DRUKUJ

Czekając na wojnę

Rafał Jabłoński 06-08-2009, ostatnia aktualizacja 20-08-2009 21:18

Latem 1939 roku niewielu warszawiaków spodziewało się wojny. Dopiero 6 sierpnia poinformowano o przygotowaniach miasta do obrony. Pierwsze boje stoczono z paskarzami windującymi ceny i ukrywającymi towary.

* Ostatnia  defilada  w Warszawie  – 3 maja  1939 r.  W sierpniu wojsko zajmowało się już okopami
źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
* Ostatnia defilada w Warszawie – 3 maja 1939 r. W sierpniu wojsko zajmowało się już okopami
*Fragment strony  „Kuriera Warszawskiego”  z 27 sierpnia. Lista paskarzy była znacznie dłuższa.  Według współczesnych relacji zarekwirowane zapasy przekazywano organizacjom społecznym
źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
*Fragment strony „Kuriera Warszawskiego” z 27 sierpnia. Lista paskarzy była znacznie dłuższa. Według współczesnych relacji zarekwirowane zapasy przekazywano organizacjom społecznym
*Kopanie  rowów obok  I Komisariatu Policji. Zygzak miał służyć osłabieniu fali uderzeniowej przy upadku bomby. Bierna obrona przeciwlotnicza oparta była na doświadczeniach hiszpańskiej wojny domowej
źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
*Kopanie rowów obok I Komisariatu Policji. Zygzak miał służyć osłabieniu fali uderzeniowej przy upadku bomby. Bierna obrona przeciwlotnicza oparta była na doświadczeniach hiszpańskiej wojny domowej

"Od Tatr do Bałtyku wody wszyscy chwalą PINGWIN lody“ – takie slogany kusiły w reklamach na łamach stołecznych dzienników. Lato tamtego roku było niezwykle upalne. Ludzie kąpali się w płytkiej Wiśle; wyschły jej stołeczne rozlewiska. Zachęcony tym widokiem dziennikarz „Kuriera Porannego“ pisał o potrzebie „kasowania glinianek warszawskich“ i przekonywał, ile to pięknych terenów możemy zyskać.

Ta sama gazeta dowodziła na początku miesiąca, że „Niemcy boją się wojny na dwa fronty“, a propaganda hitlerowska ma kłopoty i dlatego nastąpiły „Czarne dni min. Goebbelsa“. Wątpliwym, by nie powiedzieć upiornym, wizjonerstwem popisał się 2 sierpnia redaktor zamieszczający w dodatku kulturalnym tejże gazety, w tzw. galerii malarstwa polskiego fotografię obrazu Ferdynanda Ruszczyca „Uchodźcy“.

Paskarze do Berezy

Sytuacja ekonomiczna warszawiaków była stabilna. Do połowy sierpnia. Wtedy pojawiły się pierwsze obawy o stan zapasów. Pamiętając kłopoty z lat 1914 – 1918, zaczęto wykupywać proste produkty żywnościowe i materiały służące do oświetlenia domów – świece, naftę, zapałki. W ostatnim tygodniu sierpnia trzykrotnie wzrosła sprzedaż cukru, sięgając 500 ton dziennie.

Zapasy robili nie tylko zwykli ludzie, ale i sklepikarze, przygotowując towar na lepsze dni, czyli czasy niedoboru, gdy będzie można sprzedać go po mocno zawyżonych cenach. Z problemem tym miasto nie poradziło sobie już do końca wojny – lichwiarze najlepsze interesy robili na żywności. Na dwa tygodnie przed wybuchem władza usiłowała ukrócić ten proceder metodami administracyjnymi. Sklepikarzy wysyłano do Berezy Kartuskiej – sanacyjnego obozu dla przeciwników politycznych, przestępców gospodarczych, a nawet recydywistów.

Gazety donosiły: „Zostali odesłani do miejsca odosobnienia w Berezie: Bengard Mendel właściciel sklepu przy Wspólnej 5 (...) Hochgelenter Dawid z Nowolipek 5“. Pierwszy ukrywał cukier, drugi wystawił wygórowane ceny na produkty spożywcze. Następnego dnia, jak podał „Kurier Warszawski“, dołączył do nich Hersz Manheimer z Nowolipek 51, który magazynował żywność, i Jan Płaska z Grójeckiej, rzeźnik odmawiający sprzedaży posiadanej słoniny. Restrykcje miały stworzyć wrażenie, że w trudnej chwili państwo dba o sprawiedliwość społeczną. Jak wynikało z relacji ówczesnych warszawiaków, ocena takich występków i metod zapobiegawczych nie była jednoznaczna. Ci, którzy chcieli melinować towar, i tak to robili, pod różnymi pozorami zamykając sklepy.

Pod koniec miesiąca sytuacja ekonomiczna zaczęła być napięta. 26 sierpnia „Kurier Poranny“ doniósł o zastępowaniu od tego dnia srebrnych monet – banknotami dziesięcio-, pięcio- i dwuzłotowymi. Podano też, że mają pojawić się też pieniądze stalowe.

Gazowy straszak

Dziś wiemy, że podczas II wojny światowej nikt nie użył gazów bojowych na polu walki. Tymczasem mieszkańcy stolicy spodziewali się ich. Starsi pamiętali, ile ofiar pociągnęły za sobą ataki z użyciem tego rodzaju broni dokonane w pobliżu Warszawy nad Rawką w 1915 roku. Dlaczego w kolejnej wojnie miałoby ich nie być?

Dobrej jakości gumowe maski z okularami były niedostępne dla zwykłych ludzi, oferowano więc zastępcze. W aptekach sprzedawano je po 4 zł 50 gr. Próbowano też szyć (!) prowizoryczne osłony. 35 dziewcząt z koła Młodych OZN przeszło szkolenie ich wytwarzania na kursie w Al. Ujazdowskich 20. Docierały informacje o nowych, bardzo agresywnych związkach chemicznych. Obawiano się skażenia nimi żywności. Jak się przed tym bronić? Według „Kuriera Porannego“ – niszczyć żywność!

Za łopaty!

W sierpniu stolica chciała żyć zwykłymi sprawami. W Muzeum Narodowym zorganizowano wystawę projektów pomnika marszałka Piłsudskiego. Podano też, że na Polu Mokotowskim obok Świątyni Opatrzności (miała powstać tam, gdzie dziś jest pub Lolek) znajdzie się „Pole Chwały“.

Nie sprecyzowano jednak, czy to byłby teren defilad, uroczystych zmian wart, czy też symboliczny cmentarz bohaterów. Informowano za to o systemie ogrzewania budowanego właśnie Dworca Głównego, potrzebie rozbudowy portu na Saskiej Kępie (dziś – rzecznego na Pradze) i decentralizacji ustroju Warszawy. Miały powstać rady dzielnicowe, lepiej administrujące w terenie. Twierdzono także, że policja drogowa powinna dysponować motocyklami, bo jest już za dużo samochodów; zdarza się, że kierowcy uciekają przed kontrolą. Po tygodniu triumfalnie doniesiono, iż dostała – 50 motorów.

6 sierpnia gazety doniosły o przeprowadzonej wcześniej „rewizji palności strychów“ i cytowały wojewodę Jaroszewicza (który na wypadek wojny był komisarzem rządu na Warszawę) twierdzącego, że: „zarządzeń co do masowej budowy schronów nie ma“.

Jednak po kilkunastu dniach „Kurwar“ podał, iż 24 sierpnia „pomiędzy godz. 15 a 16 odbędzie się w Warszawie próba syreny alarmowej“. Już piąta w ciągu roku.

Dwa dni później zaczęto kopać rowy przeciwlotnicze. Tysiące robotników Zarządu Miasta wspartych przez 4,5 tysiąca ochotników w krótkim czasie wykonało ich 20 kilometrów. Po dwóch dniach podano informację o kolejnych rowach, powstałych w 64 punktach stolicy, w tym na placach: Bankowym, Weteranów (na Pradze przy kościele św. Floriana) oraz Słonecznym (na Żoliborzu).

„Kurier Poranny“ grzmiał o „renesansie misji dziejowej Polski“, a wojewoda Jaroszewicz wydał zakaz fotografowania ze statków żeglugi rzecznej podczas podróży spacerowych. Czytelnicy dowiedzieli się też, co należy uczynić w przypadku ataku lotniczego – zakładać maski i nie palić ognia ani papierosów; szczególnie nocą.

Miasto desperacko szukało normalności. W kinie Palladium grali amerykańskie „Zeznanie szpiega“, w Atlantiku – „Wielki walc“, zaś do kina Napoleon wchodził właśnie „Szyfr 413“.

31 sierpnia warszawiacy dowiedzieli się o odwołaniu pociągów dalekobieżnych. Niektóre jeszcze jeździły, ale trzeba było mieć na nie specjalne zezwolenia wydawane w szczególnych przypadkach przez lokalną administrację. Ostrzegano też przed nadmiernym gadulstwem telefonicznym. „Należy ograniczyć rozmowy“, gdyż linie mogą być zbyt przeciążone i trzeba będzie wyłączyć sieć.

Z 31 sierpnia na 1 września w nocnych redakcjach gazet przygotowywano nowe wydania. „Kurier Poranny“ był w kioskach wraz ze świtem. Donosił o „Chaosie i anarchii w Gdańsku“ oraz o kopaniu kolejnych rowów. Około godz. 6, jak napisał w swym pamiętniku płk. Stefan Rowecki, stolica przeżyła pierwszy nalot.

Dodaj swoją opinię lub napisz na czytelnik@zw.com.pl.

Życie Warszawy