Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kurd – cichy bohater podziemnia

Marek Kozubal 18-01-2018, ostatnia aktualizacja 18-01-2018 10:12

Lutfi Habib bez wahania pomógł żonie Zbigniewa Janasa wymknąć się SB

Lutfi Habib  przyjechał do Polski jako uchodźca  w latach 50.
źródło: materiały prasowe
Lutfi Habib przyjechał do Polski jako uchodźca w latach 50.

Zbigniew Janas był jednym z niewielu liderów NSZZ Solidarność, którzy nie zostali zatrzymani przez bezpiekę po wprowadzeniu stanu wojennego. Ukrywał się przez trzy lata. Było to możliwe dzięki sieci kilkunastu łączniczek, które organizowały mieszkania, transport, dostarczały żywność, a także pomocy ok. 150 innych osób. Wyjątkową rolę odegrał wśród nich nieżyjący już Lutfi Habib, iracki Kurd.

Jego rodzina dostała właśnie pamiątkowe odznaczenie Tajnej Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność dawnego Zakładu Mechanicznego Ursus.

Habib przyjechał do Polski z Iraku w latach 50. i ukończył SGPiS. W trakcie nauki poznał przyszłą polską żonę. W latach 60. pobrali się. Zamieszkali w Siedlcach. W latach 80. Lutfi Habib zbudował szklarnię do upraw pomidorów we wsi Gręzów. Co go połączyło ze Zbigniewem Janasem?

Jaruzelski wypowiada wojnę

Po powstaniu Solidarności Janas został liderem związku w Ursusie, a także członkiem Komisji Krajowej NSZZ Solidarność. 12 grudnia 1981 r. uczestniczył w Gdańsku w jej posiedzeniu. – Po zakończeniu komisji postanowiłem wracać do Warszawy. Pojechaliśmy pod hotel Monopol w Gdańsku, gdzie przebywała część członków komisji. Przed hotelem spotkaliśmy Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza. Podjechały tam wtedy oddziały ZOMO. Pamiętam, jak to skomentował Antek: „Pewnie po waluciarzy i prostytutki przyjechali".

W rzeczywistości rozpoczęła się obława na działaczy związkowych. Janas wraz z Bujakiem przez jakiś czas jeździli po Gdańsku tramwajem. Potem się rozdzielili. Janas ukrył się u koleżanki Basi Trocha. 14 grudnia pociągiem wrócił do Warszawy.

Urwać się SB

W Ursusie trwał strajk, ale zapadła decyzja, że Janas będzie się ukrywał. Wtedy nie było jeszcze zorganizowanego podziemia, mieszkania szukał na własną rękę. – Jedna z najbliższych osób, do której zwróciłem się o pomoc, wyrzuciła mnie z domu – opisuje Zbigniew Janas.

Schronienie znalazł m.in. w pustostanie pod Warszawą, ale także w piwnicy parafii w podwarszawskich Gołąbkach u ks. Józefa Zawitkowskiego. Po kilku dniach od wprowadzenia stanu wojennego powstały struktury podziemne „S", a w Ursusie Tajna Komisja. Janas działał w Regionie Mazowsze. Był jednym z najbardziej poszukiwanych działaczy Solidarności, zostały za nim rozesłane listy gończe. Otrzymał fałszywy dowód tożsamości na nazwisko Parzyszek.

Najbardziej dotkliwy dla niego był brak kontaktu z najbliższymi, czyli żoną Bogusią oraz synem, który miał wtedy kilka lat (w 1981 – cztery). Kobieta znajdowała się pod ciągłą obserwacją SB. – Robiliśmy różne rzeczy, abym mógł choć z daleka ją zobaczyć. Raz, dwa razy w roku organizowaliśmy akcję urwania się SB, np. na wakacje lub święta – wspomina Janas.

I w takiej operacji uczestniczył właśnie Lutfi Habib.

To było przed świętami Bożego Narodzenia 1983 roku. Od kilku dni znajomi Bogusi Janas potajemnie wynosili z domu rzeczy potrzebne na dłuższy wyjazd. – Ukrywali np. po jednym bucie pod płaszczem – dodaje działacz opozycji demokratycznej.

Żona nie widziała męża pół roku. Plan zakładał, że ścigany spotka się z najbliższymi w dworku w okolicach Opola Lubelskiego, gdzie mieszkała rodzina Mariusza Marczewskiego. Przed świętami kobieta wraz z dzieckiem wsiadła do pociągu do Siedlec, gdzie mieszkała jej rodzina. SB była przekonana, że jedzie do niej na święta. Nie miała bagażu.

Dojechała do wsi Gręzów, gdzie mieszkał jej ojciec i brat. Gdy weszła, powiedziała tylko, że potrzebuje bezpiecznego transportu, bo za jakiś czas ma być odebrana przez zaufaną osobę na dworcu w Lublinie.

– Może pomoże nam Arab? – tak wtedy oni określali Habiba. Brat żony poszedł do niego, a ten bez wahania się zgodził, pomimo że wiedział, jakie mogą być konsekwencje. Nie tylko aresztowanie, ale także możliwość deportacji do Iraku, był bowiem uchodźcą – opisuje Janas.

– Przykład Witka Kaszuby skazanego najpierw za strajk w Ursusie na trzy lata, a później aresztowanego za akcję ukrywania żony i syna pokazuje, że za takie postawy płaciło się więzieniem – dodaje.

Lutfi Habib bez zastanowienia zawiózł bliskich ukrywającego się związkowca do zaufanych osób swoim golfem. – Uchylił drzwi ściganemu. Jeden gest czyni człowieka – podkreśla Janas.

Dzięki niemu spędził on wtedy z żoną i dzieckiem wspaniałe święta. Byli razem do Nowego Roku. – Nigdy o tym wydarzeniu nie opowiadał – mówi nam Piotr Habib, jego syn. – To wynikało z jego kurdyjskiej mentalności, potrzebującym trzeba pomóc – dodaje skromnie.

Lutfi Habib zmarł w 1996 r.

Łatwiej było siedzieć

Od połowy 2016 roku Fundacja dla Ursusa, która skupia dawnych działaczy Solidarności z tego zakładu, przyznaje pośmiertnie medale, które można umieścić na grobach osób bezinteresownie pomagających Tajnej Komisji Zakładowej NSZZ „S".

W taki sposób upamiętniono już 19 osób. – Listę do odznaczenia mamy długą i będzie się powiększać. Uważam, że w stanie wojennym czasami łatwiej było siedzieć w więzieniu lub w „internie", niż być na „wolności". Nie byłoby takiego oporu, gdyby nie kobiety w Solidarności, o czym się bardzo często zapomina – Jola Polakowska, łączniczka Zbyszka Janasa, Celina Tatko, Maryla Jakubowicz i wiele, wiele innych. Nie można o nich zapomnieć – dodaje Alicja Szot, która w latach 80. była organizatorką niezależnej kultury, zajmowała się też kolportażem podziemnych wydawnictw. – Jadzia Karpiezo była nauczycielką WF w szkole na osiedlu Niedźwiadek w Ursusie. Pomimo internowania, a później aresztowania męża, mając dwoje małych dzieci, udzielała schronienia osobom ukrywającym się. Wspólnie z Anną Woźniak malowały plakaty przeciw wprowadzeniu stanu wojennego i naklejały je na autobusy – dodaje Szot.

Na liście uhonorowanych pośmiertnie znaleźli się też inni działacze ursuskiej Solidarności, np. Czesław Latusek, pracownik modelarni, który był skarbnikiem Tajnej Komisji, Bogusław Rogowski, kolporter „Robotnika", Stanisław Romanowski, organizator kolportażu niezależnych wydawnictw. Z kolei Waldemar Woźniak organizował kolonie dla dzieci działaczy Solidarności w latach 1982–1986. Jego żona Anna Woźniak udostępniała mieszkanie dla spotkań Wszechnicy Solidarności, w piwnicy przechowywała butelki z benzyną do akcji przeciw komunistom.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane