DRUKUJ

Dzięki druhowi zostawili swój ślad

Sandra Wilk 12-01-2010, ostatnia aktualizacja 13-01-2010 19:53

Owacje na stojąco, muzyczne niespodzianki dla widzów i samych wykonawców. Łzy wzruszenia, radość spotkania po 30 latach i wspólne śpiewanie – tak było w poniedziałek na koncercie wychowanków wspominających druha Władysława Skoraczewskiego.

Po 30 latach na koncercie Centralnego Zespołu Artystycznego wystąpiło ok. 80 chórzystów i 50 członków orkiestry *Po 30 latach na koncercie Centralnego Zespołu Artystycznego wystąpiło ok. 80 chórzystów i 50 członków orkiestry (fot. Jarosław Cieślikowski)
źródło: Życie Warszawy
Po 30 latach na koncercie Centralnego Zespołu Artystycznego wystąpiło ok. 80 chórzystów i 50 członków orkiestry *Po 30 latach na koncercie Centralnego Zespołu Artystycznego wystąpiło ok. 80 chórzystów i 50 członków orkiestry (fot. Jarosław Cieślikowski)
Niespodzianką koncertu były: piosenka śpiewana przez Alibabki oraz występ dzieci wychowanków druha Skoraczewskiego (fot. Jarosław Cieślikowski)
źródło: Życie Warszawy
Niespodzianką koncertu były: piosenka śpiewana przez Alibabki oraz występ dzieci wychowanków druha Skoraczewskiego (fot. Jarosław Cieślikowski)
źródło: Życie Warszawy

Datę 11 stycznia 2010 roku poprzedziła nawałnica telefonów. Dziesiątki osób błagały o bilety, które rozeszły się w ciągu kilku godzin. Na wspomnieniowy koncert w teatrze Roma chcieli się dostać wszyscy – dawni harcerze, weterani II wojny światowej, wspominający młode lata i ich dzieci zaciekawione tematem.

Oblegano kasę teatru Roma, dzwoniono do organizatora, wielu redakcji, w tym naszej. – Dzień dobry, a może powinienem powiedzieć: czuwaj – podstępnie zagajał czytelnik proszący o zaproszenie. Kolejny prosił, by załatwić „coś” dzięki dziennikarskim wpływom... – Ja jestem zwykły harcerz, dziś pewnie nikogo nie obchodzę – mówił, prosząc o sugestię, by koncert powtórzyć. Chętnych by nie brakowało, zwłaszcza że w dniu koncertu do kas Romy trafiły pojedyncze zwroty. Dostali je najwytrwalsi...

W dniu koncertu w Romie zamieszanie trwało już od siódmej rano. Z godziny na godzinę przeradzało się w spójną koncepcję występu chóru i orkiestry symfonicznej Centralnego Zespołu Artystycznego ZHP, w latach 1945 – 1980 prowadzonego przez Władysława Skoraczewskiego.

Harcerze za kulisami

Gdy harcerstwo zlikwidowano, druh Skoraczewski się nie poddał. – Robił, co mógł, żebyśmy nadal śpiewali. Zostaliśmy więc Reprezentacyjnym Chórem Służby Polsce, a potem chórem Związku Zawodowego Budowlanych – wpominał jeden z wychowanków.

Później pod koniec lat 50. zespół powiększył się o Harcerski Chór Dziecięcy i Orkiestrę Symfoniczną. Od 1974 roku jako Centralny Zespół Artystyczny ZHP koncertował m.in. w Filharmonii Narodowej i stale współpracował z Teatrem Wielkim, gdzie miał swoją siedzibę. Gdy w styczniu 1980 roku druh Skoraczewski – śpiewak i dyrygent – zmarł, jego wychowankowie postanowili nie stracić ze sobą kontaktu. W większych czy mniejszych grupach spotykali się co roku.

Jednak dopiero teraz, po 30 latach, pierwszy raz zebrali się w ponadstuosobowym składzie, by znów wystąpić. Tak jak dawniej.

W Romie przed godz. 16, gdy kończyła się próba, chórzyści wydawali się nie do poskromienia. Radość wspólnego śpiewania władała ich mimiką, gestami, mową ciała. Ale mimo żartów z dyrygentami, dbali o szczegóły – np. o kontrolę prawidłowego założenia harcerskich chust.

Po próbie w foyer teatru – szaleństwo. Każdy z uczestników chciał w barku kupić coś do jedzenia, a obsługa tylko skreślała kolejne pozycje z wiszącej na ścianie karty – nakarmienie ponad 100 głodnych harcerzy okazało się być niełatwą sztuką.

Znów na scenie

Wreszcie wybiła godz. 18.30. Zaczęło się. Niemal tysiąc osób na widowni burzą oklasków powitało grupę ludzi, którym chciało się zrobić coś ważnego. Przy hymnie harcerskim wszyscy wstali i śpiewali wraz z nimi.

Pomiędzy kolejnymi utworami prezentowano audiowizualne wspomnienia o ukochanym druhu, a w honorowej loży cały czas wisiała dyskretnie oświetlona marynarka jego munduru. W programie – sporo utworów klasycznych (np. z „Carmen”), piosenki harcerskie i patriotyczne. Nimi najbardziej wzruszeni byli siedzący na widowni weterani. Przy „Pałacyku Michla” pojawiły się pierwsze łzy.

Koncert niósł ze sobą także radość – humorystyczne wspomnienia czytane były drżącymi głosami, publiczność żywo reagowała, śmiejąc się lub pokrzykując. Oklaskami nagradzano każdy utwór. Utrzymywana w tajemnicy nawet przed chórem piosenka zaśpiewana przez Alibabki, wychowanki druha, doczekała się długiej owacji na stojąco.

W pamięci na długo pozostaną także: przepięknie zagrana przez orkiestrę Etiuda B-moll Karola Szymanowskiego, występ dzieci członków Centralnego Zespołu Artystycznego ZHP oraz minishow Adama Kruszewskiego, solisty Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.

No i jeszcze dwa utwory. Mazur ze „Strasznego dworu” – wykonany dwukrotnie, w tym raz znacząco bez dyrygenta, oraz kończąca wieczór melodia „Już do odwrotu głos trąbki wzywa” grana tylko na trąbce.

Przy niej stała się rzecz niezwykła – tysiąc osób zaśpiewało na cały głos jej tekst „Płonie ognisko i szumią knieje, Drużynowy jest wśród nas...”.

To był wielki finał. Jak przystało na Władysława Skoraczewskiego, który mawiał: „Stu harcerzy śpiewa jak jeden. Nie jest to żadnym frazesem, zrozumcie mnie. Ważne jest jedno, że zostawiamy zostawiamy ślad, o którym ludzie mówią. Ważne jest, że śpiewamy”.

Życie Warszawy