Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Trudny start w odrodzonej Polsce

Krystyna Jaworska - Mańk 16-06-2017, ostatnia aktualizacja 16-06-2017 00:00

Rynek czasopism młodego niepodległego państwa był rynkiem efemeryd. Cierpiał na te same dolegliwości, co cała gospodarka.

Młodzi gazeciarze ruszają do pracy
źródło: nac
Młodzi gazeciarze ruszają do pracy

W okresie międzywojennym najwięcej nowych tytułów prasowych pojawiało się w przełomowych momentach, kiedy rosło napięcie polityczne – poza 1920 r., kiedy zagrożona była niepodległość – również w czasie kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu w 1922 r., a także po przewrocie majowym w 1926 r. i po śmierci Józefa Pilsudskiego. Były to jednak na ogół nietrwałe przedsięwzięcia wydawnicze. Jak podaje Andrzej Paczkowski w „Prasie codziennej Warszawy w latach 1918–1939", dwie trzecie pism ukazywało się krócej niż dwa lata, a blisko połowa – krócej niż rok.

W pierwszych latach niepodległości prasa w Polsce znajdowała się w szczególnie trudnych warunkach wynika­jących ze zniszczeń wojennych, dawały się we znaki kłopoty z transportem, brakowało węgla, szalała inflacja, przez największe miasta przetaczały się fale strajków. Baza poligraficzno-papiernicza była zniszczona, jak cały przemysł na ziemiach polskich – mienie zostało zdewastowane lub wywiezione przez okupantów.

Efemeryczność prasy wiązała się także z nietrwałością partii politycznych, dysponujących z reguły skromnymi środkami. Często nie mogły sobie pozwolić nawet na prenumeratę biuletynów agencyjnych. Nie bez znaczenia była też baza czytelnicza – niemały odsetek analfabetów.

Kłopoty prasy wiązały się ze słabością rynku ogłoszeniowego, dopiero raczkującego, uzależnionego od kondycji chcących się zareklamować firm. Na problemy finansowe miał też wpływ kolportaż abonamentowy niszczony przez inflację: wpływy z prenumeraty uzyskane na początku roku czy kwartału błyskawicznie traciły na wartości, drukarnie i dostawcy papieru odżegnywali się od umów długoterminowych.

Zdesperowana branża wydawnicza zorganizowała w 1923 r. wielką naradę z udziałem premiera Władysława Sikorskiego i jego ministrów. Przedstawiono wówczas długą listę postulatów: żądano m.in. zniesienia ceł wwozowych na papier, farbę i czcionki drukarskie, obniżenia taryf telefonicznych, telegraficznych, kolejowych i pocztowych na przesyłki gazetowe. Realizacja tych żądań leżała jednak poza zasięgiem możliwości urzędników czy nawet premiera. Zależała od kondycji całej gospodarki, a ta zaczęła się poprawiać dopiero w 1926 r. I wówczas nabrały tempa procesy modernizacyjne, widoczne zwłaszcza w dziennikach stołecznych i wielkomiejskich. Lepszy okres dla branży skończył się wraz z początkiem wielkiego ogólnoświatowego kryzysu w 1929 r. Na kolejną poprawę sytuacji trzeba było czekać do połowy lat 30.

11 lat „Rzeczpospolitej" na trudnym rynku prasowym nie było najgorszym wynikiem. Pomysłodawca gazety Stanisław Stroński przekonywał Ignacego Paderewskiego, że wystarczą trzy miesiące, aby pismo znalazło swoje miejsce i zaczęło przynosić zysk. Fundator z pokaźną gotówką, własne zaplecze poligraficzne i śmietanka dziennikarzy prawicowych – to niewątpliwie były atuty, o jakich wielu wydawców mogło tylko pomarzyć. A jednak nie wystarczyły, aby osiągnąć trwały sukces.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane