Oko za oko
"Dzisiaj Żydzi, jutro wy" – usłyszała od obozowego sadysty Taubera, 18-letnia więźniarka Auschwitz-Birkenau Zofia Posmysz.
Nikt dzisiaj nie powinien mieć wątpliwości, że ostatecznym celem niemieckiej polityki była zorganizowana, przemysłowa zagłada narodu polskiego.
Wymownym wstępem do jej realizacji była akcja policyjna rozpoczęta 28 listopada 1942 r. w powiecie zamojskim na Lubelszczyźnie. Stanowiła pierwszy etap Generalnego Planu Wschodniego (Generalplan Ost), przewidującego niemiecką kolonizację terytoriów zajętych przez Słowian. Dowodzenie operacji powierzono szefowi policji na dystrykt lubelski, austriackiemu zbrodniarzowi wojennemu SS-Gruppenführerowi Odilo Globocnikowi. Mimo że plan GPW przewidywał rozpoczęcie deportacji Polaków dopiero po wygranej przez Niemcy wojnie, Globocnik wpadł na pomysł zbudowania w Generalnej Guberni „pasa bezpieczeństwa", zamieszkanego wyłącznie przez niemieckich kolonistów. Od listopada 1942 r. do marca 1943 r. akcją objęto 116 wsi. Niemcom udało się wysiedlić 51 tys. mieszkańców. Zresztą określenie „wysiedlenie" ma tu zdecydowanie zbyt łagodną wymowę. Wsie były otaczane przez niemiecką policję zazwyczaj nad ranem. Przerażonych mieszkańców spędzano w jedno miejsce, gdzie dokonywano segregacji przypominającej tę z rampy obozowej w Auschwitz. Część ludzi zabijano na miejscu, innych przeznaczano do robót przymusowych lub wywożono do obozów koncentracyjnych. Tylko dzieci uznane za „pełnowartościowe rasowo" miały zostać zniemczone. Oblicza się, że 21 proc. aresztowanych Polaków bez żadnego uzasadnienia wysłano na pewną śmierć do obozów koncentracyjnych.
Wydawało się, że dla mieszkańców Zamojszczyzny nie ma ratunku. Ale właśnie wtedy Niemcy, przekonani o swojej sile i bezkarności, natrafili na żelazną polską pięść. W odpowiedzi na bestialstwo komendant główny Batalionów Chłopskich i jednocześnie szef I Oddziału Sztabu AK generał dywizji Franciszek Wawrzyniec Kamiński ps. Olsza wydał rozkaz koncentracji sił partyzanckich sprowadzonych z regionów zamojskiego, hrubieszowskiego i biłgorajskiego w lasach Puszczy Solskiej.
Polską obronę miał koordynować por. Jerzy Józef Mara-Meÿer, któremu udało się zjednoczyć do działań wojskowych oddziały Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, Gwardii Ludowej i sowieckie oddziały partyzanckie. 30 grudnia 37 partyzantów sowieckich pod dowództwem Wasyla Wołodina i 130-osobowa I Kompania Kadrowa BCh uderzyły na 350-osobowy oddział niemieckiej żandarmerii pod dowództwem Erharda Biskady. Zginęło sześciu Polaków i 20 Niemców. W styczniu 1943 r. w ramach akcji „Wieniec II" Armia Krajowa przeprowadziła kilkadziesiąt akcji odwetowo-dywersyjnych. Jednak dopiero bitwa pod Zaborecznem uświadomiła Niemcom, że Polaków nie wolno nękać bezkarnie.
76 lat temu, 1 lutego 1943 r., pięć kompanii Batalionów Chłopskich pod dowództwem kpt. Franciszka Bartłomowicza ps. Grzmot, przy minimalnych stratach własnych zaledwie jednego zabitego i dwóch rannych, we wzorcowo przeprowadzonej obronie niemal zmiotło pod Zaborecznem 600-osobowy oddział niemiecki I Zmechanizowanego Batalionu Żandarmerii dowodzonego przez mjr. Ernsta Schwiegera.
O umiejętnościach kpt. Franciszka Bartłomowicza świadczy raport Schwiegera, który nie szczędził pochwał przeciwnikowi. Niemiec był przekonany, że jego żołnierzy zaatakowała 800-osobowa formacja regularnego wojska. W rzeczywistości Bartłomowicz dowodził zaledwie 250 słabo przeszkolonymi ludźmi. Kapitan „Grzmot" okazał się jednak znakomitym strategiem. Zabronił swoim ludziom wychylać się z lasu. Tylko jeden z partyzantów złamał rozkaz i zapłacił za to życiem. Bartłomowicz przewidział też, że Schwieger wezwie posiłki, które przybędą od strony Krynic. Nakazał przygotować śmiertelną zasadzkę. Dzień po bitwie Niemcy wysłali do tartaku Tarnawatka zamówienie na 103 trumny.
Pod Zaborecznem dowiedziono, że nigdy nie wolno stać biernie wobec terroru przeciwnika. Dzięki niezłomnej postawie Batalionów Chłopskich wspieranych przez AK, Gwardię Ludową i partyzantów radzieckich Niemcy na pewien czas zaprzestali deportacji na Zamojszczyźnie.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.