Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Art Spiegelman „Maus. Opowieść ocalałego” ******

Marcin Flint, Dominika Węcławek 17-03-2011, ostatnia aktualizacja 17-03-2011 01:09

Dekadę po polskiej premierze pierwszego tomu, na rynek w wydaniu zbiorczym trafia nagrodzony Pulitzerem „Maus”. Zarówno wówczas, jak i dziś, wcelował w sam środek dyskusji o współudziale Polaków w holokauście. Ale sięga wysoko ponad to.

źródło: materiały prasowe

Temu komiksowi trudno przyznać ocenę inną, niż najwyższa. „Maus” z miejsca trafił do kanonu i stał się najlepszym wyznacznikiem tego, jak mówić o trudnych tematach, skomplikowanych emocjach i wstrząsających faktach, łącząc przy tym słowo z ilustracją. Dla samego medium to jeden z kamieni milowych: tytuł, który udowodnił, że komiks to nie kulawa sierota w trykotach błąkająca się między książką a filmem. Dodatkowo „Maus” jest szczególnie ważny dla nas, Polaków, bo jest o nas i to takich, jakimi wolelibyśmy nigdy nie być. Niestety nie każdy z naszych rodaków był Sprawiedliwym wśród Narodów Świata. – To znowu Ci faszyści podburzają – mówi jedna z postaci w opowieści po rozruchach w Bielsku. – Kiedy chodzi o Żydów, Polaków nie trzeba długo podburzać – słyszy w odpowiedzi.

Jednak jak bardzo złą wolą by się nie wykazać, nie da się mierzyć Speiegelmana miarą Grossa. Nie szukał sensacji, temat znalazł pod nosem. Kanwą fabuły były przeżycia jego ojca, Władka Szpigelmana, polskiego Żyda. Całość rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Z jednej strony Art sam relacjonuje jak przebiegało zbieranie materiałów do książki, przedstawia kolejne, obywające się przez kilkanaście lat spotkania z ojcem, rozmowy, wydobywanie kolejnych wspomnień. Sedno stanowią jednak obrazki z przeszłości, wspomnienia z czasów Polski międzywojennej, następnie relacje z czasów wojennej zawieruchy, niemieckiej okupacji i okresu uwięzienia w obozie koncentracyjnym. Głównego bohatera poznajemy jako młodego, rzutkiego, bardzo przy tym zakochanego przedsiębiorcę. Kiedy jednak raz już został więźniem, pozostał nim mentalnie do końca, zmieniając się w istotę niemożliwą we współżyciu, nieprawdopodobnie podejrzliwą, do bólu skąpą. Człowiekiem prawdziwie okaleczonym.

Wszystkie te emocje znamy już niby z lektur szkolnych. Nałkowska, Borowski, Szczypiorski, Herling-Grudziński... A Spiegelman i tak potrafi wciągnąć bez reszty. Niekoniecznie rysunkiem, choć wystarczy spojrzeć na pełen detali, początkowy kadr z sanatorium, czy symboliczne ujęcie, składających się na wzór swastyki dróg (gdy Władek z żoną nie wiedzą gdzie podziać się po ucieczce z Sosnowca), by przekonać się jak świadomie twórca posługuje się tuszem. Do tego kombinuje, potrafi wpleść zdjęcie, mapę, czy nawet swój stary, rysowany odmienną techniką komiks o matce i tym, co działo się po jej samobójczej śmierci. W tym jednak wypadku porywa głównie narracja – jej ostrość, mistrzowsko tłumaczony sposób mówienia Władka, przedstawiane postacie. Zwłaszcza, że te są niezwykłe. Narodom przyporządkowano antropomorficzne postaci: Żydzi to myszy, Niemcy - drapieżne kocury, Polacy są zaś świniami... Owszem, dorabiamy się na cudzej krzywdzie, spekulujemy, wykazujemy tchórzostwem. Jesteśmy po prostu zwierzętami jak wszyscy. Spigelman nikomu w paszport nie patrzy. „On jest w pewien sposób, jak rasistowska karykatura starego Żyda-skąpca” – niepokoi się w pewnym momencie tym, jak ukazuje własnego ojca. Pobratymców również nie oszczędza – członek żydowskiej policji, który robi tort ze składników znalezionych w domach wywiezionych do Oświęcimia towarzyszy i sprzedaje go w getcie w warunkach skrajnej biedy i głodu, to coś nie do zapomnienia. Zwłaszcza, że puentę nakreślonej sytuacji życie napisało głęboką czernią. Mąka okazała się proszkiem do prania. Czytelnik musi nastawić się na chwile zupełnie szokujące – choćby zestawienie świata prosto rysowanych zwierzątek z mordowaniem płaczących dzieci poprzez uderzenie o ścianę i chłodny komentarz do tego. Spokojnie, to nie żaden manifest cynizmu, czy bezsensowne epatowanie okrucieństwem. Autor z założenia niczego w bawełnę nie owija i pod dywan nie zamiata. Nie ocenia, nie moralizuje, nie bawi się w publicystykę – przerażająca szczerość i dystans wystarczy. Z historii pełnej małych zwierząt udało się zrobić coś absolutnie wielkiego. To może być najlepiej wydane 59 złotych w życiu.

„Maus. Opowieść ocalałego – wydanie zbiorcze” Art Spiegelman Wyd. Post Cena: 59 zł

zyciewarszawy.pl

Najczęściej czytane