Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Klon i dąb pod topór nie zawsze bez zezwolenia

Renata Krupa Dąbrowska 30-01-2017, ostatnia aktualizacja 30-01-2017 10:46

Przepisy o wycince drzew budzą wątpliwości.

Nadal nie wiadomo, ile trzeba zapłacić za wycięcie drzewa.
autor: Rafał Guz
źródło: Rzeczpospolita
Nadal nie wiadomo, ile trzeba zapłacić za wycięcie drzewa.

Od stycznia zmieniły się zasady wycinki drzew i krzewów. Pozbywając się dębu czy topoli na prywatnej posesji, nie trzeba mieć zezwolenia wójta czy burmistrza.

W praktyce z nowymi zasadami jest wiele problemów. Inwestorzy i urzędy nie zawsze wiedzą, kto musi się ubiegać o zezwolenie i jak wysokie są opłaty za wycięcie drzewa.

Kiedy bez biurokracji

Zmiany w wycince wprowadziła nowelizacja ustawy o ochronie przyrody.

Przepisy przewidują, że właściciele prywatnych posesji są zwolnieni z obowiązku uzyskania w urzędzie gminy (miasta) zgody na wycinkę drzew, jeżeli nie jest ona związana z działalnością gospodarczą.

– To bardzo dobra zmiana – cieszy się Dariusz Śmierzyński, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Ruda w Warszawie. – W wypadku prywatnych posesji, w tym spółdzielczych, ubieganie się o zezwolenie było zbędną biurokratyczną formalnością. Teraz jej unikniemy – dodaje.

Okazuje się jednak, że wcale tak nie jest w praktyce.

– Choć przepisy nie mówią tego wprost, to zarówno spółdzielnie, jak i wspólnoty mieszkaniowe nadal powinny się ubiegać o zezwolenie i płacić z tego tytułu opłaty, jak to miało miejsce przed 1 stycznia – tłumaczy Ewa Olszowska-Dej, dyrektor Wydziału Kształtowania Środowiska w Urzędzie Miasta w Krakowie.

Podobnie uważają urzędnicy we Wrocławiu, Białymstoku, Lublinie i Olsztynie. – W 2017 r. spółdzielnie występowały do nas z wnioskiem o  wydanie zezwolenia, tego typu postępowania są w toku – wyjaśnił Patryk Pulikowski z Urzędu Miasta Olsztyn.

Pod oborę i dom

Problem z ustaleniem, czy zezwolenie jest potrzebne czy nie, mają również rolnicy.

– Z definicji działalności gospodarczej w ustawie o swobodzie działalności gospodarczej wynika, że działalność rolnicza jest działalnością gospodarczą – tłumaczy Ewa Olszowska-Dej. – Za każdym razem oceniamy, czy drzewo lub krzew są usuwane na cele niezwiązane z prowadzeniem działalności rolniczej czy nie. W pierwszym wypadku rolnik korzysta ze zwolnienia z obowiązku uzyskania zezwolenia, w drugim – już nie – podkreśla.

Ale nowe przepisy zwolniły rolników z obowiązku uzyskiwania zezwolenia, gdy wycinka jest związana z przywróceniem gruntów do produkcji rolnej.

W wypadku tego zwolnienia również pojawiły się wątpliwości. Nie wiadomo bowiem, czy na tej podstawie rolnik może usuwać wszystkie drzewa i krzewy z nieruchomości rolnej, jeżeli jest ona nieużytkiem.

Według Ministerstwa Środowiska rolnik może usunąć każde drzewo czy krzew z gruntu rolnego w celu prowadzenia upraw rolnych. Nie ma przy tym znaczenia położenie drzewa czy krzewu na terenie nieruchomości, gatunek oraz wymiary.

Uwaga na parki krajobrazowe

Wiele osób również nie wie, że osoby, które mieszkają na terenie parków krajobrazowych, nie zawsze będą zwolnione z obowiązku uzyskania zezwolenia na wycinkę drzew.

– Chodzi o przypadki, kiedy drzewo należy do zadrzewienia śródpolnego, przydrożnego albo nadwodnego, znajdującego się w parku krajobrazowym albo na obszarze chronionego krajobrazu, w których obowiązuje zakaz usuwania takich zadrzewień. W takim wypadku nie może być ono usunięte – tłumaczy dyrektor Olszowska-Dej.

Dotyczy to nie tylko rolników, ale wszystkich osób mieszkających na tego typu terenach. Nie ma przy tym znaczenia, czy wycinka ma charakter prywatny, czy też jest związana z działalnością gospodarczą.

Co z opłatą za wycinkę drzewa

Dużo problemów przysparza też ustalenie wysokości opłat za wycinkę. Nadal bowiem obowiązują one w wypadku podmiotów, które muszą mieć zezwolenie na usunięcie drzewa lub krzewu.

– Nowe przepisy przewidują, że maksymalna stawka opłaty ma wynieść 500 zł za każdy centymetr drzewa – uważa dyrektor Dej-Olszowska.

To bardzo dużo. Opłata za drzewo o obwodzie metra wyniesie więc 50 tys. zł.

Tymczasem wielu inwestorów uważa, że przepisy mówią, iż opłata wynosi maksymalnie 500 zł. I kiedy przychodzą do urzędu, są rozczarowani, że tak nie jest. Do tego stopnia budziło to rozgoryczenie, że minister środowiska przygotował interpretację przepisów. Przesądza ona, że stawkę 500 zł mnoży się przez każdy centymetr drzewa.

Będą niższe stawki

Nowe przepisy ustawy o ochronie przyrody przewidują, że po 1 stycznia rady gmin (miast) mogą ustalać niższe stawki aniżeli te wynikające z ustawy o ochronie przyrody. Nie mają jednak takiego obowiązku. Zależy to więc od ich dobrej woli.

W praktyce miasta postępują różnie. Włodarze Krakowa nie planują podjęcia uchwały w sprawie niższych stawek. Inne plany mają z kolei radni w Białymstoku.

– Urząd Miejski zmierza do podjęcia uchwały przez Radę Miasta ustalającej nowe, niższe niż w ustawie, stawki opłat za usuwanie drzew i krzewów. Jesteśmy na wstępnym etapie prac. Obecnie trwają analizy potencjalnych rozwiązań – przyznaje Anna Kowalska z Urzędu Miasta w Białymstoku.

Wciąż jednak wiele miast i gmin zastanawia się, czy obniżać stawki za wycinkę czy nie. Od wejścia w życie nowych przepisów upłynęło bowiem niewiele czasu. Poza tym opłaty z tego tytułu stanowią spory zastrzyk pieniędzy.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: r.krupa@rp.pl

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane