Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Katastrofa? Oni ustalą, kto zginął

Grażyna Raszkowska 03-04-2013, ostatnia aktualizacja 04-04-2013 13:04

Polska dorobiła się zespołu identyfikującego ofiary katastrof masowych

Prace na „Łączce” to wyjątkowo trudna próba zidentyfikowania ofiar
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Prace na „Łączce” to wyjątkowo trudna próba zidentyfikowania ofiar

W większości krajów europejskich zespoły DVI (ang. Disaster Victims Identification, czyli zespół ds. identyfikacji ofiar katastrof masowych) funkcjonują od lat i w razie tragicznych wydarzeń natychmiast wkraczają do akcji. Pracuje w nich zawodowa elita genetyków, lekarzy sądowych, specjalistów od badań kryminalistycznych.

Polska do tej pory takiego zespołu nie miała. Sytuację zmieniły trwające od miesięcy prace Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów.

Trudna „Łączka"

– Z punktu widzenia badań genetycznych nie ma znaczenia, czy zdarzenie, które sprawdzamy, było wypadkiem na drodze, w którym zginęło wiele osób, katastrofą kolejową lub lotniczą czy też jest to ekshumacja ciał sprzed wielu lat – mówi dr Andrzej Ossowski z  PBGOT.

Prace zespołu związane są z ekshumacjami na warszawskim cmentarzu na Powązkach w tzw. kwaterze „Łączka", gdzie w czasach stalinowskich rzucano do dołów ciała zamordowanych przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego.

Ekshumacje zaczęły się w zeszłym roku, nadzorują je IPN oraz Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, a nad identyfikacją szczątków czuwa Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie z dr. Ossowskim na czele oraz naukowcy z kilku ośrodków w Polsce. Do tej pory zidentyfikowano siedem ofiar stalinowskiego terroru.

Te prace pod względem trudności porównać można jedynie z prowadzonymi po wojnie na Bałkanach w latach 90. – Tamtejsze były łatwiejsze, bo ekshumacje rozpoczęto parę lat po egzekucjach, żyło wielu krewnych, a szczątki ciał były w znacznie lepszym stanie – mówi Ossowski.

W pracach PBGOT dr Ossowski ze swoimi ludźmi stosuje procedury, jakie obowiązują w zespołach DVI. Tworzą też internetową bazę danych, która pomaga w identyfikacji ofiar. Ta sama baza może być wykorzystywana także w przypadku współczesnych katastrof.

– Nie można dopuszczać do sytuacji, gdy dopiero w chwili nieszczęścia tworzy się zespół potrzebny do podjęcia prac – mówi dr Tomasz Kupiec z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, który pracuje w zespole PBGOT. To dzięki jego wiedzy możliwe jest np. rozpoznawanie koloru włosów czy koloru oczu ofiar, które zostały zabite 60 lat temu. Jeszcze do niedawna byłoby to niemożliwe.

On również jest zdania, że doświadczenie, które zdobywają specjaliści pracujący w zespole PBGOT, pozwala sądzić, że w Polsce powstał zespół DVI, który umiejętnościami nie ustępuje tym z innych krajów.

Przełomem okazały się prace przy identyfikacji ofiar terroru stalinowskiego

– Najmniej skuteczne są doraźne działania. Na miejscu katastrofy zawsze na początku jest chaos – zauważa dr Kupiec. – Dopiero wkroczenie ekipy specjalistów, w tym przede wszystkim ekip ratunkowych, powoduje porządkowanie zdarzeń. Inne służby zabezpieczają teren i gromadzą dowody, które będą wyjaśniać przyczyny zdarzenia – dodaje.

Ale zadania tych ekip są inne niż zadania zespołów DVI. – Nie ratujemy ludzi, ale ich identyfikujemy po śmierci – komentuje dr Andrzej Ossowski. Ratowaniem i opanowywaniem sytuacji zajmują się w Polsce powiatowe i wojewódzkie centra zarządzania kryzysowego, funkcjonuje też Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, które np. w razie powodzi pełni również funkcję Krajowego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Na jego czele stoi premier.

Najważniejszym celem centrów kryzysowych na każdym poziomie zarządzania jest zapobieganie nieszczęściom oraz przygotowywanie planów reagowania na wypadek tragicznego, masowego zdarzenia: organizowanie akcji ratowniczej, zabezpieczanie terenu, a potem usuwanie skutków wypadku. Gdy zespoły ratownicze kończą pracę, wówczas wkraczają specjaliści od identyfikacji.

Gotowi wolontariusze

– Nasza rola w procesach identyfikacyjnych polega na przeprowadzaniu wstępnych oględzin ciał na miejscu katastrofy. W przypadku badań historycznych, takich jak te na „Łączce", wystarczy mniejszy zespół lekarzy sądowych i antropologów, bo główną rolę w identyfikacji odgrywają genetycy i biolodzy – zauważa Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej we Wrocławiu, który także uczestniczy w zespole PBGOT.

Jego zdaniem najważniejsze jest przygotowanie procedur i dobór ludzi z doświadczeniem, którzy będą mogli reagować, gdy  pojawi się potrzeba. Oprócz doświadczeń z „Łączki" specjaliści tworzący polski zespół DVI mają za sobą m.in. prace po katastrofie smoleńskiej, rozbiciu się wojskowego samolotu CASA i po pożarze domu w Kamieniu Pomorskim.

Zespół DVI tworzy się mimo braku finansowych zachęt ze strony państwa. Także na identyfikowanie ofiar komunizmu często brakuje pieniędzy. Państwo wyręczają tu częściowo sponsorzy. Jak pisała ostatnio „Rz", 200 tys. zł na badania genetyczne przekaże Bank Zachodni WBK.

W zespole PBGOT wszyscy specjaliści pracują jako wolontariusze.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane