Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Marcin Michalski, Maciej Wasilewski, "81:1. Opowieści z Wysp Owczych" ****

Maciej Robert 05-05-2011, ostatnia aktualizacja 05-05-2011 18:17

Wyspy Owcze to miejsce, które – w świadomości wielu Europejczyków (nie mówiąc o mieszkańcach innych części globu) – nie istnieje. Autorzy reporterskiej książki „81:1” udowadniają, że Faroje nie tylko istnieją, ale są miejscem wyjątkowo intrygującym.

"81:1. Opowieści z Wysp Owczych"
źródło: materiały prasowe
"81:1. Opowieści z Wysp Owczych"

Jak to możliwe, że prestiżowe „National Geographic” uznało Wyspy Owcze za jeden z najpiękniejszych archipelagów na świecie, a jednocześnie mało kto wie, gdzie te przeklęte Faroje leżą?

Z Wyspami Owczymi jest trochę jak z Londynem w słynnej scenie z „Misia” Stanisława Barei, w której pracownica poczty zaprzeczała istnieniu angielskiej stolicy –  „Londyn? Nie ma takiego miasta. Jest Lądek, Lądek Zdrój – ale Londyn?”. Brak wiedzy o Wyspach Owczych niekoniecznie jest śmieszną sytuacją. Przekonała się o tym Farerka (mieszkanka Wysp Owczych), która podczas pobytu w Hiszpanii zgubiła paszport, zaś miejscowy policjant nie chciał dać wiary zmyślonej (jego zdaniem) narodowości. Nie mógł bowiem uwierzyć w istnienie Wysp Owczych. Skoro na mapie Europy ich nie ma...

Rzeczywiście – trzeba się sporo natrudzić, by na politycznej mapie Europy (koniecznie musi być bardzo szczegółowa) odnaleźć 18 maleńkich kropek oznaczających wulkaniczny archipelag zagubiony gdzieś na Atlantyku pomiędzy Islandią, Szkocją a Skandynawią. Tymczasem Wyspy Owcze, będące autonomią pod jurysdykcją duńską, mają własny parlament, własny język – farerski (drugim językiem urzędowym jest duński), własną telewizję, gazety, kilka radiowych kanałów, a nawet międzynarodowy festiwal muzyczny „G!”.

Dwóch młodych reporterów z Polski zapragnęło osobiście zbadać, jak żyje się na wyspach, o których mało kto słyszał. Przed wyprawą zebrali pierwsze informacje i zdębieli – ilość wiadomości dotyczących Wysp Owczych i ich mieszkańców, które z powodzeniem mogłyby znaleźć się w „Księdze Guinessa”, była – jak na tak małe terytorium – zaskakująco duża. Na Farojach jest najwyższy wskaźnik dzietności w Europie (na 1 matkę przypada 2,4 dziecka), zaś ich mieszkańcy mogą poszczycić się jedną z najwyższych europejskich stóp życiowych.

Na Wyspach nie ma drzew, jest za to obowiązkowe ubezpieczenie od kolizji drogowej z owcą, a także 350 słów na określenie wiatru, który potrafi być tak silny, że człowiek pochylony pod kątem 40 stopni nie przewróci się, utrzymywany siłą podmuchu. Na szczęście książka Michalskiego i Wasielewskiego nie jest wyłącznie litanią ciekawostek. Autorzy chcieli na własnej skórze poznać codzienne życie Farerów. I poznali – w dni powszednie pracowali w cuchnącej przetwórni ryb, zaś dni wolne od pracy poświęcali na zgłębianie farerskiej obyczajowości. Ich książka, będąca efektem „wsiąknięcia” w Faroje, jest na poły kompilacją własnych doświadczeń i obserwacji, na poły zaś zbiorem kapitalnych portretów miejscowych oryginałów (a tych – jak na niewielką liczbę mieszkańców Wysp – jest nadspodziewanie dużo).

Michalski i Wasielewski nie chcą na szczęście wystawiać Wyspom Owczym laurki – nie unikają tematów drażliwych, przede wszystkim dyżurnego kontrowersyjnego tematu, którym jest tradycyjna coroczna rzeź grindwali, z powodu której na Faroje obrażają się ekolodzy z całego świata.

Autorzy potrafią też dostrzec ciemną stronę tych wszystkich wspaniałości, którymi kuszą foldery turystyczne. W istocie – wyludnione wysepki poddane potędze sił natury sprzyjają samotnym rozmyślaniom, ale spróbujcie w tak nieprzyjaznej klimatycznie samotni spędzić kilka dni i nie zwariować!

Gdyby jakiś Farer przeczytał książkę polskiego duetu reporterów, z pewnością nie obraziłby się za wytykanie (bądź co bądź – nielicznych) wad Wysp Owczych. Kto wie – może by się wręcz dąsał, że opisano ich za mało? Wszak, gdy wspomniany „National Geographic” entuzjazmował się urodą Farojów, jeden z farerskich portali zamieścił na swojej stronie fotogalerię zatytułowaną „Najwspanialsze wyspy świata”. Na zdjęciach można było zobaczyć zardzewiałe kontenery, rozrzucone przez wiatr śmieci, porzucone wraki samochodów i dzikie wysypiska. Widać Farerom nie brakuje również dystansu do samych siebie.

Marcin Michalski, Maciej Wasielewski

„81:1. Opowieści z Wysp Owczych”

Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011

Życie Warszawy

Najczęściej czytane