Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zbawiciel po godzinach

Anna Brzezińska 18-09-2008, ostatnia aktualizacja 09-10-2008 20:04

Zagłębia kulinarno-kulturalne rodzą się w Warszawie samoistnie. Do Sienkiewicza, Mazowieckiej i Dobrej dołącza kolejne – plac Zbawiciela. W sferze reprezentacyjnej – bezkonkurencyjny.

autor: Radosław Pasterski
źródło: Fotorzepa
autor: Radosław Pasterski
źródło: Fotorzepa

Świątek, piątek czy niedziela. Godzina 22. Miasto szykuje się do snu. Ale nie tutaj – na Zbawiciela. Tu po zmroku budzi się życie.

W sobotę pod Plan B, klub położony przy gwiaździstym placu, podjeżdża na rowerach grupa znajomych. Modnie ubrani obok ogrodowych stolików parkują równie modne holendry. Zanim zdążą je przypiąć, w tłumie dostrzegą znajomych.

– Tu tak jest. Nie ma dnia, by kogoś nie spotkać – obserwując z uwagą zachowanie nowych gości, mówi otoczona wianuszkiem przyjaciół Ania, studentka politologii. Należy do stałych bywalców placu. Za dnia zdarza się jej wpaść do pobliskiej Cafe W Biegu. Wieczory, zwykle po wizycie w oddalonym o zaledwie kilkaset metrów kinie Luna, zdecydowanie woli spędzać tutaj. To nic, że z knajpianym piwem w ręku siedzi na schodach przed lokalem. Zimnych schodach. – Jeszcze nie jest tak chłodno. Nie przesadzajmy – mówi, przekonując koleżanki do dołączenia do niej. Monika, znajoma Ani z roku, przychodzi tu, do lokalu po dawnej restauracji rybnej, bo mieszka po sąsiedzku: – Spacerkiem mam dziesięć minut – przyznaje.

Tyle samo czasu – tyle że metrem – potrzeba na dotarcie Paulinie z kulturoznawstwa. – Tyle że ona zawsze się spóźnia – śmieją się dziewczyny, spoglądając zniecierpliwione na zegarek.

Ulica jak modowy deptak

Na zegarek zerka też Iza. Ma jeszcze godzinę, by razem z kolegą Dominikiem wybrać projekt logo ich nowej fundacji. Siedzą w środku Planu B, w niewielkiej sali dla niepalących. Zazwyczaj tu odbywają się pokazy filmów, fotografii, debaty, a w czasie imprez można w tym miejscu spokojnie porozmawiać. Wnętrze to osobliwe – obdrapany z farby sufit, mocno nadwerężona wykładzina i stare, zdekompletowane meble – ma swój klimat.

– Fundacja to nasz nowy pomysł. Właśnie powołujemy ją do życia – mówi Iza, spoglądając znad laptopa.

Chcą organizować wydarzenia kulturalne. Iza, absolwentka Centrum Studiów Latynoamerykańskich, ma już doświadczenie. Od lat chętnie pomaga w przygotowaniu imprez filmowych i muzycznych. – Na pomysł założenia organizacji wpadliśmy, siedząc z przyjaciółmi na Zbawiciela – mówi dziewczyna. – To magiczne miejsce. Dlatego chcemy jako fundacja zająć się animowaniem życia kulturalnego właśnie tu.

Deklaracja ta padła niespełna trzy tygodnie temu. Na jej realizację nie trzeba długo czekać.

W ostatnią niedzielę września już zarejestrowana Fundacja Form i Kształtów organizuje na placu Kram Zrób albo Kup. Impreza połączona z pokazem mody Darii Salamon i wyścigami nakręcanych żab w basenie odbędzie się na chodniku przed Planem B.

Na koniec w plenerze zagra Baabunio – jeden z goszczących tu często duetów. To pożegnanie sezonu ogródkowego. Pogoda coraz rzadziej pozwala siedzieć na dworze.

Coraz niższe temperatury mogłyby odstraszać także od korzystania z ogródków zlokalizowanych po drugiej stronie placu. Mogłyby, ale niektórzy z restauratorów już zadbali, by ogródki były całosezonowe.

W pięciu smakach

Tu, na zachodniej ścianie placu, jest w czym wybierać. Wnętrza największego z lokali – dwupoziomowego Que Huong – nigdy nie świecą pustkami. To największy wietnamski bar, miejsce przyciągające azjatyckich imigrantów, którzy wieczorami i nocą biesiadują tu całymi rodzinami. W tę familijną atmosferę wpisują się organizowane w Que Huong praktycznie co tydzień imprezy okolicznościowe – głównie wietnamskie urodziny i wesela.

Egzotykę, ale z nieco innej półki, na placu reprezentuje Izumi Sushi, przez wielu uznawana za najlepszą tego typu restaurację w stolicy. – Proponujemy nie tylko tradycyjne potrawy japońskie. Mamy też sushi w wersji fusion, na przykład z kaczką – mówi Alicja Than, współwłaścicielka. Jej zdaniem, oryginalne, ale i różnorodne restauracje to podstawa zmiany placu w centrum rozrywkowo-kulturalne. – Puby czy kino dopełniają ofertę gastronomiczną. We współpracy tkwi potencjał placu – dodaje z nadzieją.

Jest tu także słynny Salon Lodowy Corso, naleśnikarnia Bastylia i Cafe Karma.

Ta ostatnia nie specjalizuje się we wszechobecnym latte. To klimatyczny lokal, pachnący świeżo mieloną kawą, którego ściany spełniają rolę galerii. – Prezentujemy prace młodych twórców. Zwykle są to obrazy i fotografie, choć ostatnio mieliśmy też wystawę ręcznie robionych krzeseł. Zawiesiliśmy je pod sufitem – mówi Katarzyna Zalewska, menedżerka kawiarni. To miejsce bezpretensjonalne i popularne, dobrze znane młodym artystom, reżyserom, aktorom. Tak jak do Planu B, tak i do Karmy przylgnęło miano miejsca „lansu“.

Alternatywna komunia

– W wakacje przeżyliśmy prawdziwe oblężenie – wzdycha Michał Borkiewicz, czuwający nad programem Planu B. Jeszcze półtora roku temu, gdy razem z przyjaciółmi Mają Morawą i Pawłem Górskim zakładał knajpę, nawet nie brał pod uwagę, że odmieni oblicze placu Zbawiciela.

Popularność ma dwa oblicza. Z jednej strony podwyższa obroty, nadaje prestiż. Z drugiej – rodzi sprzeciwy mieszkańców.

Po godzinie 22 plac przed Planem B pustoszeje z wystawionych w ciągu dnia stolików i krzesełek. Ale ludzie zostają, siedzą na schodach, stoją, dyskutują. – Z sąsiadami rożnie bywa. Niektórym przeszkadza gwar i wzywają straż miejską, inni sami przychodzą do nas odpocząć – mówi Borkiewicz. – Jedna pani chciała nawet, żebyśmy komunię dziecka jej zorganizowali.

Bliskość lokali mieszkalnych to, zdaniem Marcina Rzońcy, wiceburmistrza Śródmieścia, największa przeszkoda w przekształceniu placu w oficjalne zagłębie kulturalno-kulinarne.

– Restauracje, knajpy, teatr, kino – plac Zbawiciela faktycznie tętni życiem. Nie sposób tego nie zauważyć, nawet przejeżdżając tramwajem. Ale trzeba pamiętać, że z woli mieszkańców nawet na Starówce mamy kulturalną pustynię – mówi.

Na Starym Mieście większość lokali zamykana jest wraz z nastaniem ciszy nocnej. Na placu działają dużo dłużej. I mogłoby być ich więcej. – Pomóc mogą tylko preferencyjne czynsze – uważa Rzońca. Z takim wnioskiem może wyjść dzielnica. Zaakceptować muszą go jednak radni miasta.

– Mogliby też pomyśleć o wynajmowaniu pomieszczeń na dłużej niż trzy lata – przekonują ludzie z Planu B. – Przy tak krótkim czasie nikt nie chce inwestować, to zbyt duże ryzyko.

Prawdziwe centrum rodzi się latami. Zbawiciel po godzinach już raczkuje.

Jarosław Zieliński - varsavianista, Warszawski Magazyn Ilustrowany „Stolica“

Plac Zbawiciela powstał jako jedno z zabudowań założenia urbanistycznego zwanego Osią Stanisławowską. Jej długo ciągnąca się budowa rozpoczęła się pod koniec lat 60. XVIII wieku. Śródmiejski plac ma specyficzny okrągły układ, podobny do tych, jakie posiada również pobliski plac Unii Lubelskiej czy ten na Rozdrożu, z ulicami odchodzącymi od środka w kształcie gwiazdy. Przez pierwsze lata plac Zbawiciela był nazywany po prostu Rotundą. Przez kolejne 100 lat porastało go jedynie pole, wokół którego rosło kilka drzew i krzewów. Z czasem gdzieniegdzie zaczęły pojawiać się knajpy. Jedną z najważniejszych była Czerwona. Stała na miejscu dzisiejszego kościoła. Zabudowa placu rozpoczęła się pod koniec XIX w. i trwała aż do I wojny światowej. Powstały w latach 1902 – 1911 Kościół Najświętszego Zbawiciela i zdecydowana większość stojących tutaj dziś kamienic pochodzi właśnie z tego okresu.

Dodaj swoją opinię...

Życie Warszawy

Najczęściej czytane