Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Atrakcyjny wieczór w skromnych dekoracjach

.Jacek Marczyński 03-01-2018, ostatnia aktualizacja 03-01-2018 10:31

„Wesele Figara" to dla każdego teatru trudny egzamin, ale przez Polską Operę Królewską zaliczony został bez problemów.

Andrzej Klimczak jako Figaro w spektaklu Ryszarda Peryta
autor: Maciej Czerski
źródło: POK
Andrzej Klimczak jako Figaro w spektaklu Ryszarda Peryta

Można podziwiać aktywność i zapał dyrekcji oraz artystów nowej instytucji, którzy w ciągu niespełna pięciu miesięcy zdołali przygotować tyle różnych wydarzeń, od muzyki dawnej po XX-wieczną. Historia Polskiej Opery Królewskiej zaczyna się jednak tak naprawdę od tej premiery, gdy zmierzono się z mozartowskim arcydziełem, które ulokowano na scenie maleńkiego Teatru Królewskiego w Łazienkach.

Kto sięga po „Wesele Figara", nie może liczyć na taryfę ulgową, a usprawiedliwieniem nie jest fakt, że zaprezentowano je w teatrze zbudowanym w czasach, gdy Mozart skomponował swą operę. Ryszard Peryt, twórca spektaklu i dyrektor Polskiej Opery Królewskiej, o tym fakcie z pewnością pamiętał i podjął grę współczesności z przeszłością.

W kanale orkiestrowym i dwóch lożach rozlokowano muzyków. Nie grają na dawnych instrumentach, co byłoby zgodne z aktualnymi tendencjami i zabytkowym wnętrzem. To współczesny zespół, a jego skromny liczbowy skład zapewnia muzyce lekkość. Ruben Silva dyryguje z temperamentem, choć nie nadużywa forte. Brakuje tylko odrobiny finezji tak przydatnej w kontakcie z Mozartem.

Oglądamy komedię w kostiumach i nie jest to historyczna rekonstrukcja, lecz dynamiczny spektakl. Ryszardowi Perytowi wystarczyło kilka zastawek, jedno krzesło, parę wizualizacji w tle, by sprawnie przeprowadzić akcję.

Ta inscenizacja jest wyzwaniem rzuconym dzisiejszym reżyserom, którzy nie potrafią zrobić spektaklu bez nowoczesnych gadżetów. Peryt wierzy w muzykę i w słowo. Znaczenie każdego z nich potrafi wydobyć w recytatywach. Poskromił operową manierę solistów, przemieniając ich w śpiewających aktorów. Oglądamy galerię zabawnych postaci na czele z Figarem, w którego wciela się Andrzej Klimczak, obchodzący 30-lecie swej przygody z Mozartem.

Najpełniejszą kreację stworzył wszakże Robert Gierlach jako lekko znudzony życiem, a ciągle pragnący nowych erotycznych podniet Hrabia, który łatwo staje się ofiarą sprytnej intrygi. Jego kreacja jest przykładem zespolenia muzyki i słowa, teatralnego aktorstwa i sztuki wokalnej.

Występuje tu wielu artystów, którzy przez lata byli związani z Warszawską Operą Kameralną. Dla niektórych Ryszard Peryt znalazł nowe wcielenie, w charakterystycznych rolach świetnie sprawdzają się Justyna Stępień, Leszek Świdziński czy Sławomir Jurczak. Niemniej trudno określić, czy Polska Opera Królewska ma już własny, wyrazisty zespół, czy jest to grupa artystów niedawno wyrzuconych ze swego dawnego teatru.

Prawdziwy zespół tworzą ludzie różnych pokoleń, co zapewnia przepływ doświadczeń. Dlatego z sympatią patrzyłem na obecność w tym gronie pełnej młodzieńczego wdzięku Marcjanny Myrlak w roli Cherubina.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane