DRUKUJ

By walczyć, nie musisz nic słyszeć

Marcin Flint 30-07-2009, ostatnia aktualizacja 13-08-2009 21:01

Czasem życiowe tragedie mają zaskakujące konsekwencje. Tak było w przypadku „Pjusa”, rapera ze stołecznej formacji 2cztery7, który pochylił się nad losem powstańczego Plutonu Głuchoniemych. Wcześniej sam stracił słuch.

„Pjus” w koszulce z napisem „Jestem dumny, że jestem z Warszawy. To Niezwyciężone miasto”
źródło: materiały prasowe
„Pjus” w koszulce z napisem „Jestem dumny, że jestem z Warszawy. To Niezwyciężone miasto”

I teraz bieg przez spalony dom/cisza, choć serce bije głośniej od bomb/chwila na oddech w jakiejś piwnicy/popraw opaskę i zacznij liczyć/na trzy wypadamy od razu pod odstrzał/późniejszy upadek będę czuł w kościach – recytuje Karol „Pjus” Nowakowski. W nagranym właśnie utworze „Głośniej od bomb” postanowił wejść w buty powstańca walczącego w 1944 r. w Plutonie Głuchoniemych.

Życie po głuchocie

Kiedy historyk Stanisław Maliszewski mówi o tej formacji, nie waha się użyć określenia „ewenement na skalę światową”. Okupującym Warszawę Niemcom nie mieściło się w głowach, że niepełnosprawny, oznaczony opaską z napisem „taubstumm”, może brać udział w konspiracji. Poświęcony głuchoniemym patriotom, zrealizowany przez Katarzynę Rimpler film „Eksplozja ciszy” zaczyna się od wypowiedzi zaczepionych na placu Trzech Krzyży warszawiaków. Trudno im sobie taką sytuację wyobrazić. „Pjus” nie miał takiego problemu. W 2004 r. wykryto u niego nowotwór, który słuchu miał go pozbawić w zupełności. Dzięki najnowszym osiągnięciom medycyny żyje. I słyszy. Mniej więcej. Jak mówi, w 80 procentach.

– Gdyby komórki słuchowe przedstawić w formie obrazu, u zdrowego człowieka byłyby to tysiące drobnych punktów. U mnie jest to 14 dużych kwadratów – wyjaśnia.

Każdy kwadrat to wszczepiona wewnątrz czaszki elektroda. Specjalna aparatura zmienia dźwięk na wysłany do mózgu impuls elektryczny. Karol jest chodzącym eksperymentem – jak mówi – jedynym człowiekiem na świecie ze sztucznym narządem słuchu. Określa się też mianem „milowego kroku w stronę cyborgizacji człowieka”.

Brzmi to dowcipnie, ale przez długie miesiące wcale nie było mu do śmiechu.

Przeszedł przez piekło, niepewny jutra, krojony na operacyjnym stole. Na ręce ma wytatuowany napis „life after deaf” („życie po głuchocie”). Wykryty na kręgosłupie guz zaczął się rozrastać, a specjaliści odwlekali w nieskończoność decyzję o operacji. Przez pewien czas do problemów ze słuchem doszły dodatkowe, z chodzeniem.

Teraz „Pjus” wspomina te chwile ze stoickim spokojem. Porównuje się nawet do Marka Zupana, znanego za sprawą dokumentu „Murderball – gra o życie”. Potwornie okaleczony po wypadku Zupan realizuje się, grając w rugby na wózku. Pytany o to, czy chciałby cofnąć czas, zaprzecza. A to dlatego, że jego hedonistyczne życie zwróciło się wówczas w kierunku nowych sytuacji, doświadczeń i przyjaźni.

Odwaga i instynkt

Gdyby nie choroba, Karol nie dojrzałby tak szybko i nie zrezygnował z życia chwilą. Na pewno też nie zainteresowałby się losami Plutonu Głuchoniemych. A te są ciekawe. „Rodowód oddziału głuchoniemych żołnierzy AK sięga 1942 r., kiedy to przy Instytucie Głuchoniemych i Ociemniałych Wiesław Jabłoński „Łuszczyc”, instruktor wychowania fizycznego, założył konspiracyjną komórkę. On też przyczynił się do utworzenia liczącego ponad trzydziestu ludzi plutonu nr 1107, w którego skład wchodzili wychowankowie Instytutu przy pl. Trzech Krzyży” – czytamy w wydawnictwie Muzeum Powstania Warszawskiego pt. „Poległym chwała, wolność żywym.

