Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zły porucznik ***

Rafał Świątek 13-08-2010, ostatnia aktualizacja 13-08-2010 13:00

USA 2009, reż. Werner Herzog, wyk. Nicolas Cage, Eva Mendes, Val Kilmer, kina: Muranów

Główną rolę  zagrał tu Nicolas Cage (z lewej), który lubi  szarżować.  W jego ujęciu porucznik to karykaturalny typ
źródło: Monolith
Główną rolę zagrał tu Nicolas Cage (z lewej), który lubi szarżować. W jego ujęciu porucznik to karykaturalny typ

Dramat sensacyjny Herzoga powstał na kanwie głośnego filmu Abla Ferrary z 1992 roku. Te obrazy dzieli nie tylko zmiana niektórych wątków, ale przede wszystkim sposób przedstawienia losów bohatera.

„Zły porucznik” Abla Ferrary był szokującym studium moralnego upadku skorumpowanego, uzależnionego od narkotyków i cynicznego policjanta, który mimo wszystko ma szansę się odrodzić. Ferrara wywołał nawet skandal ze względu na obrazoburczą scenę gwałtu zakonnicy na ołtarzu. A duszną atmosferę opowieści tworzył mroczny obraz Nowego Jorku.

Herzog osadził akcję w Nowym Orleanie zniszczonym przez huragan Katrina, ale jest mniej drapieżny i na pierwszy rzut oka bardziej konwencjonalny niż Ferrara. Jednak zaskakuje groteskowym klimatem opowieści i pastiszowymi scenami.

Przed kilkunastu laty w złego porucznika wcielił się Harvey Keitel. Budził i odrazę, i litość jako zaćpany facet, zagubiony do tego stopnia, że przestało go obchodzić nie tylko prawo i porządek, ale i własna rodzina. To była mocna, poruszająca kreacja.

W nowej wersji rolę Keitla przejął Cage, który lubi szarżować. W jego ujęciu porucznik to karykaturalny typ. Chodzi przygarbiony, wymachując wielkim rewolwerem. A gdy jest otumaniony prochami, widzi gapiące się na niego iguany i tańczącą duszę nieboszczyka. W tym sensie film Herzoga bardziej przypomina parodię cyklu o Brudnym Harrym niż remake dramatu Abla Ferrary.

Początkowo można odnieść wrażenie, że Herzog nakręcił moralitet, do którego nie pasuje ani sposób gry Cage’a, ani oniryczne wizje jak u Lyncha. Akcja wydaje się przewidywalna. Bohater stacza się coraz bardziej – czekamy, aż wreszcie poniesie konsekwencje swoich czynów i najprawdopodobniej odbije się od dna.

Tyle że w punktach zwrotnych Herzog kpi z oczekiwań widza. Paradoksalnie, im bardziej zepsuty jest porucznik, tym lepiej mu się wiedzie. Reżyser wyraźnie puszcza oko do widza, sygnalizując, że pod warstwą ponurego dramatu ukryty jest – wymykający się wszelkim regułom gatunku – pastisz.

Jeśli ktoś lubi w kinie takie specyficzne mieszanki, może zaryzykować wyprawę na seans.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane