezpieki tuż po wojnie polsko-bolszewickiej mianował Polaków. Warto przypomnieć, że aż do początku II wojny światowej w Białoruskiej Republice Radzieckiej były cztery języki urzędowe: polski, białoruski, rosyjski i jidysz – mówi „Rzeczpospolitej" znany białoruski historyk Ihar Melnikau.

Polaków, którzy stali na czele białoruskich czekistów, rozstrzelano pod koniec lat 30. Wszystkich oskarżono o „szpiegostwo na rzecz Polski".

„Też jesteśmy ofiarami"

Czystkom w ZSRR białoruskie KGB również poświęciło kącik w swoim muzeum. Ale czytając opisy, można odnieść wrażenia, że to nie poeci, naukowcy czy intelektualiści padli ofiarami tamtych wydarzeń, tylko „tysiące funkcjonariuszy bezpieki", którzy trafili w „żarna politycznych represji".

Stracenie pozostałych milionów ludzi wytłumaczono w ten sposób: „W latach 30. czekistów zaangażowano do rozwiązywania wewnętrznych problemów politycznych, które nie miały nic wspólnego z wywiadem i kontrwywiadem" – czytamy na portalu KGB.

Ze wszystkich krajów byłego Związku Radzieckiego jedynie na Białorusi służba bezpieczeństwa zachowała dawną nazwę – KGB. Mimo że od upadku ZSRR minęło już 26 lat, organizacja ta wciąż głównie kojarzy się z represjami.

O ironio – nadal jest wykorzystywana „do rozwiązywania wewnętrznych problemów politycznych". Dziesiątki białoruskich opozycjonistów przeszło przez słynną „Amerykankę", areszt śledczy białoruskiego KGB. Jedni twierdzą, że nazwa zbudowanego na początku lat 20. więzienia pojawiła się po II wojnie światowej, gdyż przetrzymywano tam „amerykańskich szpiegów". Ci, którzy widzieli ten budynek od środka, mówią, że jego układ jest podobny do amerykańskiej ruletki. W środku kręcone schody, a w koło podobne do trumien malutkie cele. Mają zaledwie 12 mkw., a najwęższe miejsce - zaledwie 1,2 metra.

– Tam się niewiele zmieniło od czasów stalinowskich. W mojej celi temperatura nie sięgała nawet 10 stopni. W nocy włączano światło, przez które nie można było spać. Byłem torturowany, wykręcano mi ręce. Wszystkich więźniów rozbierano i wyprowadzano na korytarz – mówi „Rzeczpospolitej" Aleś Michalewicz, kandydat na prezydenta Białorusi w wyborach prezydenckich 2010 roku. Podobnie jak inni opozycyjni kandydaci trafił do aresztu KGB tuż po zamknięciu lokali wyborczych. Spędził tam dwa miesiąca. – Robili wszystko, by upokorzyć człowieka – dodaje.

Wbrew stereotypom KGB już nie jest najtajniejszą i najważniejszą służbą na Białorusi.

Łukaszenko nie ufa

Rządzący od prawie ćwierćwiecza prezydent Aleksander Łukaszenko utworzył już kilka własnych służb bezpieczeństwa. Chodzi m.in. o Służbę Bezpieczeństwa Prezydenta, Centrum Operacyjno-Analityczne oraz Służbę Działań Aktywnych, która wykonuje zadania wywiadowcze i kontrwywiadowcze przy białoruskich granicach.

– Tworząc nowe struktury siłowe, Łukaszenko celowo usunął KGB z głównych pozycji w kraju. Nie chciał, by ta organizacja miała nieograniczone kompetencje – mówi „Rzeczpospolitej" Aliaksandr Alesin, znany białoruski analityk wojskowy, który pod koniec 2014 roku trafił do „Amerykanki" na ponad dwa tygodnie i był oskarżany o „zdradę" i „współpracę z zagranicznym wywiadem". Sprawa została umorzona na początku ubiegłego roku.

– Łukaszenko nie ufa KGB. Świadczy o tym fakt, że na czele specjalnej rady, która koordynuje działalność wszystkich służb specjalnych, stoi Wiktor Łukaszenko, starszy syn prezydenta – twierdzi Alesin.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane