Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Literackie mity stolicy

Mariusz Cieślik 03-05-2015, ostatnia aktualizacja 04-05-2015 12:51

Wielkie nazwiska i ważne książki, czyli laureaci Nagrody Literackiej M. St. Warszawy 2015.

„Wschód”, Andrzej Stasiuk, Wydawnictwo Czarne, 2014
źródło: Plus Minus
„Wschód”, Andrzej Stasiuk, Wydawnictwo Czarne, 2014
„Klangor”, Urszula Kozioł, Wydawnictwo Literackie, 2014
źródło: Plus Minus
„Klangor”, Urszula Kozioł, Wydawnictwo Literackie, 2014
„Okupacyjne losy muzyków. Warszawa 1939-1945”, Towarzystwo im. Witolda Lutosławskiego, 2014
źródło: Plus Minus
„Okupacyjne losy muzyków. Warszawa 1939-1945”, Towarzystwo im. Witolda Lutosławskiego, 2014

Jeśli jakaś książka prozatorska zasługiwała na nagrodę wręczoną w imieniu mieszkańców stolicy, to z pewnością był nią „Wschód" Andrzeja Stasiuka. Twórca, kojarzony dziś z Beskidem Niskim („Opowieści galicyjskie") i peregrynacjami po Europie Środkowej („Jadąc do Babadag"), jest przecież mocno związany z Warszawą, tu się urodził, wychował i to właśnie rodzinnemu miastu poświęcił kilka ważnych książek („Dziewięć", „Jak zostałem pisarzem"). Ale spośród tych ważnych „Wschód" wydaje się najważniejszy, ponieważ pokazuje Warszawę z innej perspektywy, jako przedpole Wschodu, tego rosyjskiego i tego jeszcze dalszego, gdzieś hen po Chiny.

Gdyby kierować się „warszawskością" nagrodzonych książek, to na czele, nawet przed Stasiukiem, w rankingu znalazłyby się „Okupacyjne losy muzyków", pięknie wydany album będący jednocześnie dramatyczną opowieścią z czasów wojny. Widzimy tu wielkich artystów, takich jak Witold Lutosławski, Andrzej Panufnik czy Grażyna Bacewicz, którzy zmagają się z trudami życia w czasach niemieckiego terroru. Ale w pewnym momencie do czytelnika dociera, ilu spośród kompozytorów i wirtuozów nie przeżyło, ginąc w powstaniu lub w getcie. I wtedy uświadamiamy sobie skalę wojennej hekatomby.

Tragedie przydarzają się zbiorowościom, ale każdy życiowy dramat zawsze ma przede wszystkim wymiar jednostkowy. I tego dowodzi lektura tomiku „Klangor" autorstwa Urszuli Kozioł, jednej z najwybitniejszych współczesnych polskich poetek. To poruszająca książka o przemijaniu i odchodzeniu, napisana po śmierci najbliższej osoby. Te wiersze przesycone są cierpieniem, ale jednocześnie widzimy w nich zrozumienie dla uniwersalnych mechanizmów pamięci, które sprawiają, że każdy ból kiedyś przeminie. W najgorszym wypadku wraz z nami.

A jeśli ktoś potrzebuje książki, która zaraża pogodą ducha, powinien sięgnąć po nagrodzoną w kategorii literatura dziecięca „Franciszkę" Anny Piwkowskiej z ilustracjami Emilii Bojańczyk. To urocza, pełna dowcipu i finezji opowieść o pewnej trzynastolatce, która zamierza zostać poetką. To efekt szybkiego kursu dojrzewania, jaki przechodzi za sprawą ciężkiej choroby matki. Dlatego, jak każda dobra literatura, nie jest to książka wyłącznie dla dzieci. Dorośli też znajdą tu refleksje i obrazy, które zapadną im w pamięć.

Fundament tożsamości

Jarosław Marek Rymkiewicz, nagrodzony jako twórca warszawski, dziś kojarzony jest bardziej z wyrazistymi poglądami politycznymi. Gdyby jednak nie był wielkim pisarzem, nikt by nie znał jego opinii.

Nie odbiera nagród, przegrywa procesy, udziela kontrowersyjnych wywiadów. Gdyby nie fakt, że wkrótce ukończy 80. rok życia, można by go nazwać enfant terrible polskiej literatury. Warto jednak podkreślić, że prowokacje Rymkiewicza i kontrowersje dotyczą również jego twórczości, a takie reakcje udaje się wywołać bardzo nielicznym artystom, zwłaszcza piszącym tak wysublimowaną literaturę.

Nie brakuje krytyków, którzy uważają, że to autor piszący najpiękniejszą dziś polszczyzną. Że jest godnym następcą Jarosława Iwaszkiewicza, zdaniem wielu najwybitniejszego polskiego prozaika drugiej połowy XX wieku i wielkiego stylisty. Z panem na Stawisku łączy Rymkiewicza także to, że obaj zaczynali od poezji i stworzyli wspaniałe wiersze. Różni zaś to, że Iwaszkiewicz pisał fikcję, natomiast pisarz wyróżniony właśnie tytułem twórcy warszawskiego poświęcił się esejowi. Tyle że jego szkice są porywające jak najlepsze fabuły i wywołują niezwykłe emocje.

Mam na myśli zwłaszcza dwie książki z tzw. tetralogii polskiej, te rozgrywające się w plenerach stolicy. „Wieszanie" (2007), od którego ten niezwykły cykl się zaczyna, to opowieść z końca XVIII wieku, z czasów insurekcji kościuszkowskiej, kiedy to na warszawskich ulicach doszło do fali samosądów na zdrajcach, którzy służyli wcześniej rosyjskim interesom.

Komentatorzy wyciągnęli z tego wniosek, niepozbawiony podstaw, że Jarosław Marek Rymkiewicz uważa wieszanie sprzedawczyków za godne pochwały. 
I interpretowali „Wieszanie" jako wypowiedź na tematy jak najbardziej aktualne. Że pisarz chciał w ten sposób zwrócić uwagę na nierozliczenie komunizmu i nieukaranie sprawców zbrodni tamtego okresu. I znowu nie były to spostrzeżenia bezpodstawne.

Ale jeszcze większe kontrowersje wywołała kolejna książka, „Kinderszenen", która była apologią powstania warszawskiego. Rymkiewicz dostrzegł w zrywie stolicy wydarzenie, które stało się fundamentem tożsamości współczesnych Polaków. Stwierdził, mówiąc w uproszczeniu, że zagłada miasta była wręcz konieczna, byśmy stali się tym, kim jesteśmy.

Czy ktoś się z tym zgadza czy nie, to już kwestia osobista, nie ma jednak wątpliwości, że eseistyczne książki Rymkiewicza były w ostatnich latach bodaj najgłośniejszymi artystycznymi wypowiedziami na temat Warszawy. To książki, myślę zwłaszcza o „Kinderszenen", bardzo ważne, tworzące literacki mit miasta. Ale przecież, co podkreślał w swojej laudacji przewodniczący jury prof. Andrzej Makowiecki, mówimy o twórcy związanym z Warszawą przez niemal całe życie. Nawet w jego poezji pojawiają się takie wątki, by wspomnieć przepiękny wiersz „Na śpiew ptaków nad Żoliborzem". Także w innych, poza tetralogią polską (w „Reytanie. Upadku Polski" też pojawia się istotny wątek stołeczny), książkach prozatorskich Rymkiewicza rodzinne miasto odgrywa ważną rolę, np. w „Umschlagplatz" czy „Juliusz Słowacki pyta o godzinę".

Bo przy tej okazji warto podkreślić, że sprowadzanie dorobku autora „Zachodu słońca w Milanówku" do poziomu politycznej bieżączki byłoby wielkim nieporozumieniem. Mówimy o autorze niemal 50 książek z każdego gatunku i rodzaju literackiego, o twórcy wspaniałych wierszy, dzięki którym trafił do podręczników; dramaturgu; eseiście, spod którego pióra wyszedł monumentalny, porywająco napisany cykl mickiewiczowski; encyklopedyście (Słowacki, Leśmian), a także prozaiku. O artyście, którego osiągnięciami i dorobkiem można by obdzielić kilku innych i o nich też mówilibyśmy dzisiaj, że są wybitni.

Panteon: reaktywacja

Po odzyskaniu wolności w 1989 roku próbowano reaktywacji najróżniejszych inicjatyw kulturalnych czy nawet politycznych z czasów II Rzeczypospolitej. Warszawska Nagroda Literacka jest jednym z niewielu udanych tego rodzaju przedsięwzięć. Przed wojną stolica zaczęła nagradzać pisarzy w roku 1926. W ciągu kilku lat wyróżnienie zdobyło prestiż i popularność. Wśród laureatów znaleźli się m.in.: autor „Na skalnym Podhalu" Kazimierz Przerwa-Tetmajer; twórca popularnych książek z Dalekiego Wschodu Wacław Sieroszewski; Wacław Berent, autor najważniejszych polskich powieści czasów modernizmu, takich jak „Ozimina" czy „Próchno"; wielki tłumacz i popularny satyryk Tadeusz Boy-Żeleński; a także poeta Leopold Staff. Ówcześni jurorzy dostrzegli też dwie popularne pisarki uważane za wybitne: Polę Gojawiczyńską („Dziewczęta z Nowolipek") i Marię Kuncewiczową („Cudzoziemka").

Przed wojną Warszawska Nagroda Literacka była wyróżnieniem za całokształt. I taką funkcję spełnia dziś nagroda dla twórcy warszawskiego, jedna z najwyższych w Polsce (towarzyszy jej czek na 100 tysięcy złotych).

Trzeba pochwalić jurorów, bo parę razy udało im się zdążyć przed Panem Bogiem, by zacytować Hannę Krall. Tak było w przypadku Marka Nowakowskiego, który odszedł od nas rok temu, czy zmarłego niedawno Tadeusza Konwickiego, którego zasługi dla literackiej legendy miasta są bezdyskusyjne (choćby „Mała Apokalipsa" czy „Nowy Świat i okolice"). Ale i pozostali laureaci: Józef Hen, Janusz Głowacki, Wiesław Myśliwski, prof. Janusz Tazbir oraz Joanna Kulmowa, przysparzają wyróżnieniu prestiżu, tworząc coś w rodzaju literackiego panteonu początków XXI wieku.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane