Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Cienka granica terroru

Katarzyna Płachta 15-01-2019, ostatnia aktualizacja 15-01-2019 11:57

Mamy do czynienia z indywidualnym terrorystą, który uznał się za bojownika „sprawy", mściciela – ocenia Michał Komar, profesor Collegium Civitas.

źródło: materiały prasowe

Czy atak na Pawła Adamowicza to był akt terrorystyczny?

Był to akt kryminalny o charakterze terrorystycznym – akt terroryzmu indywidualnego. Przy czym trzeba tu oddzielić dwie sprawy: przyczyny ataku i jego bezpośrednie pobudki. Głęboko ukryte przyczyny, które kierowały zamachowcem, wcale nie musiały być do końca przez niego uświadomione. Ten młody człowiek był już wcześniej skazany za napady na banki z bronią w ręku. Podobno tłumaczył wtedy, że nie potrafi zarobić na życie w inny sposób. nie umie znaleźć sobie miejsca w społeczeństwie. Ale nie usprawiedliwiam go...

...tylko?

Zostawiam ten przypadek psychologom, psychiatrom czy socjologom, którzy powinni dyskutować nad problemami niemożności odnalezienia się niektórych w społeczeństwie, nad gniewem i wściekłością, które ogarnęły tego mężczyznę w związku z niepowodzeniami życiowymi.

Wspomniał pan o pobudkach tej zbrodni.

Te przedstawił sam sprawca. Był uzbrojony, miał – jak czytam – sztylet schowany w plecaku, prawdopodobnie był też wyposażony w kartę wejścia na imprezę zamkniętą. Wygłosił orędzie do narodu, do gigantycznej widowni telewizyjno-internetowej, objaśniając swoje działanie: prezydent Adamowicz miał umrzeć, ponieważ reprezentował Platformę Obywatelską, która wcześniej torturowała sprawcę w więzieniu. Mamy zatem do czynienia z indywidualnym terrorystą, który uznał się za bojownika „sprawy", mściciela. Postanowił, tak jak wielu jego poprzedników, wymierzyć samodzielnie sprawiedliwość, atakując osobę, która reprezentuje znienawidzone przezeń ugrupowanie polityczne.

A sprawca aktu terroru nie musi być związany z jakąś organizacją, być nośnikiem jakiejś idei?

Nie, przypomnę na przykład Leo Czolgosza. Był polskim imigrantem w Stanach Zjednoczonych, który, owszem, czytał z zapałem literaturę anarchistyczną, ale nie był związany z jakąkolwiek konspiracją. I on także postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość amerykańskiemu prezydentowi Williamowi McKinleyowi. Inny przykład to Antoni Berezowski, który w 1867 roku próbował zabić cara Aleksandra II w czasie jego wizyty w Paryżu – w odwecie za represje, które dotknęły uczestników powstania styczniowego.

To terroryzm polityczny czy po prostu terror ze strony zwykłych kryminalistów?

Granica między terroryzmem politycznym a terroryzmem kryminalnym jest bardzo cienka. Historia zna przykłady zwykłych kryminalistów, którzy stawali się potem bohaterami walk narodowowyzwoleńczych. A jednocześnie ta sama historia zna przypadki, kiedy bohaterowie kierujący się zrazu najczystszymi pobudkami kończyli jako zwykli bandyci.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane