Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Polskie skarby nieznane światu

Małgorzata Piwowar 11-06-2019, ostatnia aktualizacja 11-06-2019 00:00

O najcenniejszych eksponatach wystawy w Zamku Królewskim opowiadają 
jej kuratorka Danuta Szewczyk-Prokurat 
i Dariusz Nowacki z Zamku Królewskiego na Wawelu.

źródło: materiały prasowe
< Kamea z portretem Barbary Radziwiłłówny (1520/1523 – 1551)   Gian Jacopo Caraglio (1505-1565),  Kraków,  ok. 1550; oprawa późniejsza agat, miedź złocona (?) Staatliche Münzsammlung, Monachium
źródło: materiały prasowe
< Kamea z portretem Barbary Radziwiłłówny (1520/1523 – 1551) Gian Jacopo Caraglio (1505-1565), Kraków, ok. 1550; oprawa późniejsza agat, miedź złocona (?) Staatliche Münzsammlung, Monachium
≥ Paw – zawieszenie  na monstrancji  z sanktuarium  w Studziannej
źródło: materiały prasowe
≥ Paw – zawieszenie na monstrancji z sanktuarium w Studziannej

Czy wiek XVI i XVII 
w porównaniu z innymi stuleciami wyróżnia się szczególnie w sztuce jubilerskiej?

To czas rozkwitu. Dominująca wówczas stylistyka wiele wymagała od jubilerów. To nie były jedynie proste oprawy, w które włożono oszlifowane kamienie. Wówczas szlify były jeszcze prostsze, uboższe, ale brak perfekcji nadrabiano rozbudowanymi, wręcz rzeźbiarskimi oprawami. Na przykład wielokrotnie wypalano pierścienie, by nanieść kilka kolorów emalii. Współcześni złotnicy, przyglądając się XVII-wiecznym przedmiotom, często nie potrafią dociec, jak zostały wykonane.

Był to więc czas rozkwitu polskiego jubilerstwa?

Tak. Polska znajdowała się na skrzyżowaniu kultur. 
U nas powstawały wtedy wyjątkowo ciekawe klejnoty ze względu na bogatą różnorodność form, stylistyki. Inspiracje 
w zakresie strojów i motywów czerpano z zachodniej Europy, Siedmiogrodu, 
z Bliskiego Wschodu. Istotne były kwestie subtelnych szczegółów: technologii, rodzajów emalii, zestawień kolorystycznych. Ówczesne klejnoty nie były jedynie ozdobami – przekazywały wiele treści. W ich dekoracjach zawartych jest wiele symboli, przedstawień figuralnych – od najprostszych jak serce, splecione dłonie, wąż połykający swój ogon, po bardziej skomplikowane sceny z mitologii, historii biblijnej, starożytnej. Ten symboliczny aspekt jest charakterystyczny dla całej epoki.

Jak wypada polska 
sztuka biżuteryjna 
tamtego czasu 
w porównaniu z Europą?

Prezentowała się podobnie. Tyle że kiedy rozmawialiśmy o założeniach tej wystawy na międzynarodowej konferencji biżuteryjnej, okazało się, że nasz materiał zabytkowy jest w Europie prawie nieznany i zdecydowanie niedowartościowany. W zagranicznych katalogach przy obiektach powstałych 
w Polsce co najwyżej pisano, że pochodzą z Europy Środkowej. Polska nie istniała 
w świadomości badaczy 
i próbujemy teraz wypełnić treścią tę białą plamę. To, co u nas powstawało, miało poziom europejski. Jednak obiektów światowej klasy dotrwało niewiele.

To kwestia zamożności?

Zdecydowanie stanu zachowania. Często z najkosztowniejszych fundacji zostały wymontowane wielkie kamienie, a złoto przetopione. Najlepszym zabytkiem, którego klasę można porównać choćby z ówczesnymi klejnotami Korony Brytyjskiej czy Duńskiej, jest metrowej wysokości monstrancja wykonana w 1672 roku przez Wacława Grotkę w Warszawie. Upamiętniała obronę Jasnej Góry w czasie potopu szwedzkiego. To najwyższej klasy kreacja – kilka tysięcy kamieni, kilkudziesięciokaratowy diament, złoto. Jakość klejnotów i sposób oprawy kamieni, położenie emalii są doskonałe. A wiemy z dokumentów, że to niejedyny obiekt tej klasy, który u nas powstał.

Znane są nazwiska wybitnych jubilerów tamtego czasu?

U początków samodzielności polskiego środowiska jubilerskiego jaśnieje postać słynnego Włocha Giana Jacopa Caraglia, wielkiej gwiazdy biżuterii renesansowej. Na naszej wystawie ma on prawdziwe święto. Można zobaczyć jego portret 
i stworzoną przez niego biżuterię. Po raz pierwszy spotkają się tu arcydzieła tego mistrza z muzeów w Bernie, Mediolanie, Monachium, Nowym Jorku. Wśród nich – niezwykłej klasy sygnowana gemma, czyli kamień szlachetny o kształcie owalnej płytki zdobiony reliefem z wizerunkiem Barbary Radziwiłłówny. Wiemy, że to był najbardziej luksusowy prezent, jaki monarcha mógł podarować swojej ukochanej. Ona zresztą nosiła na piersi miniaturowy medalion z jego podobizną.

Równolegle zaczęli się pojawiać miejscowi artyści. Niektórzy zyskali sławę międzynarodową jak poznański jubiler i złotnik Erazm Kamyn. Zbiór jego rycin z projektami ornamentów znajduje się w Berlinie 
i stamtąd do nas przyjechał na wystawę. Jest też klejnot 
z medalem Władysława IV Wazy, który na rewersie ma sygnaturę krakowskiego jubilera – w skali europejskiej to niebywale. Na palcach jednej ręki można wymienić ówczesnych jubilerów podpisujących swe prace.

Według jakich kryteriów wybierane były eksponaty na wystawę?

Pokazujemy wszystko, co udało się odnaleźć z tego okresu, czyli od drugiej połowy XVI wieku do końca XVII. Duża część kosztowności była dotąd nieznana, często została wyciągnięta z magazynów muzealnych. Wiele spośród nich to okazy ze zbiorów kościelnych, nie było łatwo do nich dotrzeć. 
Z tego wszystkiego, co znaleźliśmy, podjęliśmy próbę zbudowania obrazu ówczesnego polskiego jubilerstwa.

Jakiego rodzaju dzieł sztuki jest najwięcej na ekspozycji?

Akcesoriów strojów 
i pierścieni – tych ostatnich aż kilkadziesiąt. Jest też księga pierścieni pokazująca kilkadziesiąt ich wzorów. Mamy sygnet Stefana Batorego, sygnet rektora Akademii Krakowskiej, sygnet burmistrzów krakowskich, ale także skromniutkie pierścionki dziewczęce i grobowe. Zawieszenia i brosze, także fragmenty skarbu znalezionego w styczniu ubiegłego roku w Bydgoszczy, największego odkrycia tego rodzaju 
w ostatnich latach. W tym zespole kosztowności 
i monet schowanych 
w pośpiechu pod posadzką kościoła tuż przed potopem szwedzkim przeważają monety i biżuteria.

Czy wtedy sztuka jubilerska dzieliła się na świecką 
i sakralną?

Raczej nie. Były ze sobą zbieżne zarówno technologicznie jak i stylistycznie. Niezależnie od tego, czy przedmiot ważył dwa gramy czy półtora kilograma, projektantami byli ci sami twórcy używający tych samych narzędzi.

W jakim obiekcie widać największą liczbę klejnotów?

W dwóch sukienkach jasnogórskich Matki Boskiej – diamentowej i rubinowej 
– na każdej z nich znajduje się blisko tysiąc drogocennych kamieni. Jedna 
z sukienek – diamentowa, opuściła Jasną Górę po raz pierwszy, a i tam pokazywana bywa sporadycznie i to na obrazie, a nie jako dzieło sztuki do oglądania.

Czy widzowie mogą oglądać wyłącznie okazy jubilerskie?

Jest też bardzo wiele malowanych portretów, na których klejnoty zostały precyzyjnie uwidocznione, ze szczegółami dotyczącymi oprawy kamieni, zawieszeń, łańcuchów. Uzupełniają narrację o zmianach mody, stylu. Demonstrują sposób noszenia przedmiotów biżuteryjnych. Dzięki tym obrazom łatwiej można także datować zabytki pozyskane na wystawę. Przy okazji to wspaniały przegląd kostiumologiczny tamtego czasu. Niespodzianką jest, na przykład, niemal dotąd nieznany portret gdańszczanki wypożyczony 
z Majorki. Pokazuje swoiste „udręczenie" przeładowanym ciężkim biżuterią strojem młodziutkiej kobiety, bardzo starannie wystylizowanej, aby odpowiadała ówczesnej modzie.

Czy wiele jest przedmiotów pokazywanych po raz pierwszy?

Znaczna ich część – pewnie około 30 procent. Są 
i takie, jak medalion znakomitej klasy artystycznej wiszący dotąd w kościele Mariackim w Krakowie. Umieszczony był tam wśród wotów wokół krucyfiksu Wita Stwosza, w odległości kilkunastu metrów od zwiedzających, tak że nie było widać jego szczegółów. Jest fascynujący.

Jak to się dzieje, 
że kosztowności, 
które powstały w Polsce, przyjechały na wystawę 
z tak odległych zakątków Europy?

O tym zdecydowały wydarzenia historyczne. Jeśli królowa Bona wywiozła jakiś klejnot, ofiarowując go następcy hiszpańskiego tronu, a dziś ten klejnot jest skarbem Metropolitan Museum w Nowym Jorku, to znaczy, że prezentowane zabytki mają często bardzo pokręcone losy. Są też takie, o których wiemy, że wyjechały w XVII stuleciu, jak monachijska gemma przedstawiająca Barbarę Radziwiłłównę. Dzieła sztuki wypożyczyło nam ponad 80 instytucji, w tym ponad 20 zagranicznych. Ale są i takie 
z prywatnych zasobów, jak 
w przypadku pierścieni 
z drugiej połowy XVII wieku, które wypożyczył nam wybitny kolekcjoner 
i ekspert Jacek Zięta.

Co jest najcenniejszym eksponatem?

Trudno wskazać. Jako zespoły klejnotów wygrywają sukienki jasnogórskie, bo takich na świecie nie ma, oprócz pojedynczych sanktuariów włoskich, niemieckich i austriackich. Wspomniana monstrancja jest cenna ze względu na niebywałe bogactwo – kilka tysięcy kamieni. Po raz pierwszy opuścił paryski Luwr klejnot zdobiący Galerię Apollina, czyli historyczne wnętrze stworzone z kosztowności króla Ludwika XIV. To brosza w kształcie polskiego koronowanego orła z insygniami, czyli z berłem i jabłkiem w szponach. Podejrzewamy, że do Francji zawiózł go król Jan Kazimierz Waza, który po abdykacji wywiózł część swoich kosztowności i rozprzedał je albo rozdał. Pozostają dziś tylko domniemania.

Najbardziej zaskakujący zabytek?

Miniaturowe trzycentymetrowe zawieszenia w kształcie trumienek. Jedna – pozyskana z krypt grobowych Piastów Śląskich z Brzegu – mieści w sobie dwie czaszki i serduszko. Druga – ze skarbca jasnogórskiego 
z wykonaną ze złota i pokrytą emalią figurką nagiego człowieka w środku. Mają bardzo skomplikowaną symbolikę. ©℗

—rozmawiała 
 Małgorzata Piwowar

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane