Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Bracia i siostra

Bartosz Klimas 31-12-2017, ostatnia aktualizacja 31-12-2017 00:00

O drodze do odzyskania budynku słynnego warszawskiego Domu Towarowego oraz planach na przyszłość opowiadają dyrektor i specjalistka ds. komercjalizacji Domu Towarowego Bracia Jabłkowscy SA.

We wspomnieniach ludzi przedwojennych Dom Towarowy Braci Jabłkowskich, było to miejsce luksusowe.
źródło: Rzeczpospolita
We wspomnieniach ludzi przedwojennych Dom Towarowy Braci Jabłkowskich, było to miejsce luksusowe.

Rz: Trzy lata temu w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich tętniła życiem księgarnia. Teraz niewiele się tam dzieje.

Jan Jabłkowski: Po pierwsze, trzy lata temu księgarnia Traffic Club nie tętniła już życiem – zamknięta była kondygnacja minus jeden, część kondygnacji drugiej i cała trzecia. Przedsięwzięcie, które wystartowało w 2003 roku, kończyło działalność na skutek działań komorniczych. Okupant tego budynku – trudno znaleźć mi lepsze słowo – przegrał wszystkie możliwe procesy, warunkujące dalszą działalność. Opowieść o świetnie działającym Trafficu trzeba trochę skorygować, chociaż rzeczywiście, przez pierwszy rok, półtora po jego zniknięciu wiele osób wspominało tę księgarnię.

Traffic prosperował, bo jego właściciele nie płacili czynszu?

J.J.: W naszym przypadku wszystko opierało się na korzystaniu z kilku tysięcy mkw. budynku w centrum miasta praktycznie bez opłat. W ostatnich latach działania nawet „czynsz" ustalony dla właściciela umowy wieczystej dzierżawy, tj. Związku Rzemiosła Polskiego, a wynoszący bodaj 10 tys. zł/mies. nie był płacony.

Kiedy zaczęła się walka o odzyskanie nieruchomości?

J.J.: W 1989 roku – wtedy rozpoczęła się seria procesów. Szybko udało się ustalić, że decyzje z 1950 roku pozbawiające firmę własności były bezprawne w rozumieniu ówczesnych przepisów. Później trzeba było odtworzyć dokumenty i formalny byt firmy. Dom Towarowy Bracia Jabłkowcy SA nie jest „spadkobiercą" ani „następcą". To ta sama firma, której działalność została bezprawnie przerwana w latach 50. Później rozpoczęły się starania o odzyskanie nieruchomości – najłatwiej poszło z tą, na terenie której rozmawiamy (kamienica przy Chmielnej 21 – red.), ponieważ jej stan techniczny był zatrważający. Miasto, które było właścicielem, wyzbyło się jej stosunkowo chętnie. Następnym etapem było odzyskanie narożnych działek, na których stoi dziś Nowy Dom Jabłkowskich (Chmielna 19). Najgorzej szło z historycznym budynkiem przy Brackiej 25. Tu miasto demonstrowało niechęć do zajęcia przychylnego nam stanowiska.

Dlaczego?

J.J.: We władzach przez długi czas nie było dobrego nastawienia wobec prostego argumentu, że Dom Braci Jabłkowskich powinien należeć do firmy Bracia Jabłkowscy. Próbowałem się komunikować z kolejnymi prezydentami Warszawy, ale spotykałem się tylko z grą na zwłokę. Decyzja, przywracająca nam zagrabioną nieruchomość, zapadła w 2008 r., ale ucieszyliśmy się przedwcześnie. Wykonanie tej decyzji było wstrzymywane przez urzędników ratusza przez kilka lat.

Co się dzieje teraz?

J.J.: Nie zgodziłbym się z pańskim twierdzeniem, że są tam pustki. Nie chodzi mi nawet o dwa sklepy na parterze – jeden to zresztą świetna księgarnia. Odnowione kondygnacje 4, 5 i 6, od dwóch lat zajmowane są przez biura, zgodnie z założeniami architektów tego budynku. Od kilku lat współpracujemy też z porozumieniem organizacji pozarządowych Marzyciele i Rzemieślnicy, które organizuje wydarzenia związane z potrzebami i sprawami współczesnego miasta. Pozostałe piętra wykorzystywane są eventowo, kilka razy w miesiącu. Teraz bierzemy się za część handlową, która znajdzie się na kondygnacjach od minus 1 do plus 2.

Czego się tam spodziewać?

J.J.: Podstawowe założenie to pasaż z wejściem od strony Chmielnej, gdzie jest bardzo duży ruch pieszy. Wejście będzie zapraszało do przejścia przez dziedziniec kamienicy przy Chmielnej 21 i dalej, do domu towarowego. Na całość złoży się część gastronomiczna i spożywcza oraz sklepy związane z modą i konfekcją.

To będzie nawiązanie do historycznej funkcji?

Anna Zajbert: Przed wojną to było miejsce szczególnie ważne dla „fashionistek", zresztą nie tylko z Warszawy. Miejsce stawiające na jakość. Chcielibyśmy więc stworzyć tu ofertę dla tych, którzy zwracają uwagę na stosunek jakości do ceny. Nie tylko jeśli chodzi o modę i akcesoria, ale również o gastronomię i żywność – tu też stawiamy na ofertę delikatesową, dla bardziej wymagających.

Przychodzi na myśl słowo luksus. Czy przed wojną to też było miejsce luksusowe?

J.J.: Na 120-lecie firmy grupa jej przyjaciół zrobiła badanie rozpoznawalności marki. Okazało się, że we wspomnieniach ludzi przedwojennych było to miejsce luksusowe. Tymczasem nie odpowiadało to rzeczywistości ani założeniom firmy: spotykało się tu szerokie spektrum klientów, a firma nastawiała się na duży obrót i mały zysk – aspirowała raczej do dobrej jakości i rzetelnej obsługi. Styl tej obsługi ilustruje zasada, że jeśli już zdarzyła się reklamacja – a było to rzadko – to miała ona stanowić znakomitą okazję do stworzenia więzi z klientem, poprzez załatwienie sprawy całkowicie po jego myśli. Tak aby dać się zapamiętać jako firma przyjazna. Działał nawet całodobowy telefon do składania reklamacji. To był chwyt reklamowy, bo nikt oczywiście nie dzwonił w nocy z reklamacją, ale chodziło o podkreślenie gotowości do wysłuchania klienta i uczynienia zadość jego oczekiwaniom. Żartownisie mawiali, że u Braci Jabłkowskich do każdej dużej trumny dodaje się małą trumienkę w celach reklamowych. Dodam, że akcesoriów funeralnych nigdy w sprzedaży nie było.

A.Z.: Luksus kojarzy się często z najdroższymi markami. Chcielibyśmy, żeby u nas luksus kojarzył się głównie z najwyższą jakością usług. Mamy nadzieję, że znajdą u nas swoje miejsce marki premium oraz marki nowe na rynku polskim, albo przynajmniej mało znane. Z badań wiemy, że oczekiwania klienta, który do nas przyjdzie, będą zupełnie inne niż w przypadku wizyty w dużym centrum handlowym. Mamy w rękach atut architektoniczny w postaci budynku z detalami domu towarowego. Zachowamy witraż i świetlik, ale też unowocześnimy wystrój i komunikację wewnętrzną.

Kiedy?

J.J.: Firma liczy 133 lata, więc pośpiech nie jest dla nas kluczowy. Dyskusje z konserwatorem zabytków trwały wiele miesięcy. W tej chwili kończymy rozmowy o koncepcji architektonicznej, pracownia przystępuje do wykonania projektu. Następnie przyjdzie czas na poszukiwanie wykonawcy i przygotowanie projektu wykonawczego, później działania na placu budowy, które rozpoczną się na przełomie lat 2018/2019 i powinny potrwać 12–16 miesięcy.

Czy DTBJ to nadal firma rodzinna?

J.J.: Jak najbardziej. Od strony formalnoprawnej to spółka akcyjna, od strony charakteru, tożsamości, zasad – firma rodzinna.

To dla państwa ważne.

J.J.: Stowarzyszenie Inicjatywa Firm Rodzinnych (działa od 2008 roku – red.) zaprosiło swego czasu wykładowcę z Finlandii – gdzie ruch firm rodzinnych jest bardzo żywy – który zadał pytanie: „Co to jest kwartał w korporacji? Wiadomo, jedna czwarta roku, trzy miesiące. Co to jest kwartał w firmie rodzinnej? Jedna czwarta wieku, dwadzieścia pięć lat". Ten przykład ilustruje, że firmy par excellence rodzinne mają inny horyzont czasowy. Działają, żeby przekazać interes w ręce następnego pokolenia. Nie da się dowieść, że członkowie firm rodzinnych mają inną moralność, ale czysta pragmatyka mówi, że w takim przypadku przekręty, zawodzenie partnerów biznesowych czy niewłaściwe postępowanie z pracownikami po prostu się nie opłacają.

Dlaczego właściwie „Bracia Jabłkowscy"? U podstaw firmy stanęła przecież Aniela Jabłkowska.

J.J.: Babcia Aniela, jedna z licznego rodzeństwa, nie mając innego pomysłu na życie, otworzyła z pomocą rodziców malutki sklepik przy ulicy Widok. Towar zgromadzony był w komodzie, która stała tyłem do klientów, a w jej trzech szufladach mieściła się oferta. Interes się rozwinął, co dobrze świadczy o babci Anieli, ale trzeba też dodać, że końcówka XIX wieku to był okres prosperity na ziemiach zaboru rosyjskiego. Sklepik przeniósł się na Mokotowską, potem na Hożą, następnie do kolejnych, coraz większych lokali na Brackiej. Do babci Anieli dołączył dziadek Józef, najbardziej poważany z braci, potem przyłączali się kolejni bracia na różnych pozycjach w firmie. Aż w 1912 roku zapadła decyzja o stworzeniu nowego budynku (otwartego w 1914 roku). Tak więc, w istocie, firma Bracia Jabłkowcy została założona przez siostrę Jabłkowską, a teraz jest prowadzona przez panią prezes Jabłkowską. Ale w środku była ciężka praca kilku pokoleń mężczyzn.    —rozmawiał Bartosz Klimas

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane