Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Jak powstała marka One Eighty

Anna Kilian 28-09-2009, ostatnia aktualizacja 05-10-2009 14:47

One Eighty to nowa polska odzieżowa marka kreowana przez młode projektantki - Natalię Roeffler i Annę Leoniec - wykształcone w Londynie. Ich butik przy Al. Jerozolimskich został otwarty w kwietniu.

Natalia Roeffler (z lewej) i Anna Leoniec
autor: Dudek Jerzy
źródło: Fotorzepa
Natalia Roeffler (z lewej) i Anna Leoniec
autor: Dudek Jerzy
źródło: Fotorzepa
autor: Dudek Jerzy
źródło: Fotorzepa

Do sklepu wchodzą kobiety zwabione kolorową witryną, którą dobrze widać z przeciwnej strony Alei Jerozolimskich. Uwagę zwraca logo - wpisana w różową przestrzeń kuli liczba 180. One Eighty to nazwa projektanckiego teamu, który tworzą Natalia Roefler i Anna Leoniec - dwie młode dziewczyny, które wybrały Warszawę, by tu wykreować swoją markę.

Mrówki w wielkim mieście

Butik wita świetnie zakomponowanym - przez same projektantki - wnętrzem. Jest jednocześnie elegancki i przytulny - domowo wyglądająca kanapa i krzesła przełamują oficjalny nastrój niewielkiego pomieszczenia z dużą przymierzalnią. Na wieszakach wiszą sukienki, spódnice i spodnie o prostej formie i stonowanych barwach z dominującym akcentem soczystego koloru i cieniowaniach w stylu „ombre“, wykonane z jedwabiu, żorżety, bawełny.

W butiku One Eighty można też kupić m.in. buty Chrissie Morris z domieszką skóry płaszczki, mokasyny Minnetonka, ulubione dżinsy Keiry Knightley - MiH Jeans - oraz baletki Maloles i świetnie sprzedające się w Paryżu perfumy Les Nereides Patchouli Antique.

Jasnowłosa Natalia - w szarej sukience i szarych kozakach na obcasie - wydaje się wyższa od Ani - szatynki w czarnym topie i ciemnoniebieskiej spódnicy, ale w rzeczywistości obydwie mają po 180 cm wzrostu, podobnie jak dwoje pracowników. Stąd pomysł na nazwę marki.

Dziewczyny są sympatyczne i bezpośrednie a to spory atut w kontaktach z płochliwymi klientkami. W końcu instytucja butiku - firmowego sklepu projektantów a nie sklepików z odzieżą różnego pochodzenia, jakie wyrosły na ulicach polskich miast w latach 80. - nie jest u nas rozpowszechniona. Chętnie odwiedzamy sieciówki dużych firm, ale boimy się kontaktu z twórcą ubrania, które nam się podoba. - Jeszcze gorzej jest w pracowni - mówi Ania. - Klientki niesłusznie obawiają się, że taka wizyta obliguje do zakupu ubrania.

Natalia zawsze chciała projektować modę: - Marzył mi się Londyn. Myślałam też o Nowym Jorku, ale wygrał Londyn, bo bliżej domu i jest w nim najwięcej najlepszych szkół projektowania na świecie.Córkę „odwoził“ tata, pomógł się jej wprowadzić do mieszkania a wracając, na londyńskim lotnisku poznał rodziców Ani, która niedawno zdała międzynarodową maturę w Oxfordzie. Wymienili się telefonami.

- Natalia wydzwaniała do mnie i nie dawała za wygraną a ja nie chciałam odbierać telefonu i zajmować się nieznaną mi dziewczynką - śmieje się Ania. W końcu jednak umówiły się na kawę i w rezultacie zamieszkały razem. Poszły na studia do tej samej szkoły - University of the Arts, gdzie w należących do tej placówki szkołach London College of Fashion i Central St. Martin`s nauczyły się projektowania.

Do brytyjskiej metropolii nie zamierzają wracać: - Londyn jest dobry na weekend. Ale nie na dłużej - tam człowiek czuje się jak nic nie znacząca mrówka w wielkim mieście. Trudno znaleźć swoje miejsce - mówi Ania. - Nigdy nie mogłyśmy się tam do końca zaaklimatyzować - dodaje Natalia. - I nigdy nie udało by się nam tam wypromować marki i założyć własnego butiku. W Warszawie są większe możliwości i pole do popisu. Mieszkając w Londynie, zawsze tęskniłyśmy za tym miastem i kombinowałyśmy, jak tu wrócić choćby na weekend. Tutaj jest też nam łatwiej pod względem finansowym - możemy sobie na znacznie więcej pozwolić.Ważni też byli dla nas zostawieni tu przyjaciele - w Londynie trudno nam było z kimś się zaprzyjaźnić. Tam miałyśmy tylko siebie.

Nici droższe niż życie

Po szkole oczekiwały więcej. Tymczasem okazało się, że przygotowuje przede wszystkim pod kątem projektowania dla marek sieciowych - w tym nawet działów odzieżowych hipermarketów Tesco - a nie samodzielnej kariery. Wydział projektowania kończy rocznie ponad sto bardzo zdolnych osób. - W szkole nie było łatwo - stwierdza Natalia. Nauczyciele uświadomili nam, że musimy stawiać sobie poprzeczki na miarę realnych możliwości, że niekoniecznie staniemy się drugą Vivienne Westwood.W szkole panowała ogromna rywalizacja wśród studentów. - Każdy pracował w skrytości przed innymi i obawie, że ktoś mógłby podejrzeć projekty. Wszyscy traktowali siebie nawzajem jak potencjalnych wrogów - wspomina Ania.

Każdy starał się też zwrócić na siebie uwagę, niekiedy bardzo usilnie. Na zajęciach obok Natalii siadał chłopak w dżinsowej minispódniczce z jednym okiem pociągniętym mocnym kabaretowym makijażem. W tych zabiegach było mniej kreacji a więcej wystudiowanego pozerstwa i pretensji.

Natalia zaliczyła staż u znanego projektanta Jonathana Sandersa, który wykorzystywał swoją darmową pracownicę, jak mógł: - Wspominam to jako jeden z gorszych okresów szkolnych. Ten skądinąd miły Szkot - którego angielski trudno było zrozumieć - chciał, bym pracowała dwadzieścia godzin dziennie w nieogrzewanej pracowni. Kiedyś musiałam z duszą na ramieniu pojechać do niebezpiecznej dziesiątej zony po nici, które tam były najtańsze. Wysiadając z autobusu chciało mi się płakać.

Bezcenne nauki Arkadiusa

Ania trafiła do butiku Arkadiusa. Aby u niego pracować na pewien czas rzuciła szkołę. Polski projektant był wówczas na ustach wszystkich, nagradzany i hołubiony przez prasę. - Praca u niego otworzyła mi oczy na świat mody. Pokazała co robić a czego unikać w przyszłej pracy projektanta - Ania mówi to zdecydowanym tonem. Dziś Arkadius najprawdopodobniej przebywa w Indiach w którymś z buddyjskich klasztorów.

Pierwsza do Polski wróciła Natalia. Otworzyła pracownię na Marszałkowskiej. Tęskniła za Anią i ściągnęła ją do Warszawy, by zrealizować marzenie, jakie miały na studiach - o swoim butiku. Klientki, które u nich kupują, są w różnym wieku. To, czym się zajmują, pozostaje dla dziewczyn niewiadomą, nie interesuje ich to. Sprzedają się różne projekty, nawet sukienki w cenie 3500 zł.

Nie osiągnęłybyśmy niczego bez finansowego wsparcia naszych rodziców, za co jesteśmy ogromnie wdzięczne - przyznaje Ania. - Teraz pracujemy na własny rachunek.

GDZIE ZNAJDZIEMY ODZIEŻ POLSKICH PROJEKTANTÓW

* Eklekta de Lux w jednym z fabrycznych pawilonów przy ul. Racławickiej oferuje ubrania m.in. Violi Śpiechowicz, Gosi Baczyńskiej, Agi Maciejak i Ani Dzieżewskiej. Prowadzi go projektantka z Sopotu, Kasia Piątek.

  • Marta Ruta prowadzi swoją pracownię nakryć głowy i sklep przy ul. Czerwonego Krzyża 2 (wejście od ul. Solec). Projektuje oryginalne kepelusze, czapki, toczki i furażerki, także w klimacie retro, ale zawsze ze współczesnym akcentem.

  • Ania Kuczyńska ma swój sklep na ul. Solec 85. Studiowała w Rzymie i Paryżu. Projektuje proste modernistyczne stroje o wysublimowanych połączeniach materiałów, z jedwabiu, bawełny, kaszmiru.

Jesteś zainteresowana zdrowiem, urodą i modą? Czytaj więcej artykułów na uroda.zyciewarszawy.pl

uroda.zyciewarszawy.pl

Najczęściej czytane