DRUKUJ

Szef ABW i kłopoty jego brata

mk, Cezary Gmyz 28-01-2008, ostatnia aktualizacja 21-02-2008 09:31

Czy prokurator apelacyjny z Białegostoku został zwolniony, bo za bardzo interesował się pewnym śledztwem z połowy lat 90.? W gigantycznej aferze przemytniczej postawiono wówczas zarzuty bratu obecnego szefa ABW - napisała "Rzeczpospolita".

autor: Kamiński Jakub
źródło: Fotorzepa

Sprawa do złudzenia przypomina słynną aferę „Żelazo” z czasów PRL. Złoto było przemycane z Belgii na Białoruś i do obwodu kaliningradzkiego za pośrednictwem spółki Sandra, której współwłaścicielem był Marek B., brat obecnego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka.

Zdaniem naszych informatorów operacja taka nie byłaby możliwa bez wsparcia służb specjalnych. W połowie lat 90., gdy szmuglowano złoto – w sumie ok. 700 kg – Krzysztof Bondaryk stał na czele białostockiego Urzędu Ochrony Państwa. Źródła „Rz” twierdzą, że to właśnie on oraz adwokat jego brata mecenas Władysław H. stoją za niespodziewaną dymisją najlepszego w kraju prokuratora apelacyjnego Sławomira Luksa, który nadzorował śledztwo w sprawie afery przemytniczej. Władysław H. temu zaprzecza.

Operacja przemytników trwałaby dłużej, gdyby nie to, że pojawienie się tak gigantycznych ilości złota zachwiało rynkiem tego kruszcu w obwodzie kaliningradzkim. Rosyjskie służby specjalne kanałami dyplomatycznymi poprosiły polskie organa ścigania o pomoc prawną i dostarczenie informacji na temat firmy Sandra. Zapytanie trafiło na biurko bliskiego współpracownika Krzysztofa Bondaryka, nadinspektora policji Andrzeja Bruzgi. – Pismom nie nadano biegu. Wyszło to na jaw przy okazji wewnętrznej kontroli – mówi b. komendant policji w Białymstoku Jan Kulesz. Z tego powodu przeciwko Bruzdze w Olsztynie toczy się sprawa karna o niedopełnienie obowiązków.

Po kontroli w komendzie wszczęto śledztwo. W 1995 r. zatrzymano Marka B. oraz jego wspólnika w firmie Sandra Andrzeja T. Bratu szefa ABW postawiono zarzuty m.in. nabycia złota pochodzącego z czynu zabronionego i zaniżenia przychodu firmy, w rezultacie czego naraził państwo na straty w wysokości 397 tysięcy złotych.

„Rz” dowiedziała się, że prokurator krajowy Marek Staszak planował pozostawienie Sławomira Luksa na stanowisku. Wybierał się nawet do niego z wizytacją, kiedy od jednego ze współpracowników dowiedział się, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski podjął decyzję o odwołaniu Luksa.

Prokurator krajowy nie chciał mówić o kulisach tej dymisji. – Polityka personalna nie powinna być przedmiotem zainteresowania mediów – mówi „Rz”. Naszym informacjom zaprzecza minister sprawiedliwości. – Zapewniam, że sprawa odwołania białostockiego prokuratora apelacyjnego była konsultowana z panem prokuratorem Staszakiem – mówi „Rzeczpospolita” Zbigniew Ćwiąkalski. Dodaje, że w sprawie odwołania Luksa Bondaryk u niego nie interweniował.

Ciekawe, że Luks jest jedynym prokuratorem apelacyjnym, który został powołany na stanowisko za rządów SLD, a nie przez Zbigniewa Ziobrę. W czasie rządów PiS lokalni politycy tej partii próbowali nawet doprowadzić do jego odwołania. Usunięty został dopiero po przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską.

Szef ABW Krzysztof Bondaryk na pytania dotyczące brata oraz interwencji w sprawie Luksa przysłał nam oświadczenie zamieszczone na stronach internetowych premiera. Napisano w nim, że „Krzysztof Bondaryk daje pełną rękojmię zachowania tajemnicy państwowej, jak również spełnia kryteria dopuszczenia do tajemnic NATO, oraz że nie ma wobec niego żadnych zastrzeżeń co do jego rzetelności i uczciwości”.

Sam Luks nie chciał komentować sprawy dla „Rzeczpospolita”.

Następcą prokuratora Luksa został Andrzej Tańcula, współpracownik Władysława H., adwokata broniącego brata szefa ABW.

"Rzeczpospolita"