Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Cudy polszczyzny z pięćdziesiątką na karku

Katarzyna Czarnecka 17-10-2008, ostatnia aktualizacja 18-10-2008 20:40

Czwartkowy koncert z okazji 50-lecia Kabaretu Starszych Panów był wzruszającą podróżą w przeszłość. Ale pokazał też, że twórczość Przybory i Wasowskiego wciąż pozostaje inspirująca.

*Wiesław Michnikowski wykonał nieśmiertelne „Adio pomidory”
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
*Wiesław Michnikowski wykonał nieśmiertelne „Adio pomidory”

16 października 1958 roku mżyło. „Trybuna Ludu“ informowała, że radzieccy naukowcy kończą pracę nad ornitopterem – samolotem z ruchomymi skrzydłami. Przekazywała też słowa Chruszczowa, że w ZSRR produkcja mięsa wzrosła o 62 proc. Za pośrednictwem „Życia Warszawy“ kuśnierz szukał „wykańczarki zdolnej“. Śledzący poczynania dozorców dowiedzieli się, że Cichocki z Wieliszewskiej 43 jest leniwy i grozi mu eksmisja. A w programie telewizyjnym między relacją z domu mody „Do wyboru, do koloru“ a filmem „Cichy Don“ zapowiedziano Kabaret Starszych Panów – program satyryczny (godz. 20.30).

Takie oto fakty sprzed 50 lat przypomniał w Teatrze Na Woli Andrzej Strzelecki – reżyser, autor scenariusza i konferansjer widowiska. Były zapowiedziami piosenek – kontekstem, który jest niezbędny, żeby zrozumieć wartość dzieła Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Docenić przedwojenną estetykę, którą – czego władza, o dziwo, nie uznała za niepokojące – wnieśli do absurdalnego i szarego życia.

Z nostalgią słuchaliśmy „Adio pomidory“, które – w tym samym kapelutku i płaszczyku, co w programie sprzed lat – wyśpiewał Wiesław Michnikowski. Rozbawiła nas Barbara Krafftówna, ostrzegając, że „W czasie deszczu dzieci się nudzą“. Żal nam było Bohdana Łazuki opowiadającego historię nieszczęśliwej miłości w „To było tak“.

Ci artyści przypomnieli oryginalne interpretacje. Ale były i nowe. Marian Opania zaproponował „Rodzinę“ w konwencji songów Włodzimierza Wysockiego, a Hanna Śleszyńska brawurowo wykonała „Dla ciebie jestem sobą“, kawałek zaaranżowany w stylu piosenki „Cabaret“.

Pod koniec koncertu Strzelecki przypomniał scenę, w której Przybora mówi do Wasowskiego, że ma dla niego jesienny prezent i wręcza mu łyżkę do zupy. Na pytanie, dlaczego jest ona jesienna, odpowiada: Je się nią. Ten dialog najlepiej pokazuje, w jaki prosty, ale genialny sposób Starsi Panowie bawili się słowem.

Czasy i konteksty sporo się zmieniły. Ale cudowna polszczyzna, którą posługiwali się dwaj nieodżałowani dżentelmeni, pozostała. I warto ją przypominać. Nie tylko z okazji jubileuszy.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane