Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Planeta Football ****

tr 11-01-2011, ostatnia aktualizacja 14-01-2011 17:57

Teatr Guliwer, ul. Różana 16, tel. 22 845 16 76, od lat 6, autor: Marek Zakostelecky, reżyseria: Marek Zakostelecky, scenografia: Marek Zakostelecky, choreografia: Władysław Janicki, muzyka: Vratislav Sramek, dramaturgia: Hana Mlynarova

Kapitan lotnictwa planety Anapok odkrywa planetę Ziemię. Jakież jest jego zdumienie, kiedy okazuje się, że jej mieszkańcami włada siła zwana footballem. Miłość Ziemian do footballu jest tak ogromna, że dzielny astronauta dla nowo odkrytej planety nie widzi lepszej nazwy, jak „Planeta Football”.

Następnie wraz z zespołem badawczym podejmuje próbę wyjaśnienia źródeł tajemniczej pasji Ziemian. Co ustaliła załoga statku badawczego? Czy udało się zgłębić tajemnicę footballu? Żeby się o tym dowiedzieć, trzeba poznać tę intrygującą historię do końca. Spektakl jest rzadkim na scenie Guliwera widowiskiem, trochę kabaretem, trochę rewią.

NASZA RECENZJA

Nie jest to spektakl typowy. Niewiele ma wspólnego z bajkowym przedstawieniem, jakiego oczekiwalibyśmy po teatrze dla dzieci. Fabuły właściwie w nim brak a początkowe sceny przypominają wykład na zgrupowaniu dla piłkarskich żółtodziobów. A jednak bawią się na nim szczerze dzieci i dorośli.

Obok mnie na przedstawieniu wybuchali na zmianę śmiechem: potężny tatuś, dwie bardzo różne panie – jedna chyba babcia, druga – mama. A eksplozjom ich wesołości towarzyszyły rozbrajające chichoty siedzących obok dzieci. I nie miało znaczenia, czy był to wiercący się mały chłopiec, pozornie znudzony dziesięciolatek czy układna dziewczynka cała w różowościach. Każde z nich dało się wciągnąć do gry. Co takiego wymyślił i jak wyreżyserował to Marek Zákostelecký, że zjednoczył w zabawie widownię, pokazując jej „jedynie” biegających za piłką aktorów?

Zakostelecki, który ma już na koncie (jako reżyser, autor scenariusza i scenograf) m.in. głośne przedstawienie „Kino Palace” w Teatrze Lalka; zrobił też prześmieszną scenografię do spektaklu Guliwera „Wszystko lata, co ma skrzydła” – potrafi zdobyć się na dystans. To chyba, poza plastyczną wyobraźnią, jego największy atut. Baza poczucia humoru. W „Planecie Football”, którą – nie ukrywa – przygotował z myślą o zbliżającym się Euro 2012 Zakostelecky udowodnił, że także dziecięcy teatr nadaje się na miejsce ożywczych eksperymentów.

Można w nim pokazać spektakl, w którym zamiast fabuły są skeczowe scenki – znakomicie rozegrane choreograficznie, nie stroniące od gagów i groteski, dziejące się właściwie bez słów. Bo w tym spektaklu, aktorzy tworzący piłkarską jedenastkę (plus sędzia), nie muszą używać głosu. Mówią ciałem, gestem, kabaretowym trickiem oraz teatralnym rekwizytem, jakim staje się czarno-biała piłka.

Słów używa przede wszystkim srebrzysty stworek, gość z kosmosu, który próbuje zgłębić, co też ciekawego widzą Ziemianie w ściganiu po zielonej trawie skórzanej kuli.

Jego obserwacje, oraz relacje, jakie zdaje swoim współziomkom, ilustrowane są „materiałem poglądowym”, czyli aranżowanymi na scenie sytuacjami, które przedstawiają, co może się zdarzyć na boisku oraz poza nim. Stworek w obrazowy i bardzo zabawny sposób potrafi wytłumaczyć np. czym jest, budzący tyle emocji, spalony. I dosłownie rozbraja też sposobem, w jaki charakteryzuje relacje panujące na murawie czy zachowania kibiców przed telewizorami.

Im bardziej kosmiczny gość zagłębia się w footballowe szaleństwo, tym jego opowieść jest żywsza a reakcje słuchaczy, bardziej żywiołowe. Finałowa piosenka, rozpisana na największe światowe drużyny, porywa i budzi nadzieję, nawet w siedzących na widzowni polskich kibicach, którzy wcześniej usłyszeli ze sceny słynne: „Nic się nie stało…”. W końcu w marzeniach prawie wszyscy „We Are The Champions”.

- Jolanta Gajda-Zadworna

Życie Warszawy

Najczęściej czytane