Oddziały walczącej Warszawy”. Dzięki długoletnim ćwiczeniom, obejmującym nawet szkolenia z taktyki walki i obsługę broni, głuchoniemi byli doskonale przygotowani. I umotywowani – nie trzeba ich było przekonywać, że wolni będą mieć tak samo dobrze jak słyszący. Działalność plutonu, włączonego potem do 3. Kompanii „Reda” Batalionu „Miłosz”, nie ograniczała się wbrew pozorom do obrony instytutu, organizacji zaopatrzenia, pomocy przy rannych, grzebaniu zmarłych i gaszeniu pożarów. Niepełnosprawność nie przeszkadzała w walce. Niezbędne było oczywiście towarzystwo słyszących – choćby po to, by zwrócić uwagę na lecące bomby.

Wspominają oni, że niesłyszących deprymującego świstu kul i ryku moździerzy cechowała niezwykła odwaga i wyjątkowy instynkt. Ograniczał za to deficyt środków do prowadzenia walki. „Zostaliśmy wcieleni do kompanii, która posiada tylko trzy karabiny, kilka krótkich pistoletów, granaty i butelki z benzyną. Przykro nam było, że nie dostaliśmy broni, ale w pierwszych dniach Powstania wszędzie jej brakowało” – głosi przedstawiona przez kronikarza koła Polskiego Związku Głuchoniemych Włodzimierza Śmiecińskiego relacja uczestników: Janusza Bedyńskiego i Jerzego Obryckiego.

„Pjus” oddaje emocje towarzyszące zdobywaniu Gimnazjum im. Królowej Jadwigi i budynku YMCA (co ciekawe, szturm nie zakończyłby się sukcesem, gdyby nie Niemcy, po tym jak do celów pogrzebowych zdjęli z dachu sztandar ze swastyką, umocnienia zniszczyła zrzucona przez faszystów bomba).

Swoje „Głośniej od bomb” kreśli plastycznie i przekonująco, ze zrozumieniem walczących i wyraźnym uczuciem do Warszawy. Urodzony we Wrocławiu, przyjechał tu jako jedenastolatek i szybko w miasto wrósł. Do tej pory zresztą wykonuje i sprzedaje koszulki zdobione specyficznymi hasłami. Jedno z nich: „I’m proud to be from Warsaw. Invincible city” (Jestem dumny, że jestem z Warszawy. Niezwyciężone miasto).

Wyjaśnia, iż patriotyzmu lokalnego nauczył go hip-hop i ruch kibicowski. Zobaczył, jak kibice idą porządkować groby powstańcze – nie z przymusu, a z potrzeby duszy. Powątpiewanie w sens Powstania zrzuca na karb propagandy stalinowskiej. Pomysł na utwór o Powstaniu nosił zaś w sobie aż trzy lata.

Gdy przejeżdżał w tym roku przez plac Trzech Krzyży, pomyślał o wojnie. Jak donosi napisany przez Jerzego S. Majewskiego i Tomasza Urzykowskiego „Przewodnik po powstańczej Warszawie”, znaki po kulach wciąż są widoczne „tu i ówdzie, na elewacjach luksusowych, przedwojennych kamienic przy Konopnickiej i Frascati”. Karol spojrzał na budynek Instytutu Głuchoniemych, wiedział, o czym napisze utwór.

Chodzi o walkę

Nie chciał rapować, bo patrzy przecież z perspektywy powstańca i mogłoby się to wydawać nieadekwatne. Dlatego recytuje, a po rap sięga dopiero przy okazji trzeciej zwrotki, gdzie jest miejsce na własny osąd i emocje. Oszczędna warstwa muzyczna kojarzy się raczej z motywami ilustracyjnymi niż hiphopowymi produkcjami. Dzięki temu słuchaczowi łatwiej wczuć się w narrację.

„Głośniej od bomb” może odstawać na tle reszty zapowiedzianego na październik krążka. Karol dobierał podkłady oparte na bardzo mocnej perkusji – takie lubi i między takimi najłatwiej mu się odnaleźć. Niemniej treść będzie ze sobą wzorowo korespondować. Niezależnie od tego, czy mówi o Plutonie Głuchoniemych, czy prezentuje swój światopogląd, czy wreszcie wspomina traumatyczne przeżycia, które uczyniły go jednym z najstarszych 27-latków na świecie – chodzi mu o jedno. O walkę.

Niesłyszący powstańcy wygrali z losem – swą walkę zaczęli od budowy barykad, kiedy byli wystawieni na ataki snajperów niemieckich, ale żaden z nich nie zginął podczas Powstania Warszawskiego ani w obozie jenieckim w Sant Bostel. Kiedy tylko mogli, wrócili na plac Trzech Krzyży, by służyć krajowi.

Karol Nowakowski wygrał z rozpaczą, rezygnacją i własnym ciałem. Ale woli pisać o bohaterstwie innych.

Życie Warszawy