Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Perfect Hołdysa powraca

Jacek Cieślak 10-05-2017, ostatnia aktualizacja 10-05-2017 09:27

Wznowiony po 30 latach album „Live April 1, 1987" to najpełniejszy koncertowy obraz zespołu.

Perfect już bez Zbigniewa Hołdysa. Koncert w Rokietnicy w 2016 roku.
autor: Darek Skorupiński
źródło: materiały prasowe
Perfect już bez Zbigniewa Hołdysa. Koncert w Rokietnicy w 2016 roku.
Perfect Live april 1,1987 3 CD MTJ, Warszawa
źródło: materiały prasowe
Perfect Live april 1,1987 3 CD MTJ, Warszawa

W pamięci fanów Perfectu z koncertowych płyt najlepiej zapisała się „Live" z 1983 r. Jednak to „Live April 1, 1987" jest bardziej reprezentatywny dla dokonań grupy. Przynosi więcej kompozycji z debiutu i drugiego studyjnego albumu „UNU" (1982), a także piosenek, które w 1987 roku były nowościami, a i dziś nie są wszystkim znane.

Powrót Perfectu w 1987 roku był równie wielkim zaskoczeniem, jak jego pożegnanie w 1983 roku. Najbardziej utytułowany wówczas polski rockowy zespół, mający na koncie takie hity, jak „Autobiografia", „Nie płacz Ewka" czy „Chcemy być sobą", przestał istnieć w okresie największej prosperity. Lider tłumaczył, że miał dość fatalnych warunków organizacyjnych w stanie wojennym, cenzury, ale i rutyny zżerającej zespół, gwiazdorstwa, a także używek, które wypalały muzyków.

Muzycy byli wściekli, a jednak kiedy na początku 1987 roku Hołdys postanowił powrócić na czele Perfectu – nikt się nie sprzeciwił. Włącznie z Grzegorzem Markowskim, od którego zależało powodzenie come backu. Wokalista zachował się wspaniałomyślnie i odpowiedzialnie, chociaż Hołdys odwiedził go w fatalnym dniu, kiedy dziadek Markowskiego zasnął z papierosem, nie przeżył pożaru, a w domu działała ekipa dochodzeniowa milicji.

– Dziękujemy z całego serca, żeście zechcieli przyjść – mówi Zbigniew Hołdys na płycie. – Codziennie pytaliśmy organizatorów o to, jak idą bilety. Muszę wam powiedzieć, że to nie jest pierwszy koncert po przerwie, ponieważ siedzieliśmy w ośrodku państwowych zakładów karnych.

Odpowiedzią jest gromki śmiech fanów. Nie ma się co dziwić – publiczność mogła nie brać serio prawdziwej historii o próbach w kaszubskim ośrodku w Zwartówce, brzmiała bowiem co najmniej dwuznacznie. A jak opowiada Grzegorz Markowski w wywiadzie dołączonym do płyty – przed Halą Olivii stało 20 samochodów ZOMO, zbrojnego ramienia PZPR.

– Poważnie – kontynuuje Hołdys. – Przed dwa tygodnie robiliśmy próby. To jest normalny ośrodek dla klawiszy, bardzo sympatycznych. Ale z więźniami dogadaliśmy się momentalnie i dla nich zagraliśmy pierwszą imprezę. Trzeba sobie powiedzieć prawdę. Tam również zagraliśmy nowe utwory, które wam też zaprezentujemy. Jeden zaczyna się od bardzo subtelnego basu.

Kompozycja, która 30 lat temu uderzała w peerelowską socjotechnikę opartą na straszeniu Polaków Niemcami – i dziś jest niezwykle aktualna. Brzmi jak satyra na politykę historyczną: „Jak ja nie lubię historii/Nienawidzę złych pluskw i nie znoszę świstów kul/ Nie mogę znieść tych wojennych historii/Amazonek, złych bóstw i Krzyżaków we mgle (...)/ No chodźcie tutaj wy, dzielni żołnierze, wy/Wielcy rycerze wy, wielcy fałszerze wy/ Ja cię będę kochał, ach ja mam czas/ Nim historia mnie oceni, oceni was".

Znamienna jest uwertura albumu, czyli „Jeszcze nie umarłem". Słyszymy następujące słowa: „Jak lekarstwo sączę dżin/ Obok wychowawca kij/ Uczy nas jak trzeba żyć/ Jak brunatno szarym być".

A to jeszcze nie wszystkie kompozycje, których nie znajdziemy na żadnej studyjnej płycie Perfectu. To „Nasza muzyka wzbudza strach", „Żywy stąd nie wyjdzie nikt" i „Nie patrz, jak ja tańczę". Najmniej znana jest „Kariera" o strachu ludzi władzy. Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na inspirowany dokonaniami The Police „Wieczorny przegląd nocnych myśli" z finałową zwrotką: „Oto człowiek numer jeden/ Zrobi ze mną to, co będzie chciał/ Sprawiedliwość czeka w niebie/ A ja tylko jedno życie mam".

Całkowitym zaskoczeniem dla fanów Perfectu jest piosenka „Ja, my, oni" oparta na partii fortepianu, pochodząca z repertuaru innego zespołu Hołdysa Plugawy Anonim, który śpiewał m.in. o ośrodku internowania w Białołęce.

Nagrany w 1987 roku album, o czym wspominał Zbigniew Hołdys w pierwszym wydaniu, nosi ślady ingerencji cenzury. Nie mogło być inaczej, gdy fani zamiast „Nie bój się tego wszystkiego" śpiewali „Nie bój się tego Jaruzelskiego". W czasie zapowiedzi „Jak ja nie lubię historii" oryginalnie padały ironiczne uwagi na temat ZSRR i Niemców. Hołdys nie miał wyjścia i musiał dograć politycznie poprawne wypowiedzi. Słyszymy: „Związać was wszystkich i tyle".

Na trzypłytowym albumie znalazło się 25 piosenek, w tym „Bażancie życie", „Ale wkoło jest wesoło", „Obracam w palcach pieniądz", „Po co?", „Idź precz" czy „Pe Pe wróć!".

W tej samym cyklu, co gdański koncert, odbyły się jeszcze dwa: w katowickim Spodku i, najsłynniejszy, na Stadionie X-lecia – czyli „Perfect Day". Potem Hołdys poleciał do Ameryki, zaś Markowski zajął się budową metra. W kolejnej odsłonie Perfectu, która trwa do dziś, Hołdysa już nie było. Jest za to album „Live April 1, 1987". To nie żart. ©℗

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: j.cieslak@rp.pl

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane